niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 27



Rozdział 27
                                       Dean


Zaprowadziłem ją do środka, do łazienki. Pomogłem jej obmyć ręce i twarz, a potem przyniosłem jej czystką koszulkę, żeby mogła zrzucić te przesiąknięte krwią. T-shirt spokojnie robił jej za sukienkę. Poszliśmy do pokoju. Tam posadziłem ją na łóżku i zająłem miejsce obok niej.
- Powiesz mi teraz co się stało?- spojrzała na mnie smutno.
- Zrobiłam coś okropnego- wydukała z trudem powstrzymując łzy. Złapałem ją za rękę i zmusiłem do patrzenia w oczy.
- Ja codziennie robię okropne rzeczy i jakoś nadal ze mną rozmawiasz. Powiedz mi, ja nie będę oceniał. – pociągnęła nosem.
- Jeden chłopak, dziecko Gabe’a, strasznie zmasakrował brzuch twojej siostry- napiąłem mięśnie- Przybyłam w odpowiednim momencie, żeby zabliźnić jej rany. O matko, Dean… Ona była taka słaba. Mówiła, że on zaraz może wrócić. Potem pojawił się chłopiec, cały we krwi. Co byś pomyślał na moim miejscu? Że to on skrzywdził Iris. Więc… Pokazałam mu swoją duszę. Wiesz co to oznacza- tak. Chłopiec umarł na miejscu- Potem Iris oznajmiła, że on był nie winny- z jej oczu wyleciało parę łez. – Zabiłam niewinnego człowieka i złamałam przy tym pieczęć. Przeze mnie zostały jeszcze trzy…- przytuliłem ją mocno do siebie.
- Nie płacz,  nie jestem na ciebie zły. Ja pewnie postąpiłbym tak samo na twoim miejscu. Dziękuję, że pomogłaś mojej siostrze- pogłaskała mnie po policzku.
- Ty mnie jako jedyny rozumiesz. Ale oni- spojrzała do góry- Oni w życiu tego nie zrozumieją. Dopuściłam się zdrady i zabiłam człowieka z powodu demona. Jestem przygotowana na karę i to pewnie nasze ostatnie spotkanie- zatkało mnie. Nie, nie, nie. Ona musiała się mylić. Nie mogli mi jej zabrać.
- nie mów tak proszę- powiedziałem łamiącym się głosem. Uśmiechnęła się smutno.
- Jestem realistką, Dean. Ty też powinieneś- pokręciłem głową.
- Uciekniemy.
- To anioły, Dean. Oni mnie znajdą i kara może by przez to jeszcze bardziej surowsza. Dean- teraz to ona zmusiła mnie, żebym na nią popatrzył- Kocham cię i cieszę się, że mogłam spędzić z tobą czas. – pocałowała mnie delikatnie.- A ty mnie kochasz, Dean’ie Teample?
- Oczywiście, że cię kocham Ario. Kocham cię ponad wszystko – uśmiechnęła się i ponownie mnie pocałowała.
- Zaszalejmy tej ostatniej nocy- powiedziała.
- Dla ciebie wszystko. – wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. – Zaczekaj!- zatrzymała się i spojrzała na mnie. Uklęknąłem.- Niestety nie miałem czasu zakupić pierścionka, ale w zamian będziesz sama mogła wybrać. Ario, wyjdziesz za mnie?- zaśmiała się radośnie.
- Jesteś szalony- uklęknęła i mnie przytuliła- Tak, wyjdę za ciebie.
                                                      ***
Do pokoju wróciliśmy strasznie weseli. Cała ceremonia trwała dziesięć minut. Najpierw oczywiście pojechaliśmy po obrączki no i obiecany Arii pierścionek zaręczynowy. No i kupiłem Arii sukienkę, bo nie mogła paradować jedynie w mojej koszulce. Po ślubie, kiedy oficjalnie stała się panią Teample zabrałem ją do jednego z lepszych barów. Mało romantyczne, ale nie mieliśmy czasu. Poza tym dziewczyna nie narzekała.
- Dean, pomożesz mi?- zapytała, odwracając się do mnie plecami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Rozpiąłem jej suwak i pozwoliłem tkaninie opaść swobodnie na podłogę. Aria odwróciła się i zarzuciła mi ręce na szyje. Złączyła nasze usta w pocałunku. Zaniosłem ją na łóżko przy okazji pozbywając się moich ubrań. Tej nocy kochaliśmy się długo. Nigdy nie poczułem się z żadną dziewczyną tak jak z nią. Aria była moją miłością.
                                                           ***
Obudziłem się nad ranem. Arii nie było. Rozejrzałem się po pokoju. Moje ubrania, które powinny walać się po podłodze leżały złożone na krześle. Ogólnie w pokoju panował porządek. Dostrzegłem kartkę i białe pióro na stoliku nocnym. Chwyciłem obie te rzeczy. Okazało się, że to był list. Zaczął czytać.
Kochany Dean’ie
Jesteś najwspanialszym stworzeniem, które spotkałam przez całe swoje życie na ziemi. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tobą. Chciałabym cię przeprosić za to, że nie mogłam uleczyć Jim’a ani Lucas’a gdyż przez demony tracimy swoją moc. Mam nadzieję, że ani ty ani oni nie będę mieli mi za złe. Ucałuj Sam’a, Luke’a, Julian’a no i Iris jeśli ją spotkasz. Zostawiam ci moje pióro, żebyś miał cokolwiek mojego poza obrączką i wspomnieniami. Zrozumiem jeśli postanowisz je wyrzucić. Ja swoje błyskotki zachowam. Chciałam ci powiedzieć, że cię kocham, będę do końca świata.
                                                                                Na zawsze twoja, Aria
List odłożyłem na stolik. Pióro przyłożyłem do policzka i zamknąłem oczy. Ona naprawdę odeszła. Rozpłakałem się.

                                                            Iris
Dwa tygodnie. Do dnia, w którym mieliśmy uwolnić Lucyfer’a zostało 14 dni. Ten fakt był przerażający. Nadal kilkanaście osób nie przeszło przemiany, w tym Harry. Jednak jego niepokój zmalał od kąt Adam mnie porwał. Obóz od kąt tamten psychol nie żyje zachowywał się inaczej. Jakby cały strach związany z tym chłopakiem znikł i pozostawił spokój. Obowiązki Adam’a dotyczące prowadzenia treningów przejął na dobre Zayn. Był jednym z lepszych wojowników i nadawał się do tej roboty. Ja dalej prowadziłam treningi z Noah’em i Quinn’em. Logan oferował mi zmianę, ale po dłuższej rozmowie doszliśmy do wniosku, że on i Noah będą się niepotrzebnie rozpraszać siebie nawzajem. Wiem to z własnego doświadczenia, bo Harry’emu czasami zdarzało się do nas zajrzeć. Kiedy prosiłam go, żeby tego nie robił on tylko się ze mnie śmiał i dalej robił to samo. Dziś o dziwo nasza trójka miała spokój. Kiedy skończyliśmy i opuściliśmy salkę, na zewnątrz panowało wielkie poruszenie. Podszedł do nas jeden z chłopaków.
- Mieliście już przemianę ?- zapytał. Cała nasza trójka skinęła głową.- Świetnie. – wskazał na moich towarzyszy- Idźcie lepiej do kuchni i bierzcie się za kolację. Iris, musisz nam pomóc. Pytaj każdego kogo spotkasz czy przeszedł przemianę. Osoby, które przeszły odsyłaj do Zayn’a do salki na trening. Osoby, które nie przeszły odsyłaj do Logan’a do szkoły. Osoby, które są w trakcie wysyłaj do garażu.
- Coś się stało?- zadałam pytanie.
- Jeszcze nie, ale za parę godzin Gabe ma przyjechać z wizytą. Chłopacy doszli do wniosku, że nie może się dowiedzieć o przemianach i ustalili ten plan. No dalej, ruszaj. Trzeba się spieszyć! – i pobiegł do grupki niedaleko nas. Tak, więc wykonywałam rozkaz i odsyłałam osoby tam gdzie powinny być. W ciągu godziny każdy był w odpowiednim miejscu. Niall, Liam i Louis pojechali z ludźmi w trakcie procesu do jakiegoś miasta, kawałek drogi stąd, żeby ich ukryć. Logan wyprowadził osoby, które jeszcze nie przeszły przemiany (poza Harry’m, który musiał tu być podczas wizyty Gabe’a) w las, usprawiedliwiając to treningiem w terenie. Osoby, które miały już to za sobą miały z Zayn’em dodatkowy trening w salce, żeby Gabe niczego nie podejrzewał. Kiedy na ulicach panowała pustka udałam się do biura Harry’ego. Chłopak gorączkowo nad czymś pracował.
- Może ci w czymś pomóc?- chłopak podskoczył przeprażony.- Przepraszam.
- Nic się nie stało- odparł nerwowo- Nie, dam sobie radę. Wszystko gotowe?- przytaknęłam. Chłopak zaczął dalej nawalać w klawiaturę. Westchnęłam i stanęłam za jego plecami. Położyłam ręce na jego barkach i zaczęłam masować. Usłyszałam pomruk zadowolenia.
- Za bardzo się przejmujesz- stwierdziłam.
- Tobie nie wjedzie już do głowy w przeciwieństwie do mnie. Boję się, że dowie się prawdy o przemianach i stanie się coś złego i to wszystko będzie moją winą- wywróciłam oczami.
- Jeśli mu pokażesz, że się boisz to na pewno cię sprawdzi. Jeśli  będziesz pewnym siebie dupkiem to uzna, że wszystko jest w normie- spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Musiałaś dodać, że jestem dupkiem, prawda?- wzruszyłam ramionami.
- Nie miałam powodu kłamać- roześmiał się i porwał mnie na swoje kolana. – Puszczaj!
- Nie mam powodu- mruknął i uśmiechnął się chytrze. Wywróciłam oczami.
- To nie jest śmieszne. – rzekłam.
- Dla mnie jest- i wtedy rozległo się pukanie. Harry wręcz zepchnął mnie ze swoich kolan i popędził do drzwi. Otrzepał swój strój z niewidzialnego pyłku, poprawił włosy, odchrząknął i w końcu je otworzył. – Cześć tato!- przywitał się z szerokim uśmiechem.- Cześć, jestem Harry- przedstawił się komuś. W końcu do środka wszedł Gabe w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
- Cześć, ojcze- wypowiedziałam te słowa ze sztucznym optymizmem. Tak naprawdę miałam ochotę zwymiotować. – Iris- powiedziałam do chłopaka, który obrzucił mnie bez skrępowania ciekawskim spojrzeniem (przez chwilę zatrzymując się na moim biuście). Harry o dziwo zachował spokój i nie zwrócił na to uwagi.
- Iris mogłabyś przynieść krzesło dla naszego gościa?- zapytał Styles. Nie mogłam się sprzeciwić i posłusznie wykonałam polecenie. Cała trójka mężczyzn zasiadła, ja musiałam stać za Harry’m jakbym była jego ochroniarzem.
- Widzę synu, że Iris pełni funkcję sekretarki. Cieszy mnie fakt, że nie jest już taka oporna- uśmiechnął się do mnie Gabe. Z niechęcią odwzajemniłam gest. – Przyjechałem tu w sprawie Adam’a- oznajmił.
- Adam porwał i znęcał się nad Iris, tato. Łamał zasady, trzeba było go ukarać. Proste. – tłumaczył Harry. Gabe po chwili zastanowienia skinął głową.
- Masz rację. Nie gniewam się, to w jaki sposób zachował się w stosunku do Iris było niewybaczalne- no bo wcale ty mu tego nie kazałeś zrobić, ojczulku.- Skoro Adam nie żyje, ktoś musi go zastąpić. Tak, więc przywożę wam nowego brata. To jest Bruno- przedstawił nam chłopaka.- Iris, zaprowadzisz go na trening? Ja wtedy bym omówił parę spraw z Harry’m- posłusznie skinęłam głową i ruszyłam ku wyjściu. Bruno poszedł za mną.
- Witamy w niewidzialnym miasteczku- powiedziałam bez charyzmy.- Tutaj każdy jest dziwadłem. – poczułam mocne uderzenie w plecy, przez co spadłam ze schodów. Kiedy odzyskałam świadomość spojrzałam na chłopaka. – Co ci odbiło?- warknęłam. Pochylił się nade mną.
- Myślisz, że Adam był psycholem? Oh, ślicznotko. Ja będę twoim największym koszmarem.
Bruno

-------------------------------------------------------------------------------------
I jak, podoba się? Mam nadzieję, że tak. Adam umarł, przyszedł Bruno :') Wprowadzi zamieszanie? I czy Dean i Aria kiedyś się jeszcze spotkają? Nn pojawi się do środy lub do piątku wieczorem gdyż wyjeżdżam na wyjazd integracyjny. Proszę was bardzo o komentarze i zapraszam na first-human-later-angel.blogspot.com 


piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 26




Rozdział 26
                                      Iris


W ciągu tych paru dni połowa obozu przeszła przemianę. Byli w tym między innymi Noah, Quinn i współlokatorzy Styles’a. Harry osobiście jeszcze nie doświadczył zmiany koloru oczu i widać było, że go to trapi, chociaż zaprzeczał. Swój nastrój tłumaczył zmęczeniem. Chciałam mu jakoś pomóc, ale nie miałam jak. No bo procesu nie przyspieszę, a tylko to mogło by go zmienić. Szłam na trening kiedy dogonił mnie Adam.
- Spieszę się- mruknęłam i starałam się pójść dalej, ale chłopak stanął mi na drodze.- Suń się- warknęłam, a on wyszczerzył się tym swoim paskudnym, rekinim uśmiechem.
- Może trochę grzeczniej, co?- wlepił we mnie spojrzenie lodowato-niebieskich oczu. O wiele lepszy by było czarne. – Musisz odpuścić sobie dzisiaj trening z lamusami. Harry na ciebie czeka w garażu. – omiotłam go spojrzeniem.
- Niby czemu to ciebie przysłał po mnie? – liczyłam moje pytanie zbije go z tropu i faktycznie okaże się, że kłamie. Jednak Adam wzruszył ramionami.
- Byłem pod ręką. No chodź, wiesz, że Harry nie lubi czekam- chwycił mój nadgarstek i pociągnął w stronę wyznaczonego miejsca.
- Ekhm- odchrząknęłam- Adam, znam drogę i świetnie poradzę sobie sama.
- Harry kazał mi cię przyprowadzić osobiście. Widocznie ma dla mnie jakieś zadanie- nie wnikałam tylko szłam dalej za tym psychopatą. Kiedy dotarliśmy do drzwi, Adam jak „gentelman” otworzył mi je i puścił przodem.
- Harry?- rozległo się echo. Odwróciłam się do chłopaka. – No i gdzie on jest?- Adam ponownie się wyszczerzył.
- Zaszła drobna zmiana planów. – zorientowałam się, że to pułapka, ale było już za późno. Adam uniósł łom i walnął mnie nim w czoło. Straciłam przytomność.
                                                           Harry
Siedziałem w biurze kiedy rozległo się pukanie.
- Proszę- powiedziałem a w pomieszczeniu pojawili się Noah i Quinn. – Czy wy nie powinniście mieć treningu?- spojrzeli na siebie zdezorientowani.
- Iris nie przyszła. Myśleliśmy, że po prostu się u ciebie zasiedziała- zamknąłem laptop na którym właśnie pisałem i spojrzałem na nich.
- Jak to Iris nie przyszła?
- No nie pojawiła się na treningu- tłumaczył Noah- Po kwadransie postanowiliśmy, że przyjdziemy tutaj. – wstałem.
- Wracajcie i zacznijcie sami. Pójdę zobaczyć czy nie ma jej w waszym domku- kiedy cała nasza trójka opuściła biuro, zamknąłem je na klucz i pobiegłem do ostatniego domku. Zapukałem trzy razy i wszedłem do środka.- Iris!- wydarłem się. Nie doczekałem się odpowiedzi. Najpierw przebiegłem cały parter w poszukiwaniu dziewczyny. Potem przyszła kolej na górę. Skończyłem na jej pokoju. Tak też nikogo nie było. Usiadłem na jej łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Czemu miałem najgorsze scenariusze? Przecież mogła chcieć pobyć trochę sama. No, ale jednak by powiedziała o tym komuś, pewnie Noah’owi. Inne pozytywne wyjaśnienia też miały niepasujące odpowiedzi. Czyli musiało się coś stać. Modliłem się, żeby nie okazało się, że odeszła. Jeśli faktycznie miała już dosyć obozu , a jej uczucie do mnie nie było silne na tyle, żeby zostać? Nie, nie mogę o tym myśleć. Czy prędzej opuściłem ten dom i ruszyłem w stronę salki gdzie czekali na mnie Noah i Quinn. Dzisiaj ja przeprowadzę z nimi trening. Najpierw minąłem jednak pozostałych.
- Harry!- krzyknął Zayn i podbiegł do mnie. – Możesz mi powiedzieć czemu mnie nie uprzedziłeś?- zapytał zły. Uniosłem brew.
- O czym ci nie powiedziałem, Zayn?- prychnął.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Postanowiłeś wysłać Adam’a na jakąś farmę i nie pytając mnie, przydzieliłeś mi przeprowadzenie treningu?
- Co?- nic z tego nie rozumiałem. Czy tajemnicze zniknięcie Iris i „moje” wysłanie Adam’a na jakąś farmę jakoś się łączyły. Raczej tak. – Gdzie widziałeś go ostatnio?- zapytałem prędko.
- Przyszedł tutaj i mi powiedział to przy wszystkich. – westchnąłem- Coś się stało? – pokiwałem głową.
- Iris zniknęła- Zayn zaklął pod nosem.
- To Adam- powiedział szorstko- Tim spóźnił się kilkanaście minut. Kiedy tu biegł widział jak Adam prowadzi Iris do garażu. Nie zwrócił na to większej uwagi- teraz ja przekląłem.
- Zabiję tego gnojka. Dobra, Zayn. Dokończ trening i później wraz z pozostałymi z naszego domku zajmiecie się obozem do mojego powrotu. Jak coś zabieram Naoh’a i Quinn’a- klepnąłem go w ramię i oddaliłem się w stronę salki, gdzie Iris na co dzień trenuję chłopaków. Posłusznie czekali na mnie.
- Nie było jej?- zapytał zmartwiony Quinn. Pokręciłem głową.
- Adam ją porwał- wyjaśniłem im co do tej pory udało mi się ustalić.
- Każdy z naszych aut ma nadajnik jak kiedyś mówiłeś. Jeśli Adam o tym nie wie, albo zapomniał i nadajnik nadal tkwi gdzieś w samochodzie możemy go namierzyć- zasugerował Noah. Pomyślałem chwilę.
- Na ogół zajmował się tym Malcolm, a za nim ja rozgryzę ten system z Iris może się coś stać- Noah uśmiechnął się słabo.
- Wiesz… Malcolm trochę mnie podszkolił i tak się składa, że będę umiał namierzyć to auto w mniej więcej trzy minuty- spojrzałem na niego jak na zbawiciela.
- Jeśli to zrobisz będziesz moim bohaterem.- pociągnąłem go do biura. Quinn poszedł wraz z nami. Odpaliłem laptopa i podałem go chłopakowi. Chłopak westchnął ciężko i włączył jakiś program. Wpisał tak jakieś kody i inne bzdety i tak jak mówił po trzech minutach pokazała się mapa z czerwonymi kropkami. Jedna się poruszała, pozostałe były w jednym miejscu.
- To nasz cel- wskazał na tą ruszającą się plamkę.- Mówiłeś, że Adam jedzie na jakąś farmę? – skinąłem głową. Noah wskazał inne miejsce.- Za pewne zmierza tu. Farma rodziny McCalisterów. 
- Bierz laptopa. Jedziemy za nimi.




                                                         Iris
Otworzyłam oczy i poczułam potworny ból głowy. Kiedy przejechałam dłonią po bolącym miejscu. Wyczułam guzka i zaschnięta krew.
- Cholera- szepnęłam. Rozejrzałam się. Byłam w jakieś stodole. Miałam skrępowane nogi. No i w kącie siedział Adam.
- Księżniczka się obudziła-zarechotał. – Zabawę czas zacząć.
- Czemu to zrobiłeś?- warknęłam.- Mam prawo wiedzieć- zaśmiał się.
- To ja ustalam twoje prawa. Zdradzę ci powód jeśli… Jeśli zdejmiesz koszulkę- prychnęłam.
- Na serio jesteś zdesperowany- uklęknął koło mnie.
- I tak skończysz bez niej. Teraz pytanie czy sama jej się pozbędziesz i przy okazji dostaniesz odpowiedź czy będę musiał ci pomóc- wywróciłam oczami i pozbyłam się mojego czarnego podkoszulka. Czułam się niezręcznie będąc w koronkowym staniku przed Adam’em. Gwizdnął z uznaniem. – No to teraz już wiem dlaczego Harry na ciebie leci. Cycki to ty masz fajne- bez skrępowania jego dłoń wylądowała na jednym z nich. Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie i próbowałam ściągnąć jego dłoń. W końcu ją zabrał.
- Skoro możesz teraz podziwiać moją klatkę piersiową zdradź mi powód o co w tym wszystkich chodzi- oddalił się na bezpieczna odległość żebym nie mogła go dopaść.
- To proste. Ojciec mi kazał.
- Co? Niby dlaczego?
- Od kąt się pojawiłaś wszystko się zmienia. Niegdyś podporządkowani chłopcy, dzisiaj zbuntowane cioty. Jeśli znikniesz może sytuacja znów będzie jak kiedyś. A na twoje miejsce przyjdzie ktoś porządny- obserwowałam go ze spokojem. Czyli Gabe widzi we mnie konkurencje. Boi się mnie.
- Zabijesz mnie?- zaklaskał.
- Brawo, widzę, że zaczynasz rozumieć. Przy okazji upiekę dwie pieczenie. Ty zginiesz, a zaraz potem kolejna pieczęć zostanie złamana.- przełknęłam ślinę.
- Jaka?- starałam się, żeby mój głos się nie załamał. Wzruszył ramionami.
- Powiedzenie tego, będzie cię kosztować…
- Nie zdejmę przed tobą stanika, nie licz na to – oznajmiłam.- Zresztą jeśli umrę to nie będzie już moja sprawa.
- Wmawiaj sobie. Dobra, musimy zaczynać, kotku. Wyciągnął dość duży nóż. – Widzę, że zakryłaś moje poprzednie dzieło. Tym razem zrobimy większe- przejechał końcem noża po moim brzuchu. Już chwilę później zdobił go napis „moja” o wiele większy niż poprzedni. Poleciało mi parę łez. – Pomęczył bym cię jeszcze trochę, ale trzeba się spieszyć- bez uprzedzenia wbił mi nóż w środek brzucha tak, że wystawała sama rękojeść. Przekręcił go parę razy. Poczułam, że krew wypływa mi z buzi. Nawet nie krzyknęłam. To było ponad moje siły.- Zaraz przyleci anielica. Lecę po chłopca. Mam nadzieję, że trafisz do czyśćca. Pa kwiatuszku- pomachał mi na do widzenia i opuścił stodołę. Zostawił mnie konającą. Zamknęłam oczy. Może tak będzie lepiej? Może jakimś cudem trafię na rodziców i Malcolm’a? Szkoda tylko, że nie pożegnałam się z braćmi i przyjaciółmi. No i Harry’m. Z wielką chęcią powiedziałabym mu jeszcze raz, że go kocham.
- O matko, Iris!- rozległ się kobiecy głos. To był anioł.
- Znamy się- wyszeptałam. Pokręciła głową.
- Mam na imię Aria. Jestem… Dziewczyną Dean’a- przyjrzałam się.
- Jesteś aniołem. Nie możesz być jego dziewczyną- stwierdziłam. Machnęła ręką i przykucnęła koło mnie.
- Długa historia, a teraz trzeba pomóc  tobie. To może zaboleć- i tak też było. Wyciągnęła nóż i odrzuciła go w bok.
- Może zachowaj, gdyby wrócił.- położyła dłoń na mojej ranie, która przestawała przez to krwawić. Zabliźniała się. – Nie pomagaj mi…
- Muszę to zrobić- gdy już rana się zagoiła w stodole rozległ się głos:
- Co do …- przybył tutaj nastolatek pobrudzony krwią. To pewnie o nim mówił Adam. Wściekła Aria wstała i ruszyła w jego stronę.
- Zamknij oczy, Iris!- ostrzegła mnie.
- To nie on!- ale było już za późno. Aria pokazała chłopcu swoją prawdziwą postać w wyniku czego chłopiec zmarł.
- Co powiedziałaś?- kiedy było już po wszystkim.
- To był zwykły farmer, który pewnie przed chwilą zabił zwierzę, żeby mieć co jeść. To nie on mnie skrzywdził, tylko Adam!- anielica patrzyła na mnie przerażona.
- O matko… Zabiłam nie winną osobę… Przy okazji złamałam siódmą pieczęć- czyli o tym mówił Adam. – O nie.. – ukryła twarz w dłoniach i zniknęła. W tym czasie rozległ się strzał. Z bólem podniosłam się i pokuśtykałam do wyjścia, mijając ciało chłopca. Na zewnątrz pierwsze co zobaczyłam to bezwładnie leżące ciało Adam’a na ziemi. Miał otwarte oczy, a wokół niego był za pewne jego mózg. Potem zrozumiałam, że ktoś trzyma mnie w ramionach. Był to Harry i szeptał, że jestem bezpieczna.
                                                    Dean
Stałem na ganku kiedy nagle pojawiła się Aria. Była roztrzęsiona. Na jej ubraniach i rękach dostrzegłem krew. Podbiegłem do niej i przejrzałem czy jest ranna. Na szczęście nie była.
- Co się stało?- pokręciła głową i wtuliła się mocno we mnie. Jej ciałem zawładnął szloch. Nie wnikałem. Po prostu mocno ją przytuliłem. 
---------------------
Miała być drama to jest. Podoba wam się rozdział? Coś was zaskoczyło? Cieszycie się, że Adam nie żyje? Nn dodam do poniedziałku, proszę o komentarze, zapraszam na mojego drugiego bloga .