Rozdział 22
Iris
- Harry błagam cię, zrób coś- chłopak dokładnie
badał moją twarz.
- Jesteś pewna, ze gdyby Noah ci nie powiedział nie
czułaś różnicy między zmianą koloru oczu? – pokiwałam głową. Gdy wrzasnęłam do
pokoju wbiegł Quinn, który za wszelką cenę chciał mi pomóc. Wysłałam go więc po
Harry’ego. – Nie wiem co mam o tym myśleć… Gabe nigdy nie wspominał, że nasze
oczy staną się czarne. Chyba będę musiał się z nim skontaktować…
- Nie!- zaprotestowałam- Skoro nie wspomniał może
nie oczekiwał, że coś takiego się przytrafi. Musimy sami ustalić co to oznacza,
dobrze?
- Chyba masz racje- stwierdził.- Na razie musisz
ukrywać się w domku dopóki twoje oczy znów nie przyjmą normalnej postaci. Czy
tylko Quinn i Noah wiedzą?
- Jeśli Quinn nikomu poza tobą o tym nie wspomniał
to tak. – Harry wstał i ruszył do drzwi.
- Pójdę z nim porozmawiać na ten temat… Jeśli chodzi
o Noah’a nie będzie chyba takiego problemu, bo sam też musi leżeć w tym domu.
Gdybyś czegoś potrzebowała… - otworzył drzwi.
- Harry?- przystanął i spojrzał na mnie- Mogę z tobą
porozmawiać na inny temat?- skrzyżował ręce na piersi.
- Słucham. O co chodzi?
- O ciebie i Logana- odwrócił wzrok.
- Tu nie ma o czym rozmawiać. Ta przyjaźń jest
skończona- wstałam i podeszłam do niego.
- Sam w to nie wierzysz. Wiem co Logan czuł,
przecież sama się ukrywałam z tym, że jestem łowcą i mi darowałeś. Logan nie
odszedł na zawsze, obiecał, że niedługo wróci. Czy może liczyć na kolejną
szanse od ciebie?- zapytałam błagalnie.
- Szczerze w to wątpię, poza tym ty i on to co
innego. - odparł, a ja wywróciłam oczami, choć on pewnie tego nie zauważył, bo
były całe czarne.
- No jasne, mi wybaczyłeś, bo jestem dziewczyną i w dodatku ci się podobam-
stwierdziłam bez ogródek. Wydawało mi się, że na jego policzki wkradły się
delikatne rumieńce.
- Żeby ta twoja pewność siebie cię nie zgubiła. Nie
chcę o nim rozmawiać, uszanuj to. Przypominam, jakbyś coś chciała jestem do
twojej dyspozycji- i wyszedł.
Sam
Rano zadzwonił telefon.
- Sam Teample- powiedziałem po odebraniu.
- Cześć, to ja Jim- usłyszałem znajomy głos w
słuchawce.- Musimy porozmawiać- powiedział poważnie co mnie trochę zaniepokoiło.
- O co chodzi, Jimmy?
- Bruce nie żyje- na chwilę zamilkł- I w ten oto
sposób demony mają 4. Pieczęć na swoim koncie. – zamknąłem oczy.
- Żartujesz, prawda?
- A brzmię jakbym żartował? Sam, oni są już prawie w połowie. Trzeba w
końcu zacząć coś robić. Rozmawiałem z Julianem i miał wizję. Zorganizowałem
akcję. Zaatakuję dzisiaj pod wieczór Loggers Lake. Chcą złamać jednocześnie
dwie pieczęcie. Spotykamy się w kempingu o trzeciej. Weź chłopaków, radzę wam
wyjeżdżać już teraz.
- Do zobaczenia- rozłączyłem się w momencie kiedy
Dean kierował się do wyjścia. – A ty dokąd?- rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Na spacer.
- Mamy akcję i musimy jechać- wzruszył ramionami.
- Nie czuję się na siłach – stwierdził i nacisnął
klamkę. Prychnąłem.
- Taką masz wymówkę? To nie jest zabawa Dean, i ty
powinieneś doskonale to wiedzieć. Zostały dwadzieścia dwa dni do próby
uwolnienia Lucyfera. Złamali już czwartą pieczęć zabijając Bruce’a…
- Bruce nie żyje?- zapytał Dean. Skinąłem głową.-
Przykro mi, ale nie pojadę na akcję. Też mam prawo na normalne życie.
- Czy ty siebie słyszysz? – wrzasnąłem- Teraz, kiedy
tak niewiele zostało, kiedy mamy szansę skończyć to co tata zaczął, kiedy
możemy uratować świat ty się poddajesz? Normalne życie? Proszę bardzo, będziesz
mógł żyć normalnie, ale to jak to się skończy- Dean zmierzył mnie piorunującym
spojrzeniem.
- Tata nie żyje i to właśnie on zniszczył nam życie
wciągając nas w t o bagno. Tylko teraz mam czas na normalne życie, potem już
nie dostanę tej szansy, bo łowcą jest się do końca życia. – wyszedł trzaskając drzwiami.
- I co
teraz?- rozległo się pytanie za moimi plecami. Stali tak Julian i Luke. Musieli
wszystko słyszeć.
- Zbierajcie się, jedziemy na akcje.
Dean
Poszedłem w umówione miejsce spotkać się z Arią. To
naprawdę wspaniałe stworzenie. Mimo, że jest dobra, służy Bogu to mimo wszystko
ma w sobie ten pazur. Czekała na mnie uśmiechnięta. To naprawdę wspaniały
widok. Dziś miałem nauczyć ją jak używać ją poszczególnych broni. Kiedy
tłumaczyłem jej jak je używać i do czego służą ona uważnie mnie słuchała. Gdy
przechodziliśmy do praktyk nie miała z nimi najmniejszego problemu, no bo e
końcu była aniołem, a dla nich to pestka. Mimo to czasami prosiła mnie o pomoc,
a ja nie miałem serca odmówić. Chwile , w których mogłem ją objąć były cudowne.
Sam by nie zrozumiał gdybym mu powiedział. Wie jaki jestem i nie pochwalił by
tego. Bo jak taki nieczuły kobieciarz jak ja mógł naprawdę zakochać się w
aniele? Wszystko było możliwe na tym świecie.
Iris
Ja i Quinn właśnie zmienialiśmy opatrunki Noah’owi,
kiedy przyszedł Harry.
- Właśnie jedziemy na akcję nad jezioro, tu
niedaleko. Liczę, że zostaniecie tu i nie wpakujecie się w żadne kłopoty.
- Jadę z wami- powiedział Quinn. Harry za nim mu
odpowiedział spojrzał smutno na mnie.
- Nie, Quinn. Raz chłopak w twoim wieku, który o wiele
dłużej trenował pojechał na akcję nie wrócił z niej. Wolimy nie ryzykować-
Malcolm. Znów powróciły tysiące obrazów z tym chłopcem.
- To jak mam się przydać?- zapytał.
- Zostań tu i opiekuj się Noah’em. To bardzo ważne
zadanie- chłopczyk po chwili zastanowienia uśmiechnął się.
- Ja za to pojadę. Na pewno się przydam, a z oczami
na pewno da się coś zrobić. Przydałyby się…
- Okulary przeciwsłoneczne?- i wyciągnął je z
kieszeni- Chciałem ci je dać na wypadek gdyby ktoś przyszedł w odwiedziny, ale
możesz też je ubrać na akcję- odebrałam je i założyłam. Przez szkła na
szczęście nie było widać moich oczu. – No to, Quinn opiekuj się Noah’em. Chodź
Iris, czas ruszać.
***
Mieliśmy złamać dwie pieczęcie za jednym zamachem.
Na łódkach było akurat piętnastu rybaków, których należało oślepić, a do
jeziora mieliśmy wlać chemikalia, które miały wybić ryby. Łatwizna. Rozdzieliliśmy
się i każdy udawał turystę. Ja z Harry’n udawaliśmy parę i szliśmy za ręce.
- Biedni, nawet się tego nie spodziewają. – szepnął.
Sekundę później każdy wlał swoją fiolkę. Oślepiać dopiero mieliśmy kiedy ryby
wypłyną na powierzchnię, martwe. Za nim się tego doczekaliśmy ktoś wrzasnął:
- To pułapka- i pojawili się łowcy. Jedni wybiegli z
ośrodka, inni z lasu, a inni byli na łódkach zamiast prawdziwych rybaków. Wyciągnęliśmy
broń.
- Nie dajcie się zabić- krzyknął Harry i ruszył na pobliskich
łowców. Uczyniłam to samo. Trafiło mi się dwóch siedemnastolatków,
prawdopodobnie bliźniaki. Nie chciałam ich zabijać, więc postrzeliłam ich w
ramiona.
- Znajcie moje dobre serce- odparłam i ruszyłam dalej.
To była istna rzeź. Naszych nie zabijano, ale ich łapano. Do łowców strzelano i
to celnie na ogół. Ruszyłam na pomoc jednemu z naszych. Byłam już blisko kiedy
poczułam ogromny ból. Teraz mnie zastrzelono. Spojrzałam na łowcę. Dobry
przyjaciel Bruce’a. Uśmiechnął się paskudnie. Kopnął mnie w brzuch i upadłam.
Kopnął mnie ponownie.
- Oj malutka, Iris. Mam nadzieję, że pójdziesz do
diabła- wymierzył we mnie bronią. Nie
miałam siły się bronić. Zaczęłam powoli czuć własną krew w ustach. Czyli to
właśnie teraz umrę.
- Nie zabijaj jej!- warknął Harry i uklęknął przede
mną, zasłaniając mnie własnym ciałem.
- Oj zabiję ją, ale pierwszy będziesz ty- oznajmił i
rozległ się huk wystrzału.
---------------------------------------------
Przepraszam za opóźnienie, ale wczoraj miałam okropny dzień i nie byłam w stanie nic napisać. Podoba wam się rozdział? Jak myślicie, co będzie dalej? Nn pojawi się do środy, bardzo was proszę o komentarze, teraz naprawdę ich potrzebuję, zapraszam też na first-human-later-angel.blogspot.com, bo tam też dziś pojawi się nn
Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńŻeby tylko Harry'emu nic się nie stało xx
Dominika
Świetny :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie złamią pieczęci i Haris przeżyją :D
Mam też nadzieję, że czujesz się lepiej :*
Już nie mg się dostać nn :D
Dziękuję :* - Asia :)
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)