niedziela, 6 września 2015

Rozdział 29



 Cześć. Mam do was sprawę. Wyświetlenia są mniej więcej takie same, a ostatnio pojawiają się tylko komentarze od Domi Niki i Asi co naprawdę mnie smuci. Staram się jak mogę, poświęcam się bardzo a tylko one potrafią docenić mój trud. Naprawdę tak trudno napisać choć jedno słowo ? Nie oczekuję, że będziecie się rozpisywać, po prostu chcę wiedzieć kto to czyta i co o tym sądzi. A może coś wam się tu nie podoba? Może powinnam coś zmienić? Piszcie wasze sugestie, mam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy. To tyle.


Rozdział 29
                                        Iris


Następnego dnia była ulewa wraz z burzą. Siedziałam w mało znanej altance, parę metrów od „kopuły”. Uwielbiałam jeździć w taką pogodę impalą, kiedy z głośnika wydobywały się stare, rockowe kawałki, Dean siedział za kierownicą i je śpiewał, a Sam zajmował miejsce obok i udawał, że go to irytuje choć lubił jak nasz brat śpiewał. Harry nic nie rozumiał. Nie wiedział ile szczęścia dawał mi kiedyś deszcz, kawałek szarlotki czy utwór Metallici. Podróże po kraju, nocowanie w motelach i polowanie na potwory to było coś co dobrze znałam i teraz muszę stwierdzić, że kochałam. Przez całą noc zastanawiałam się czy nie odejść. Mogłam wrócić do moich braci i dalej polować. Mogliśmy dokończyć sprawę demonów razem a potem robić co robiliśmy do tej pory. Jednak było jakieś „ale”. Po pierwsze łatwiej mi by było w tej sprawie pozostać tu i przekazywać im informacje tak jak obiecałam. Po drugie były tu osoby na których mi zależało. Noah, Logan, Quinn. Cała piątka ze świty Styles’a łącznie z Zayn’em. No i oczywiście Harry. Nie znałam go za dobrze, przeżyliśmy bardzo dużo, w tym to nie były w większości wesołe wspomnienia. Ale mogłam przyznać, że go kochałam. On nie potrafił mnie zrozumieć, ale ja go tak. Może powodem jego zachowania była zazdrość. No bo w końcu jego rodzina nie należała do najwspanialszych. Ojciec bokser i gwałciciel, siostra wykorzystywana seksualnie i zamknięta w sobie, nie żywa matka. Nie mogłam mieć mu tego za złe.
- Cześć, Iris- rozległ się głos za moimi plecami. Przerażona odwróciłam się i zobaczyłam osobę, której nie powinno tu być.
Malcolm
- C-co ty tutaj robisz? Przecież nie żyjesz- wydusiłam z siebie. Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Mnie też cię miło widzieć, Iris. – zamknęłam na chwilę oczy po czym znowu je otworzyłam. Cały czas stał gdzie wcześniej.
- Jak to możliwe?- Malcolm przecież zginął parę tygodni temu. Jedyne miejsca w których go widziałam to moje sny i wspomnienia. Nigdy nie udało mi się go ujrzeć na jawię.
Aż do dzisiaj.
- Sam tego nie wiem, ale jestem tutaj. Czy to źle?- pokręciłam szybko głową.
- Oczywiście, że to wspaniałe, że tutaj jesteś. Strasznie za tobą tęskniłam- powiedziałam szczerze. Mimo, że ostatnio miałam strasznie dużo spraw na głowie nadal miałam w sercu Malcolm’a. Oddał życie, bo chciał żeby nasza trójka była wolna. To był cudowny gest, że ryzykował i niestety stracił wszystko.
- Cieszę się. Myślałem, że zastąpiłaś mnie Quinn’em- i pojawiło się poczucie winy. Quinn nigdy nie zastąpił i nie zastąpi mi Malcolm’a. Owszem, lubiłam tego dzieciaka, ale nie zżyłam się tak jak z moim przyjacielem. Obawiałam się jednak, że Malcolm jednak myśli, że tak się stało.
- Nigdy bym tego nie zrobiła- przysiadł blisko mnie na ławce. Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Smutny pokręcił głową.
- Spaliłaś moje ciało. Jestem duchem. – opuściłam dłoń.
- Powinieneś być w niebie.
- Byłem demonem, a demony nie mają wstępu do niebios- i tu miał rację. Ale czy Bóg nie mógł zrobić wyjątku? Przecież Malcolm nie cierpiał tego kim był, nie zabił nikogo tamtej pamiętnej nocy i ogólnie nie był zły. Jeśli ktoś na tym świecie był naprawdę dobry i zasługiwał na niebo to właśnie ten chłopiec.
- Oh- jęknęłam. – W takim razie czemu wcześniej się nie pokazałeś? – przygryzł wargę.
- Bo dopiero wczoraj mnie wypuścili- zdziwiłam się.
- Wypuścili cię? Skąd?- spojrzał mi znacząco w oczy. Zakryłam usta dłonią- Byłeś w piekle?- pokiwał głową.
- Nie polecam. Każda doba była dla mnie jak czterdzieści lat. To co mówili w szkole ani trochę nie przypomina tego co tam jest tak naprawdę.
- Tak mi przykro, Malcolm- wzruszył ramionami.
- Cieszmy się, że choć na razie mam spokój. Nie wiem czy tam wrócę. Jak jest teraz w obozie? No wiesz, od kąt Adam smaży się w piekle.
- Czyli, że on też tam trafił?- skinął głową- I dobrze tak temu sukinsynowi- mruknęłam pod nosem- Niby jest lepiej, ale na jego miejsce przyszedł Bruce i on… Wydaje mi się, że nie wiele się różni od Adam’a.
- Znęca się nad tobą?- spytał zatroskany Malcolm.
- Raz mnie zepchnął ze schodów. Od tamtej pory staram się go unikać jak tylko mogę.
- Czemu nie powiesz Harry’emu? Jako twój chłopak powinien cię bronić- usłyszałam lekki wyrzut w jego głosie.
- Skąd wiesz, że jesteśmy razem?
- Wiedziałem, że będziecie razem za życia na ziemi. Było widać, że podobacie się sobie.
- Naprawdę? – przecież kiedy on żył gardziłam Styles’em. Czy na serio można było pomyśleć, że było inaczej?
- Tak. Było też widać, że Noah i Logan cierpią z powodu miłości do siebie. Niestety Logan był na tyle głupi, żeby udawać, a Noah musiał z tym żyć. Ludzie to jednak głupie istoty- uśmiechnęłam się.
- Tak, bardzo głupie. Jeśli to cię pocieszy są razem i nikt nic nie mówi.
- Mówisz poważnie?- zapytał zaskoczony- To wspaniale! Zawsze byłam za ich związkiem i w końcu im się udało. – rozległ się głośniejszy niż pozostałe grzmot. – Muszę już iść, Iris-oznajmił i powstał. Zrobiłam to samo.
- Nie, nie odchodź! Przecież możesz tu zostać, pozostali na pewno się ucieszą i…- uciszył mnie gestem ręki.
- Tak będzie dla wszystkich lepiej, uwierz mi. Trzymaj się i uważaj na siebie. Pozdrów Noah’a i życz mu szczęścia ode mnie.
- Ty też się trzymaj- powiedziałam ze łzami w oczach. Ostatni raz się uśmiechnął i zniknął tak nagle jak się pojawił.

                                                           Dean
Sam i Julian spali z tyłu. Strasznie padało, a w radiu leciała piosenka Iron Maiden. Luke siedział i od czasu do czasu mnie pilotował.
- Przepraszam- powiedziałem po jakimś czasie. Popatrzył na mnie zdumiony.
- Za co?
- Za to, ze byłem taki jaki byłem. Twoja choroba to coś naprawdę poważnego, a ja jako starszy brat powinienem cię wspierać a nie dobijać- Luke uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy. Wybaczyłem ci wczoraj.
- To dobrze. Jak się właściwie czujesz?- wzruszył ramionami.
- Z dnia na dzień coraz gorzej, ale jakoś daję radę.
- Może powinieneś podjąć próbę leczenia…- zacząłem.
- I tak nie wyzdrowieje, przecież wiesz. Wolę spędzić ostatnie tygodnie życia na ratowaniu świata niż na bezczynnym siedzeniu. Mam nadzieję, że uszanujesz mój wybór- pokiwałem głową.
- Skoro tego chcesz nie mogę ci tego zabronić- na chwilę zapadła krępująca cisza.
- A ty jak się czujesz? No wiesz, poślubiłeś kobietę, którą kochasz, a ona następnego dnia musiała odejść.
- Nie musiałeś mi tego przypominać- powiedziałem- Ciężko mi ze świadomością, że nigdy jej nie zobaczę i nie wiadomo jaką karę dostała. To dla mnie trudna sytuacja- spojrzał na mnie.
- Rozumiem cię całkowicie. Ale powinieneś się cieszyć, że odeszła z przymusu i z miłością do ciebie.
- Dobrze pamiętam, że ta twoja lala prysnęła do twojego kumpla jak dowiedziała się, ze twoja mama jest chora?- przytaknął- Powiedz mi, czemu tyle szmat na tym świecie?- parsknął śmiechem.
- Oj nie wiem, Dean. – potem znów stał się poważny.
- Ile czasu zajęło ci pogodzenie się, że odeszła? – przez chwilę się zastanawiał.
- Parę miesięcy. Kochałem ją i myślałem, że ona mnie też. Wiesz, chciałem mieć z nią wspólną przyszłość, ona twierdziła, że również tego chce. Ale jej odejście nie bolało chyba tak jak utrata mojego przyjaciela. Ufałem mu i mówiłem mu prawie o wszystkim. Znaliśmy się całe życie, wszystko robiliśmy razem a tu takie coś.
- Trudno o prawdziwego przyjaciela w tych czasach, młody. Ja wyznaję zasadę, że jedyne osoby, którym można ufać w pełni to rodzina. Ostatnio trochę to nagiąłem, ale mam nadzieję, że wrócimy do punktu wyjścia.
- Ja też mam taką nadzieję.
- Cieszysz się, że jedziemy do Kansas?- westchnął.
- Cieszę się, ze będę mógł odwiedzić grób matki. Tylko tyle. Poza nią nie chcę mieć z tym miejscem nic wspólnego. – i wtedy zakończyliśmy rozmowę.

                                                           Iris
Jakiś czas potem poszłam do domu Styles’a. Nikogo nie zastałam, ale to nie był problem bo prawie każde drzwi były otwarte. Swobodnie udałam się do jego pokoju, chcąc tam na niego zaczekać. Musimy poważnie porozmawiać o tym co wczoraj zaszło. Przysiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać. Pokój był urządzony na czarno-biało. Bardzo ładnie i elegancko. Nie było tu syfu jaki na ogół można było zastać u innych chłopaków z obozu. Harry lubił jak wszystko było na swoim miejscu. Dlatego moją uwagę przykuła teczka na jego biurku. Podeszłam do niej. Miała jasnożółtą oprawkę a na środku było napisane wielkimi literami „Iris Teample”. Przypomniało mi się, że miał coś podobnego kiedy mnie przesłuchiwali w tym schronie. Zaciekawiona otworzyłam ją. Zobaczyłam pełno informacji na mój temat.
Dane:
Iris Camille Teample (tak miałam na drugie imię swojej matki)
Data i miejsce urodzenia: 20.04.1996 r. ; Dallas, Texas
Stan cywilny: Panna (bo nie mogli sobie tego darować)
Rodzice: Camille ( z domu Bracken) i John Teample
Zawód: - [nie żyją]
Rodzeństwo: Dean Teample, Samuel Teample, Lucas Smith
Oderwałam się od czytania. Czy wspominałam Harry’emu, że mam trzeciego brata? Możliwe, chociaż i tak byłam nie pewna. Wróciłam do czytania.
Wykształcenie: Szkoła podstawowa i Liceum w Dallas [brak konkretnych danych]
Cechy wyglądu: Długie blond włosy; wysoka; szczupła; niebieskie oczy; ładna
Cechy charakteru: arogancka; aspołeczna; uparta; waleczna; wredna
Ja ci dam Styles za te cechy.
Obserwacje: Iris jest trudna do rozgryzienia. Ma swoje poglądy i ciężko ją przekonać do zmiany decyzji. Jest lojalna dla osób, które zaakceptuje i to oni okazują się jej słabym punktem.
Oh tak, Harry. Masz tutaj całkowitą rację. Została ostatnia rubryczka.
Wnioski: Potrzeba wyeliminowania!!!
Wpatrywałam się w te słowa przez parę minut. On chciał mnie zabić. O chciał mnie zabić i cały czas mnie okłamywał. Taki był jego plan, żeby mnie uwieść, osłabić a potem wybić jak jakieś bydle. Poczułam gniew i na niego za to, że mnie tak wykorzystał, i na innych za to, że mogli o tym wiedzieć i toczyli tą grę i na samą siebie, że dałam się tak zrobić.
- Iris?- usłyszałam głos za swoimi plecami. Podskoczyłam. To był Harry- Co ty tutaj robisz?- zapytał zły. Odłożyłam teczkę i prędko wstałam.
- Przyszłam się pogodzić, ale już wiem co kombinujesz- patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Nie wiem o co ci chodzi- oznajmił oschle i zrobił krok do przodu.
- Nie podchodź!- krzyknęłam.
- Daj spokój- powiedział i ruszył dalej.
- Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam przerażona i podbiegłam do okna. Otworzyłam je błyskawicznie i stanęłam na parapecie. Zatrzymał się i patrzył na mnie z przerażeniem.
- Co ty wyprawiasz do cholery?!- warknął. Spojrzałam w dół. Była to wysokość drugiego piętra, szanse, że przeżyję są nikłe.
- Jesteś gnojkiem, Styles. Wolę zginąć z własnej woli niż z twojej ręki- oznajmiłam i zrobiłam krok do przodu. Skoczyłam. 
-------------------
Hej, i jak wam się podoba (szczególnie ostatnia część tego rozdziału) Jak myślicie o co w tym wszystkim chodzi? Co będzie dalej. Nn pojawi się do piątku, bardzo was proszę o komy , zapraszam na drugiego bloga.

4 komentarze:

  1. Przepraszam,że tak późno komentuje :( Ale jak ona skoczyła ? Jak to ? Mam nadzieję,że nic się jej nie stanie :(
    Czekam na next :)
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :D
    Kurde, skoczyła? Nie wyrosną jej nagle skrzydła albo coś, cokolwiek? Harry pomóż jej!
    Mam nadzieję, że nie umrze i że wyeliminowanie jest "przeterminowane" :D
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 27 yrs old Software Engineer I Hobey Noddle, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like Cold Turkey and Metal detecting. Took a trip to Archaeological Site of Cyrene and drives a Alfa Romeo 8C 2300 Castagna Drop Head Coupe. Oficjalna strona

    OdpowiedzUsuń