sobota, 26 września 2015

Rozdział 33



Rozdział 33
                                        Iris


9 dni
- Iris, obudź się- poczułam dłoń na ramieniu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz zaniepokojonego Quinn’a.- Jezu, już myślałem, że ciebie też zamknęli – nie zwracając uwagi na to, że leżałam na Harry’m, który właśnie się przebudzał, objął mnie.
- O czym ty mówisz?- zapytałam zdezorientowana. Harry otworzył w  końcu oczy i popatrzył ze zdumieniem na chłopca.
- Wczoraj wieczorem zamknęli Logan’a i Noah’a gdzieś w magazynie. Myślałem, że z wami zrobili to samo, ale na szczęście nie- odpowiedział z wyraźną ulgą. Popatrzyliśmy po sobie ze Styles’em.
- Kto ich zamknął?- zapytał Styles.
- Bruno i jacyś chłopacy, nie pamiętam jak się nazywają. – Harry zacisnął mocno pięść.
- Nie daruję im tego – mruknął i wstał. Ruszył w kierunku wyjścia
- Zaczekaj! –krzyknęłam za nim i również powstałam- Znajdź kogoś komu ufasz i trzymaj się go dopóki, któreś z nas po ciebie nie wróci- rozkazałam chłopcu i pobiegłam za Styles’em. Czułam, że to starcie nie będzie należało do najłatwiejszych.
                                                             ***
- Przesuń się do cholery!- warknął Styles i rzucił Zil’em o drzwi. Jego dwójka kolegów ruszyła na mnie. Uśmiechnęłam się kpiąco, przygotowując się do zadania ciosu. Pierwszy z nich chciał uderzyć mnie z pięści. Bez problemu złapałam go w odpowiednim miejscu i rzuciłam nim o podłogę. Jęknął z bólu. Drugi chciał użyć przeciwko mnie kij baseball’owy. Zrobiłam unik i zblokowałam go. Popatrzył na mnie przerażony. Wyszczerzyłam się i kopnęłam go w krocze. Osunął się na podłogę. Styles, który właśni przyduszał Zil’a popatrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Chyba będę musiał uważać- stwierdził i puścił mi oczko. Jednak zaraz potem na jego twarzy odmalowało się przerażenie. – Iris, za tobą!- nim zdążyłam się odwrócić poczułam nóż wrzynający mi się w gardło.
- Błąd, błąd, błąd- wymruczał mi w ucho Bruno- I znowu potwierdza się teoria o głupocie ludzi zakochanych- popatrzył na dwóch chłopaków na ziemi- Wstawać!- warknął a ci z bólem podnieśli się. Przeniósł wzrok na loczka, który dalej zakładał dźwignię na Zil’u. – Puść go i się poddaj albo twoja dziewczyna skończy z rozcięta tętnicą- oznajmił.
- Nie rób tego!- krzyknęłam. Wbił mi łokieć w żebra co wywołało u mnie mdłości.
- Zamknij się- syknął Bruno.
- On mnie nie zabije- mówiłam dalej- Dla Gabe’a jesteśmy zbyt cenni. – napastnik roześmiał się i wbił mocniej ostrze, sprawiając, że pociekła stróżka krwi.
- Mam karać buntowników. Mogę was zabić. Liczę do trzech Harry. Albo go puścisz i się poddasz albo zobaczysz jak z twojej dupy wycieka krew. Raz- Harry zbladł- Dwa….
- Harry, nie!- Bruno wzmocnił uścisk.
- I ostatnie moje słowo…- Styles puścił Zil’a.
- Dobra, puściłem!- Zil i jego koledzy natychmiastowo dopadli go. Bruno odsunął ostrze.
- Zbierzcie go do mojego gabinetu i tam go skujcie. Dziś wizytę złoży nam ojciec. On chciał osobiście się z tobą rozprawić. A twoja laleczka dołączy do kolegów…- otworzył jedne drzwi i wrzucił mnie tam. – Później do ciebie wrócę, obiecuję- rzucił mulat. – Idziemy!- Harry się szarpał, ale ich była czwórka a on sam. Wyprowadzili go w końcu.
- Iris?- zobaczyłam w kącie skutego Logan’a. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Jak dobrze cię widzieć. Gdzie jest Noah?- rozejrzałam się w poszukiwaniu chłopaka. Logan pokręcił głową.
- Nie wiem- w jego głosie było słychać strach. – Boje się o niego.
- Ja też- przytaknęłam.- Logan, co teraz z nami będzie?
- Tego nawet Bóg nie wie- odpowiedział.
                                                      Dean
Stan w jakim zastałem Luke’a w pokoju motelowym załamał mnie. Jego choroba poważnie wdała się we znaki. Leżał cały blady, nie zdolny do wymagających czynności. Uniósł wzrok i uśmiechnął się lekko do mnie.
- Cześć Dean- przywitał się i zakaszlał. Z całych sił starałem się nie skrzywić.
- Jak bardzo źle się czujesz?- zapytałem go.
- W skali od 1-10? Myślę, że 9 to odpowiednia liczba- usiadłem na łóżku.
- Mogę ci jakoś pomóc?- pokręcił głową.
- Nie uleczysz mnie. Poza tym i tak dużo dla mnie zrobiłeś. – westchnąłem. – Chociaż możesz mi obiecać dwie rzeczy.
- Jakie?
- Pierwsza i myślę, że mnie ważna to taka, że pozwolisz mi wziąć udział w bitwie mimo mojego stanu zdrowia. – chciałem zaprotestować ale uciszył mnie- Nie chcę odejść bez walki.
- Ale Luke…
- A ty Dean chciałbyś umrzeć ze świadomością, że na zewnątrz toczy się walka o losy świata, a ty tylko leżysz?- pokręciłem głową- No właśnie.
- Niech ci będzie. A druga obietnica ?- uśmiechnął się.
- Kiedy to wszystko się skończy ułóżcie sobie życie z Sam’em, Iris i Julian’em? Okej? – położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Okej.
                                                              ***
8 dni.
- Dean, obudź się- otworzyłem oczy i ujrzałem Julian’a uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Co chcesz?- mruknąłem i odwróciłem się plecami do niego.
- Ubieraj się, mam dla ciebie niespodziankę. – westchnąłem i spojrzałem na budzik. Piąta dwadzieścia trzy. Z trudem podniosłem się i zarzuciłem na siebie ubrania. Luke i Sam smacznie spali. Jak najciszej opuściliśmy pokój. Wsiedliśmy do impali.
- To dokąd?
- Pokieruję cię- oznajmił. Podawał mi wskazówki jak dojechać w dano miejsce. Doprowadził nas pod starą kopalnię. Spojrzałem na niego- No co?
- Kpisz sobie ze mnie? Jest szósta a ja jestem pod jakąś kopalnią. I co to ma być ze niespodzianka? Mam iść wydobywać węgiel?-  zaśmiał się.
- Dean, nie marudź. Idź do środka a tam znajdziesz odpowiedź. Ja tu zaczekam.
- Zaczynam się ciebie bać- warknąłem i opuściłem wóz i skierowałem się do kopalni. Przed wejściem znalazłem latarkę. Odpaliłem ją i wszedłem do środka. Szedłem przed siebie nie wiedząc czego szukam. Chciałem zawrócić, ale coś mnie powstrzymywało. Kiedy przeszedłem z pół kilometra zobaczyłem mojego aniołka. Siedziała na kamieniu. Miała na sobie długą suknię zapinaną na guziki, kozaki na małym obcasie i płaszcz. W moich oczach pojawiły się łzy. W jej z resztą też.- Aria…
- Dean- odparła z uśmiechem. Podeszła do mnie i złożyła delikatny pocałunek. Chciałem ją przyciągnąć jak najbliżej się dało, ale coś mi przeszkodziło. Spojrzałem w dół i ujrzałem wyraźnie zaokrąglony brzuszek. Przeniosłem na nią zdziwiony wzrok. Uśmiechnęła się do mnie. Uklęknąłem i pocałowałem miejsce w którym znajdowało się nasze dziecko. – Chłopiec- oznajmiła.
- Tak szybko?- spytałem. Pokiwała głową.
- Anioły odczuwają to inaczej. – pogłaskała mnie po policzku- Dean, zaraz muszę wracać.
- Tak szybko? Przecież dopiero co się zobaczyliśmy…
- Wiem, ale to i tak cud, że udało mi się stamtąd wyrwać. Dean on się urodzi tego dnia…- spojrzała na brzuch. - No lepszego terminu to nie mógł sobie wyrwać- stwierdziłem. – I co teraz?
- Jeszcze nie wiem, ale chcę żebyś był gotowy, dobrze? – pocałowałem ją.
- Dobrze. Kocham cię, Aria
- Ja ciebie też, Dean. Lepiej już wracam. Do zobaczenia, kochanie.
- Trzymaj się skarbie- i zniknęła. Mimo to nie czułem smutku. W końcu za osiem dni miał przyjść na świat mój pierworodny.

                                                       Iris
Przez tą jedną noc złapałam jakąś straszną gorączkę. Byłam cała rozpalona, mimo to co chwile przechodziły mnie zimne dreszcze. Strażników nie było, Noah’a nie było, Logan był skuty, a nikt nie przychodził z pomocą. Myślałam, ze umieram. Co chwile traciłam przytomność. Nawiedzały mnie koszmary i we śnie jak i na jawie. Miałam ochotę krzyczeć, ale nie miałam dość sił, a moje gardło było za suche. Logan powiedział, że moje oczy stały się czarne. Czy to kolejna faza przejściowa? Miałam nadzieję, że tak, ponieważ nie chciałam przechodzić tego samotnie. Nie chciałam okazać się wyjątkiem.
Zwymiotowałam. Ale to nie były normalne wymiociny, to była czarna ciecz. Zaszlochałam.
- Pomocy!- wrzasnęłam na tyle głośno ile dałam rady, ale nie byłam pewna czy z mojego gardła wydobył się jakikolwiek dźwięk. Wszystko nagle stanęło w ogniu. Pomieszczenie, Logan, ja… A nikt nie chciał nam pomóc.
                                                         Harry
Ojciec o dziwo stanął po mojej stronie. Bruno dalej był władcą, ale został ukarany wraz z pozostałą trójką. Dowiedziałem się trochę więcej o tym co ma się zdarzyć w dniu Armagedonu. Bruno miał to ogłosić na jutrzejszej wieczerzy. Poszedłem wraz z chłopakami po Loagn’a, Noah’a i Iris. Noah znajdował się na parterze, od razu zabrano go do domku. Kiedy zbliżałem się do celi usłyszałem krzyki mojej dziewczyny. Rzuciłem się biegiem. Otworzyłem celę. Dziewczyna leżała na środku, wykrzywiała się w nienaturalne pozy i wrzeszczała. Jej oczy były całe czarne. Spojrzałem na Logan’a. Ten wpatrywał się we mnie przerażony.
- Nie wiem co jej jest- wyjaśnił. Podbiegłem do niej i starałem się ją uspokoić, ale ona jakby mnie nie widziała.
- Nie, proszę nie!!! Niech mnie ktoś stąd zabierze!- Niall rozkuł Logan’a i obaj znaleźli się przy mnie.
- Musimy ją przenieść do pokoju- spróbowaliśmy ją przenieść, ale wyrwała się nam i upadła na podłogę. Wbiła swoje paznokcie w twarz i zaczęła drapać. Chłopacy zablokowali ją.
- Nie!!!- dalej wrzeszczała. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc jak mogę jej pomóc. Logan dał sygnał Niall’owi i obaj przesunęli ją i zapieli w łańcuchy. Chciałem zaprotestować.
- To dla jej dobra, Harry- powiedział Logan- Zrobi sobie krzywdę inaczej.- Pokiwałem głową.
- Idźcie na trening. Ja z nią zostanę- po chwili zastanowienia wykonali polecenie. Usiadłem na bezpieczną odległość od niej. Dalej robiła to co robiła. Gdybym tylko wiedział jak mogę jej pomóc… Miałem nadzieję, że to wkrótce jej przejdzie.
 ---------------------------
Przepraszam za opóźnienie, ale mama miała imprezę urodzinową.  Jak myślicie o co tu chodzi? Macie pomysł co będzie dalej? Nn do czwartku, bardzo was proszę o komy ;p

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 32



Rozdział 32

                                          Iris


10 dni.
- Czy życzysz sobie czegoś jeszcze, panie?- wyrecytowałam formułkę, którą musiałam znam i wymawiać od kąt Bruno przejął władze.
- Możesz odejść- zanim zdążył zmienić zdanie opuściłam dawny gabinet Harry’ego. Czułam się potwornie. Straciłam resztki dumy, która mi pozostała. Nie mogłam się przeciwstawić, bo miało by to poważne konsekwencje dla świata. Potruchtałam do pokoju, nie spodziewając się , że kogoś tam zastanę. Kiedy otworzyłam drzwi , zamarłam. Pod oknem stał człowiek, którego kochałam całe moje życie i utraciłam rok temu.
- Tatusiu- powiedziałam i rzuciłam się biegiem w jego kierunku. Chciałam go przytulić, jednak zamiast tego przeleciałam przez niego. No tak był duchem. – Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też, kwiatuszku- uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Jak się tu znalazłeś- zapytałam. Byłam strasznie ciekawa co tu robił.
- Nadchodzi Armagedon, a Niebiosa wariują. Dusze mogą wyjść i wrócić kiedy chcą. – ucieszył mnie fakt, że postanowił zaryzykować i spotkać się ze mną. – Strasznie mi przykro, że cię to w końcu dopadło- spojrzałam na niego zdezorientowana. – No cała prawda o tym kim niby jesteś.- otworzyłam buzię ze zdumienia.
- Wiedziałeś? – pokiwał głową.- No pięknie! Czy jest jeszcze coś co przede mną ukrywałeś, tato?
- Po twoim tonie, przypuszczam, że wiesz o Lucas’ie?- zaklaskałam.
- Brawo. Tylko szkoda, że po dziewiętnastu latach mojego życia! Jak mogłeś mi nie powiedzieć takich istotnych rzeczy? – milczał- No odpowiedz mi! Ufałam ci, a ty nie powiedziałeś mi … Może to by cokolwiek zmieniło? Może gdybyś mnie zabił dawno temu, uniknęłabym tego piekła- moim ciałem zawładnął szloch. Tata przyglądał mi się ze smutkiem.
- Wiesz, ze nigdy bym cię nie zabił córeczko. To i tak by nic pewnie nie zmieniło. Jesteś silna, Iris. Idź i walcz do końca, kwiatuszku.
- Nie mam już siły- wychlipałam. Ojciec uśmiechnął się do mnie.
- Idź do kościoła i pomódl się do pana o opiekę dla twoich braci, wyzwolenie z piekła dla twojej matki, mądrość dla demonów, żeby stanęli po słusznej stronie, za łowców by wypełnili swe zadanie jak należy oraz za siebie, córeczko, żebyś wytrzymała to wszystko
- Mama jest w piekle?- pociągnęłam nosem.
- Gabe zabrał jej duszę w dniu śmierci. Ale wyzwolicie ją jak i inne matki. Wierzę w was.
- Kocham cię, tato- oznajmiłam.
- Ja ciebie też, kwiatuszku.
                                                        Logan
- Wzywałeś mnie.
- Chciałeś powiedzieć, wzywałeś mnie panie?- Bruno uniósł brew.
- Tak- mruknąłem.
- To powtórz to całym zdanie- uśmiechnął się. Z trudem opanowałem wywrócenie oczami.
- Wzywałeś mnie panie- pokiwał głowa z uznaniem.
- Tak, usiądź- wskazał na krzesło naprzeciwko niego. Założyłem ręce na piersi.
- Postoję- odparłem, a z jego buzi zszedł uśmiech.
- Siadaj- warknął. Westchnąłem i zająłem miejsce. – No i fajnie.
- W jakiej sprawie mnie wezwałeś?- zapytałem znudzony.
- Chodzi o ciebie i Noah’a- momentalnie moje mięsnie się napięły.
- O co chodzi?- z trudem opanowywałem spokój.
- Nie toleruję gejów. Macie ze sobą skończyć- powiedział jakby to była prośba o podanie mu szklanki. Prychnąłem.
- To masz problem. Ja nie zamierzam się z nikim rozstawać, bo tobie się to nie podoba- odparłem. Jego oczy pociemniały.
- Nie będę tolerował pedalstwa. Macie ze sobą skończyć i już. A jak nie…- zaczął.
- A jak nie to co?
- Noah zginie. Tata na pewno bez problemu go sobie zastąpi i to kimś lepszym. – pokręciłem głową.
- Nie ośmielisz się…
- Jednak się ośmielę- był pewny siebie co oznaczało, że nie żartuję. Chwyciłem butelkę whisky i cisnąłem nią w niego. Zrobił unik a butelka rozprysła się na ścianie.
- Pożałujesz, że zostałeś wybrany- splunąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami, nie zważając na jego krzyki. Musiałem po niego iść i go ratować. Nie pozwolę im go mi odebrać. Kochałem Noah’a ponad wszystko. Zobaczyłem go, kiedy szedł z Quinn’em. Podbiegłem do nich i wziąłem go w ramiona. – Jak dobrze, że jesteś. Musimy uciekać- powiedziałem.
- Co? Czemu?- spytał zaskoczony.
- Później ci wytłumaczę. No chodź…- pociągnąłem go.
- Tam są! Brać ich!- usłyszałem głos i chwilę potem leżałem na ziemi. Chłopacy, którzy zostali ukarani przez Harry’ego schwytali mnie i Noah’a. Zakuli nas w kajdanki zanim zdążyłem zareagować. – Wynoś się- warknął na Quinn’a Bruno. Chłopiec spojrzał na mnie.
- Idź- wysyczałem, a ten pospiesznie uciekł. Postawili nas do pionu.
- Wypuść nas!- roześmiał się.
- Ani mi się śni!  Zabrać ich stąd- pociągnęli nas w stronę magazynów. Jedyne co mogłem to starać się wyrwać, choć to się nie zdawało. Wydarłem się jak najgłośniej jak mogłem.
                                                        Iris
Siedziałam w środkowej ławce i modliłam się. Nie było to do mnie podobne. Mimo iż całe życie wiedziałam, że Bóg istnieje nie wyznawałam go. A teraz, dziesięć dni przed Armagedonem, jako dziecko demona, modlę się do niego.
- Wiem, ze gdzieś tam jesteś i wiem, że znasz mnie doskonale. Wiem jaka byłam i jestem, ale postaram się zmienić. Proszę cię w zamian, żebyś nam pomógł. Zrobię wszystko, obiecuję. – wyszeptałam.
- Co jak co, ale ciebie bym się tu nie spodziewał- rozległ się głos za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Harry’ego. Wzruszyłam ramionami.
- I to ze wzajemnością.
- Wiesz, że to zakazane?
- Wiem, więc, co ty tutaj robisz?
- Będziemy tak teraz odpowiadać sobie pytaniami?
- Tak, nie podoba ci się to? – westchnął, ale uśmiechnął się.
- Dobra, koniec. Wygrałaś- uniosłam pięść do góry w zwycięskim geście.
- Super uczucie- zajął miejsce koło mnie- To co tutaj robisz?
- Szukam odpowiedzi. A ty?
- Proszę o odpowiedzi i pomoc- spojrzał do góry.
- Jego?- spytał bez przekonania. Pokiwałam głową. – Myślisz, że interesuje się nami?
- Myślę, że interesuje się  każdym kto tego pragnie- przyglądał mi się.
- Pragniesz właśnie tego? Żeby Bóg cię wysłuchał?- skinęłam.
- Pragnę, potrzebuję… Wychodzi na to samo. Myślę, że wszyscy tego potrzebujemy. Wiesz, żeby…- urwałam gwałtownie i popatrzyłam na niego. Nie mogłam mówić przy nim takich rzeczy.
- Co?- westchnęłam.
- Nie mogę powiedzieć ci, bo…
- Przeszedłem przemianę, tej nocy- oznajmił, a ja spojrzałam na niego zszokowana.
- Jednej nocy przeszedłeś przemianę?- pokiwał uśmiechnięty głową.
- Dlatego tutaj przyszedłem. Bo Gabe nie dowie się o tym ode mnie. I tak, wiem, że chodziło ci, żebyśmy wygrali i obalili Gabe’a i Lucyfera. Też tego pragnę. – popatrzył na mnie ze smutnym uśmiechem- Czujesz się trochę bezpieczniej? No wiesz, teraz gdy przeszedłem przemianę?- moją odpowiedzią było przysunięcie się bliżej niego. Objął mnie opiekuńczo ramieniem, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą przerwał mój gorzki śmiech.- Co cię tak bawi?- zapytał.
- Zdałam sobie sprawę, ze słowa są nic nie warte. Powiesz komuś, że kochasz, później się psuje, a kiedy chcesz to naprawić to co mas powiedzieć? Słowo „kocham” nie ma tej magii co kiedyś. – zaśmiał się cicho.
- Masz świętą rację, Iris- chwycił mój podbródek i odwrócił moją głowę w jego stronę. Uśmiechnął się ciepło i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który wywołał motylki w brzuchu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, położyłam się na nim, a ona zaczął gładzić moje włosy. Nawet nie wiem kiedy usnęliśmy.
------------------------------
Mam nadzieję, że wam się podoba. Jak myślicie co będzie dalej? Już powoli zbliżamy się do końca :/ Komentujcie, wchodźcie na drugiego bloga i nn do piątku ;)