piątek, 29 maja 2015

Rozdział 5




Rozdział 5


                                     Iris
Weszliśmy do środka. Lokal był pełen różu, bieli i fioletu. Nie dało się nie zauważyć jednorożców na każdym kroku. Pisnęłam zachwycona. Chciałam od razu biec do innych dzieci, ale tata nadal trzymał mnie za rękę.
- Muszę jechać na misje. Wrócę po ciebie o siedemnastej. Dobrze?- pokiwałam głową. Schylił się i pocałował mnie w czoło- Baw się dobrze, kwiatuszku.
- Dziękuję tatusiu- skierował się ku wyjściu. Kiedy wyszedł wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku placu zabaw.
Otworzyłam oczy. Czemu znowu śniły mi się dziesiąte urodziny? Chciałam usiąść, ale od razu tego pożałowałam. Syknęłam z bólu. Spojrzałam na swoje biodro. Od razu przypłynęły do mnie obrazy z wczorajszego wieczoru. Adam, krzesło, palący metal, jego obślizgłe pocałunki, rekini uśmiech… Wzdrygnęłam się. Jak można było być tak chorym? Czemu on nadal pozostawał na wolności? Do kogo bym mogła pójść, żeby zrobił coś w twej sprawie? Malcolm i Noah pewnie by mnie poparli, ale… Nie oszukujmy się. Oni by zbyt wiele nie zdziałali. Zayn? Przecież Zayn wiedział co tam się stało, chociaż po części. Może… Nie. Mimo, że Zayn’owi „było mnie wtedy szkoda” nie stanął by po mojej stronie. Przecież się nienawidzimy. Harry? W końcu jest przywódcą. Ale z drugiej strony źle go traktowałam (nie żeby zasłużył na dobre zachowanie) i Adam’a znał dłużej. Naszła mnie jedna myśl.
Logan.
Tak, on mógł by zrobić coś w tej sprawie. Mimo, że znamy się od dwóch dni to powinien  stanąć po mojej stronie. Powiedział, że mogę się przy nim czuć bezpieczna. Odebrałam to jako obietnicę, że będzie mnie chronić przed takimi typkami, a jak dojdzie co do czego ( np. wypalenia skóry w brutalny sposób) zrobi coś z tym. Teraz trzeba tylko na niego poczekać. Ciekawe kiedy wróci… Postanowiłam sprawdzić co po sobie pozostawił Adam. Delikatnie podwinęłam koszulkę… Zaraz! Przecież jeszcze wczoraj miałam spodnie!  Co za gnój… Spojrzałam na ranę. Była okropna. Z gdyby jeszcze tego było mało nad nią wyryty nożem był napis „moja”. Poczułam mdłości. To cholerstwo i brak jedzenia przez około 40 godzin nie wróży nic dobrego. Wychyliłam się za łóżko i puściłam pawia. Obrzydlistwo. Jak na zawołanie przyszedł Malcolm. Spojrzał na moje wymiociny.
- Noah! Przynieś mopa. Zdarzył się wypadek- za to mi podał tackę z kanapkami z pomidorem i szklankę wody.
- Dziękuję- najpierw przepłukałam usta, następnie wzięłam się za jedzenie. Do pokoju wpadł Noah. Miał na sobie jedynie spodnie. Muszę przyznać, że jego brzuch prezentował się całkiem dobrze.
- Co się… Aaaa. Już się tym zajmuje- co za koleś.
- Ja to zrobiłam, więc ja posprzątam- już chciałam wstać, ale powtrzymał mnie gestem ręki.
- Odpoczywaj- i szybko załatwił sprawę. – Malcolm się tobą zajmie do południa. Potem musicie iść na obiad, a  potem trening.
- Muszę?- zapytałam jak małe dziecko. Pokiwał głową.
- Powinnaś już zacząć wczoraj, ale twoja sytuacja uniemożliwiła ci to. Witaj w naszym popieprzonym świecie. – uśmiechnął się smutno i wyszedł. Spojrzałam smutna na Malcolm’a.
- Powiesz mi co my tutaj robimy?- wzruszył ramionami i uśmiechnął się co odwzajemniłam.
                                                       ***
Do obiadu czas spędziłam na rozmowie z Malcolmem. To naprawdę miły dzieciak. Dowiedziałam się, że ma 14 lat, jego mama umarła jak moja, a ojciec jest sklepikarzem. Noah trafił chwilę przed nim do obozu i zaopiekował się nim. Od tamtego czasu są braćmi. Ja mu też opowiedziałam wiele na swój temat. O dziwo nie uciekł z przerażeniem jak opowiadałam mu o mordowaniu wilkołaków, wampirów i tak dalej. Obiecał, że nikomu nie wspomni o tym, nawet Noah’owi. Usiedliśmy przy naszym stoliku. Pozostali chłopacy, w tym nasz współlokator czekali. Na stołach stały już podane dania. Dowiedziałam się, że Noah pracuje w kuchni, tak samo jak Malcolm, któremu Zayn dał dzisiaj wolne ( ze względu na mnie o dziwo). Kiedy Adam przechodził koło naszego stolika odwróciłam wzrok. Nienawidzę tego typa. Nałożyłam sobie łyżkę ziemniaków i trochę kalafiora. Nie chcę się obżerać przed moim pierwszym treningiem. Jadłam w milczeniu przez kolejne dwadzieścia minut. Potem każdy odniósł swoje talerze do kuchni, a potem skierowaliśmy się do wyjścia. Zbiórka była na polanie. Ustawiliśmy się w szeregu. Naprzeciwko nas stał Zayn.
- Wszystko jest możliwe- powiedział.
- Bo wszystko zależy od nas- odpowiedzieli mu chórem.
- Musisz się tego nauczyć- szepnął Noah. Pokiwałam głową.
- Dziś ćwiczymy to co wczoraj. Iris, ciebie poproszę za mną- wszyscy dobrali się w pary, a ja ruszyłam w kierunku mulata. – Pokazałaś już trochę co umiesz. Chciałbym zobaczyć więcej- wskazał na budynek szkolny. Weszliśmy tam. Jedna z sal była wyłożona materacami a ze ściany zwisał worek treningowy. – Zaprezentuj coś- wywróciłam oczami i zaczęłam nawalać w worek najlepiej jak potrafiłam. Gwizdnął z uznaniem. – Gdzie się tego nauczyłaś? – wzruszyłam ramionami.
- W domu- uśmiechnął się.
- To niezły domek miałaś. Co jeszcze potrafisz?- wymieniłam mu z jaką bronią potrafię walczyć. – No to nieźle. Myślałem, że będziesz jak kula u nogi, a tu się okazuje, że możesz być nawet przydatna- uśmiechnęłam się.
- Nawet?
- Nawet- czyżbym w tej o to chwili znalazła wspólny język z moim wrogiem?
                                                   Dean
Jechaliśmy w milczeniu. Jedyne dźwięki, które można było usłyszeć to Guns n’ Roses lecący z mojego radia. Na twarzy Luke’a malował się spokój, natomiast od Sam’a było wyczuć niepokój na kilometr. Nie podobał mu się plan uczynienia z tego gówniarza łowcy. Przecież wiedziałem co robię. Chłopak nie da sobie rady , uratujemy mu dupsko i odstawimy do domu. Zapomni o całej sprawie i wróci do poprzedniego życia.
- Pamiętasz co ci mówiliśmy? Odcinaj głowy, krew umarlaka je paraliżuje, a czosnek to tylko bajeczki- blondyn pokiwał głową i wyciągnął rękę po maczetę i strzykawkę. Mój prawdziwy brat podał mu je.
- Gotowy?- zapytałem.
- Jak nigdy dotąd- wyłączyłem silnik i sam chwyciłem za sprzęt.
- Bądźcie tylko cicho i uważajcie- mruknąłem. Powoli ruszyliśmy do gniazda, którym była stodoła. Mają kiepskie gusta. Pokazałem im, że mają wejść od tyłu, ja wejdę tędy. Zgodzili się i poszli dalej. Ja wślizgnąłem się do środka. Ten wampir, który stał z brzegu od razu stracił głowę. Szedłem dalej. Była ich tam piątka. Po drugiej stronie wypatrzyłem też Sam’a i tego drugiego. Chciałem dać im znak, żeby ruszyli, ale wtedy Luke krzyknął:
-Dean za tobą!- i miał racje. Jeden z tych sukinsynów zaczaił się za mną. Na szczęście w porę wbiłem w niego strzykawkę. Na moich towarzyszy ruszyła dwójka a na mnie trójka. Z miarę szybko uporałem się z dwoma. Trzeci był twardym zawodnikiem. Na moje szczęści z pomocą przybył mi… Luke?! Z gracją odciął mu głowę.- Nie ma za co- powiedział. Sam do mnie podbiegł.
- Nic ci nie jest?- zapytał przerażony Sam. Pokręciłem głową. Podniosłem się i ruszyłem z kamiennym wyrazem twarzy do Lucasa. Zatrzymałem się przed nim i wyciągnąłem ku niemu dłoń.
 - Witam w drużynie.
------------------------
Może nie jest zbyt ciekawy, ale czasami musi pojawić się takiego typu rozdział żeby potem było dużo akcji. Z resztą miałam ciężki tydzień, a 3 komy zbytnio mnie nie zmotywowały... Chociaż i tak lepsze 3 komy nić nic , więc dziękuję ;* Jak myślicie co będzie dalej? Nn pojawi się maksymalnie w niedzielę, proszę o komentarze ;p

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 4



 Rozdział zawiera drastyczne sceny. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Rozdział 4

                                     Sam

- Wygląda na to, że jestem waszym bratem- po wypowiedzeniu tych słów zapadła cisza. Dean wpatrywał się w niego jak w zwierzynę. Zacisnął pięści tak mocno, że było słychać jak jego knykcie przeskakują.
- Nie wiem kim jesteś ani czego chcesz, ale zaraz wylecisz stąd na zbity pysk- wycedził przez zęby mój brat- Jim, kim do cholery jest ten gnojek?- nie dostał odpowiedzi- Jim?- a Jimmy dalej nie odpowiadał. Stał oparty o ścianę ze spuszczonym wzrokiem. Wypuściłem powoli powietrze i usiadłam na pobliskim krześle. Złapałem się za głowę. Jak to możliwe, że mieliśmy brata i nikt nam o tym nie powiedział? To takie… Niemoralne. Czy to słowo to oddaje?
- Od kiedy wiedziałeś, Jim?- tyle udało mi się wykrztusić. Mężczyzna westchnął.
- Wiedziałem, że coś ukrywa od kiedy powrócił z jednej misji. Przez długi czas nie chciał powiedzieć co. Kiedy dwa lata temu wyruszył na tą samotną wyprawę dał mi skrzynkę z najpotrzebniejszymi zapiskami, które ukrywał nawet przed wami… Powiedział, że jeśli nie wróci na wyznaczony termin i nie da znaku życia, mam ją otworzyć i poznać prawdę. Wrócił tydzień po terminie, wcześniej nie uprzedzając. Jestem tylko człowiekiem, a ludzka ciekawość jest przekleństwem. Otworzyłem ją i były tam informacje o nim- spojrzał na naszego gościa. – Nie mam wątpliwości, że to wasz brat. Przykro mi- powiedział już cicho. Spojrzałem na Dean’a. Na jego twarzy malował się ból. Nasi rodzice nie żyli, Iris została porwana, a my się dowiadujemy, że mamy przyrodniego brata.
- Dwa lata- powiedział Dean- Pieprzone dwa lata wiedziałeś i nic nam nie powiedziałeś?- Jim nawet nie próbował się bronić. Stał i słuchał.- Uważałem cię za przyjaciela, może nawet za ojca! A ty co? Nie powiedziałeś, że mamy brata! Nie wiem jak mogłem ci ufać- udał się w kierunku wyjścia.
- Dean…- odwrócił się i spiorunował mnie wzrokiem.
- Aktualnie mam do znalezienia moją siostrę. Pytanie teraz czy idziesz ze mną, czy zostajesz z nimi- wycelował palcem z blondyna.
- Dean, posłuchaj mnie…- prychnął.
- Jesteś naiwny, Sammy- powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Nie wiedziałem co mam robić. Biec za nim czy domagać się wyjaśnień od tej dwójki.
- Chyba mnie nie polubił- mruknął chłopak. Odwróciłem się do niego.
- Gadaj kim jesteś i czego chcesz- powiedziałem stanowczo.
- Mówiłem przecież, że jestem…
- Waszym bratem. Nie o to mi chodzi. Jak się nazywasz i czego tutaj szukasz- wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Lucas John Smith- skrzywiłem się. Nosił drugie imię po naszym ojcu.
- Sam Teample. – z niechęcią podałem mu dłoń. – To po co przyjechałeś?
- Szukałem ojca, ale dowiedziałem się, że się spóźniłem- odwróciłem wzrok- przykro mi z jego powodu.
- Tak, mnie też. Po co go szukałeś? – wzruszył ramionami.
- Sprawy prywatne. – uniosłem brew, a on wywrócił oczami- Chcę zostać łowcą. – zaśmiałem się.
- Skoro tata nie wciągnął cię w ten biznes wcześniej niech tak pozostanie i teraz. Masz szanse na normalne życie. Nie marnuj tego.
- I tak nic mi już nie zostało. Chcę wam pomóc. Mogę poszukać z wami naszej siostry.
- Nie ma mowy…- zacząłem.
- No dobra- usłyszałem głos za swoimi plecami. Kiedy Dean wszedł z powrotem? – W miasteczku obok jest gniazdo wampirów, prawda Jim?- mężczyzna skinął głową.- Powiemy mu co i jak, weźmiemy go ze sobą i przetestujemy. Jeśli pokaże, że nadaje się na łowce i dalej będzie chciał to robić, proszę bardzo. A jeśli nie… To wróci tam skąd przyszedł. Umowa?
- To nie jest..
- Stoi- Lucas podał rękę Dean’owi. I jak ja wytrzymam z drugim takim samym charakterem jak Dean?
Luke
                                                  Iris
Obudziły mnie czyjeś kroki. Zaraz, kiedy ja zasnęłam? Ostatnie co pamiętam to słowa Harry’ego : „Powitajcie naszą nową siostrę i córkę demona”. Musiałam wtedy stracić przytomność. Córka demona? Jak to możliwe? Przecież moim ojcem jest w 100% John Teample, a matką Camille Teample. Co on wymyśla? Usłyszałam cichutkie pukanie.
- Proszę- w pokoju pojawiła się głowa Malcolm’a. Uśmiechnęłam się do niego, co on odwzajemnił. – O co chodzi?
- Na dole czeka Logan. Mam go wpuścić?- pokiwałam głową. Młody zniknął i pobiegł na dół. Usłyszałam wymianę zdań i kroki na schodach. Potem ponownie zapukano do moich drzwi.
- Proszę- do pokoju wszedł Logan. Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Obudziłaś się na szczęście. Spałaś dobre pół doby- zaskoczona wyjrzałam za okno. Faktycznie, było już jasno.
- Co się wczoraj stało?- podszedł do okna.
- Niektórym zdarza się, że mdleją podczas rytuału przemiany. To nic takiego- patrzyłam na jego plecy.
- Jakiego rytuału przemiany? Proszę powiedz mi o co w tym wszystkim dokładnie chodzi – westchnął.
- W dzień twoich narodzin, demon przyszedł i napoił cię swoją krwią. Kiedy miałaś pięć lat zabił twoją matkę, prawda?- nie odpowiedziałam- Zrobił to, coś na kształt ofiary. Od zeszłego roku zbiera wszystkie swoje dzieci w tym miejscu i przemienia je w demony- moje źrenice powiększyły się. – Ty byłaś ostatnia.
- To niemożliwe. Kłamiesz. To nie może być prawda- kręciłam głową.
- Przykro mi, Iris. Powiedziałem ci prawdę. Teraz musisz ją przyswoić. – zamknęłam oczy. Czemu ja? Przecież jestem łowcą. Nie mogę być demonem. To musi być kłamstwo. Albo koszmar. Tak, obudź się, Iris. Proszę cię! – To nie jest wcale takie złe. Przyzwyczaisz się.
- Jest złe. Mój ojciec przez trzynaście lat polował na tego demona. Poświęcił bardzo dużo. I po co? Teraz jego córka jest także córką demona!- krzyknęłam i rzuciłam lampką nocną o ścianę.
- A więc pochodzisz z rodziny łowców?- zapytał. – Nie bój się, twój tata cię nie skrzywdzi. – odwróciłam wzrok.
- Mój tata nie żyje od roku.
- Przepraszam…- usłyszeliśmy pukanie i do pokoju wtargnął Harry.
- Logan, musimy jechać. – spojrzał na roztrzaskaną lampkę. – Nie ładnie niszczyć – prychnęłam. -Chodź już. Tobą zajmie się Zayn- odwrócił się i wyszedł. Logan spojrzał na mnie ze współczuciem i również opuścił pokój. Położyłam się i zastanawiałam co dalej. Faktycznie jestem demonem? Przypomniałam sobie o czarnej kredce w mojej kieszeni. Odsunęłam dywan i narysowałam klatkę na demona. Kiedy inne dzieci uczyły rysować się kwiatki, ja uczyłam się tego. Po paru minutach pułapka była gotowa. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do niej. Potem swobodnie wyszłam. Skoro na mnie nie działa nie mogę być demonem. Usłyszałam głos Zayn’a, Zaraz tu będzie. Szybko pułapkę przykryłam dywanem i czekałam. Stanęłam tuż przed nią. Kiedy mulat pojawił się w pokoju uśmiechnęłam się chytrze i pokazałam mu środkowy palec. Wkurzył się i ruszył w moim kierunku. Na moje szczęście utknął w klatce. Pokazałam mu język i ruszyłam do drzwi. Mam szansę na ucieczkę. Kiedy tylko wyszłam za próg natknęłam się na czyjąś klatkę piersiową. Spojrzałam do góry i napotkałam lodowate, niebieskie oczy i uśmiech rekina. Potem zapadła ciemność.
                                                        ***
Obudziłam się przykuta do krzesła. No nie, znowu?! W kącie stali Zayn i chłopak , który mnie ogłuszył.
- Harry by nie chciał…
- Nie obchodzi mnie Harry. Trzeba się tym zająć natychmiast. Tata by tego chciał. Nie sądzisz?
- Można to załatwić w normalny sposób, a nie…
- Zayn. Ona już drugi raz cię przechytrzyła. To ja się nią zajmę. Idź nadzorować tych matołów.- mulat westchnął i ruszył w kierunku drzwi. Spojrzał na mnie ze współczuciem. To dziwne. Zayn i współczucie. Kiedy wyszedł tamten zakluczył drzwi. Znów się wyszczerzył.
- Wypuść mnie- warknęłam. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Zaczął całować moją szyję, a potem przygryzł płatek mojego ucha- Jesteś obrzydliwy.- zaśmiał się.
- Może i tak… Ale ty też masz coś obrzydliwego. I ja teraz wiem gdzie to jest- dotknął mojego biodra. Cholera, no tak! Przecież cały czas miałam tatuaż chroniący przed opętaniem. Dlatego nie jestem jeszcze demonem. – Wiedziałem, że masz coś do ukrycia od kąt zemdlałaś na wieczerzy.
- Podobno innym też się to zdarzyło.
- Kto ci takich głupot naopowiadał? Nawet ten dzieciak Malcolm ustał do końca. Jesteś pierwsza w historii.- Logan mnie okłamał. Ale dlaczego? Co chciał przez to osiągnąć? – Nie ważne. Musimy zaczynać.- krzesło na którym siedziałam zmieniał na pozycje leżącą. Wziął nóż i przeciął moje spodnie.
- Co ty wyprawiasz?- zapytałam.
- Usuwam to cholerstwo. – podszedł do kominka i wyciągnął z niego łom. Widać, że nagrzany. Skierował się do mnie i uklęknął koło mojego biodra. Pocałował je.- A tak w ogóle, to jestem Adam- i przyłożył metal do mojego tatuażu. Z mojego gardła wydobył się krzyk. On natomiast roześmiał się. Docisnął bardziej. Czułam jak wypala moją skórę. Krzyczałam głośniej. Ale nikt nie przybędzie na pomoc. Bo gdziekolwiek byliśmy, byliśmy sami. Ja i ten psychopata. Sami.
Adam
 ---------------------------
Witam. I jak, rozdział się podoba?  Myślałam, że bardziej rozpisze ostatnią scenę, ale nie miałam już siły. Co sądzicie o wydarzeniach do tego momentu? Historia wydaje się ciekawa? Nn pojawi się dopiero w pt, ponieważ dziś o 4 moja partnerka z wymiany wróciła do domu, a ja mam do nadrobienia z 10 sprawdzianów ( a do żadnego nic nie umiem). Proszę o komentarze i podawanie bloga dalej ;)