piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 17



Rozdział 17
                                      Iris


Spojrzeliśmy z Harry’m po sobie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytał lokaty. Logan niepewnie na mnie spojrzał po czym odwrócił wzrok.
- Quinn jest tak jakby zastępstwem Malcolm’a- coś się we mnie zagotowało. Utkwiłam złowrogie spojrzenie w szatynie.
- Tak jakby?- warknęłam przez zaciśnięte zęby. Skinął głową.
- Malcolm’a nie da się zastąpić jako osoby, ale można zająć jego miejsce…- roześmiałam się histerycznie.
- Zniszczenie życia jednemu dzieciakowi mu nie wystarczyło? Musiał teraz wpakować to inne dziecko- spojrzałam na chłopca. Był przerażony. – Proszę cię, ile on może mieć lat? Dwanaście?
- Trzynaście – poprawił mnie Logan. Prychnęłam.
- To zmienia postać rzeczy- odparłam sarkastycznie.
- Jak on się tu znalazł?- włączył się do naszej konwersacji Harry. Logan spojrzał smutny na chłopca.
- Parę dni temu ojciec zabił mu matkę i napoił go swoją krwią. Quinn od tamtej pory leżał w szoku w szpitalu. Dziś przyszedłem po niego podając się za jego starszego brata.- zamknęłam oczy. Pozwoliłam spłynąć paru łzom. To było chore. Z każdym dniem ten koszmar był straszniejszy. Biedny chłopak. Ktoś wziął mnie w ramiona. W głębi serca liczyłam, Że to Harry, jednak był to Logan.
- Przykro mi. To nie moja wina, ja tylko wykonuję rozkazy- wyszeptał mi do ucha. Wysunęłam się z jego objęć i spojrzałam na Styles’a.
-Daj mi odejść- powiedziałam błagalnym tonem. Pokręcił głową.
- Nie mogę, przecież wiesz- z trudem powstrzymywałam łzy. Postanowiłam sobie coś. Wyminęłam tą dwójkę i wsiadłam do samochodu. Usiadłam koło chłopca. Spojrzał na mnie przestraszony i odsunął się ode mnie. Przełknęłam ślinę i podałam mu dłoń.
- Nazywam się Iris i obiecuję, że przy mnie nikt cię nie skrzywdzi- wypowiedziałam swoje postanowienie na głos, żeby je umocnić. Chłopiec niepewnie podał mi swoją dłoń.
- Quinn- powiedział bardzo cicho- Czy oni mnie zabiją?- pokręciłam głową.
- Nie, jesteś im potrzebny.
- Do czego?- miałam wielką ochotę wziąć go w ramiona.
- Do zmiany naszego świata w piekło.
                                                             ***
Podróż minęłam nam w kompletnej ciszy. Zaraz po przyjeździe, Harry zabrał młodego do ratusza, Logan poszedł porozmawiać z Malikiem, a ja pobiegłam do naszego domu. Na moje szczęście trafiłam tam na Noah’a. Potrzebowałam go. Mocno się w niego wtuliłam i opowiedziałam mu całą historię. Jego twarz była kamienna. Jestem pewna, że czuł to samo co ja. Ledwo co udało nam się pogodzić z odejściem Malcolm’a, a ktoś ma przyjść i go zastąpić. To nie tak, że nie chcieliśmy dać szansy Quinn’owi. Po prostu on nigdy nie będzie jak Malcolm. Bo Malcolm był jeden, a aktualnie był martwy. A dlaczego? Bo wiedział jak zależało mi na tym żeby moi bracia nas stąd zabrali. Staliśmy z Noah’em w objęciach dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi. Niall i Liam przyprowadzili Quinn’a. Kiedy chłopiec przekroczył próg naszego domu Noah bardzo serdecznie go powitał. Podziwiam go za jego wewnętrzną siłę.
- Harry jest u siebie?- zapytałam chłopaków. Pokiwali głowami- Muszę iść z nim porozmawiać- oznajmiłam moim współlokatorom i wyszłam. Przejście do ratusza nie zajęło mi dużo czasu, gdyż prawie biegłam. Zapukałam trzy razy do drzwi gabinetu, po czym rozległo się „proszę”. Weszłam do środka. Harry siedział przy biurku i coś pisał. Kiedy mnie zobaczył lekko się uśmiechnął.
- Cześć- powiedział.- Coś ważnego? Jestem trochę zajęty…
- Daj mi wolność na jedną noc- poprosiłam. Oderwał się od papierów i zlustrował mnie od stóp do głów.
- Co mam przez to rozumieć?- wzięłam głęboki oddech i przysiadłam na jego biurku.
- Chcę się wyrwać na jedną noc. Potrzebuję tego. Daj mi auto, będziesz mógł śledzić gdzie jadę. Jutro rano stawię się z powrotem- przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedziom. W końcu pokręcił głową i odparł:
- Nie.
- Dlaczego nie?- mam nadzieję, że zabrzmiałam tak piskliwie jak mi się wydawało. Wstał i podszedł do okna. Nic nie odpowiadał tylko wpatrywał się pusto na widok za oknem. Zsunęłam się z drewnianego mebla i podeszłam do niego-  Dlaczego nie, Harry?- odwrócił się do mnie.
- Bo wiem, że nie wrócisz- spojrzałam mu w oczy i delikatnie pochyliłam się w jego stronę.
- Obiecuję, że wrócę- on też pochylił się w moją stronę. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko
- Jaką mam mieć pewność- w tym samym czasie pochyliliśmy się jeszcze bardziej, że nasze usta się zetknęły. Nie wiem co było ze mną nie tak. Nie byłam pewna co do swoich uczuć do Harry’ego, ale kiedy byłam w pobliżu marzyłam, żeby mnie całował. Był w tym świetny.
- Mam nadzieję, że to wystarczy- powiedziałam w trakcie pocałunku. Uśmiechnął się. Oparł mnie o szafkę. Jego dłonie zjechały na moje biodra. Odchylił mnie delikatnie do tyłu i włożył mi język do gardła. Cicho jęknęłam. On wiedział, że to mi się podoba. Czy miał zamiar wykorzystać to przeciwko mnie. W pewnym momencie naszego zbliżenia oderwał ode mnie jedną ze swoich dłoni i zaczął ją czegoś szukać. Zaraz po tym wcisnął mi do ręki pęk kluczy. W końcu się ode mnie oderwał.
- Ufam ci- oznajmił i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Uśmiechnęłam się i jeszcze szybko musnęłam jego usta.
- Nie zawiodę cię- i szybko opuściłam jego gabinet. 
                                                                                 Luke
 Byliśmy w Gladden,zatrzymaliśmy się z małym motelu. Julian praktycznie cały czas gdzieś znikał i nie chciał powiedzieć nam gdzie. Sam dużo czasu poświęcał na szukanie w internecie czegoś co mogło by nam pomóc w odnalezieniu Iris i Noah'a. Dean zachowywał się dziwnie. Nie odzywał się zbyt często, a jak już postanowił to zrobić, to krytykował lub bluzgał. Z trudem to znosiliśmy. Ale kiedyś w końcu musiał ktoś wybuchnąć i pech chciał, że to byłem ja. Dean rzucił tekst dotyczący mnie i mojej choroby. Wygarnąłem mu co o nim myślę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Czy on nie może zrozumieć, że to nie mój wybór? Że odziedziczyłem tą chorobę genetycznie? Kto normalny marzyłby, żeby zarazić się AIDS? Czemu on myśli, że tylko jego życie nie jest łatwe? Udałem się do najbliższego sklepu. Dzięki Bogu na fałszywym dowodzie byłem pełnoletni, dlatego kupiłem sobie sześciopak piwa, wódkę z colą do popitki i paczkę fajek bez najmniejszego problemu. Nie znałem tego miasteczka zbyt dobrze, ale udało mi się dotrzeć do niewielkiego parku. Zająłem jedną z niewielu ławek ( a) park był mały b) reszta ławek była zajęta przez miejscowych pijaczków). Otworzyłem jedno z piw i upiłem parę łyków. Następnie odpaliłem szluga i zaciągnąłem się. Chyba powinienem unikać tego świństwa. Przez jakiś czas siedziałem i obserwowałem tamtych mężczyzn. Ciekawe jaka jest ich historia. Pewnie nigdy się nie dowiem i nie jest mi z tego powodu smutno. W parku pojawiła się dziewczyna. Trudno było ją dostrzec w świetle jednej lampy, ale jakoś mi się udało. Była ubrana cała na czarno, blond włosy upięła w wysokiego kitka, a w ręku trzymała butelkę whisky. Rozejrzała się niepewnie. Pomachałem jej.
- Jak chcesz możesz się dosiąść- zlustrowała mnie od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami i usiadła. Spojrzała na paczkę moich papierosów. Wskazała na nie palcem. 
- Mogę?- szybko sięgnąłem po opakowanie i podałem jej. 
- Jasne- wyjęła jedną sztukę i oddaliła mi pozostałe. Ponownie na mnie popatrzyła. Ja patrzyłem na nią. Odchrząknęła, rzuciła szybkie spojrzenie na fajkę po czym znów popatrzyła mi w oczy i uniosła brew- Oh, no tak- powiedziałem lekko zmieszany i podałem jej zapalniczkę- Przepraszam, to nie jest mój wieczór- uśmiechnęła się.
- Właśnie widzę- wskazała na alkohol- Nie martw się, nie jesteś sam- poklepała butelkę Jack Daniels'a. Ja również się uśmiechnąłem.
- Widzę, że to ulubione miejsce mieszkańców, na spożywanie trunków.
- Za pewne. Nie jestem stąd, przyjechałam mu tylko żeby odpocząć- znów na nią spojrzałem. Zaciekawiła mnie.
- Odpocząć w tym małym miasteczku?- ponownie wzruszyła ramionami. 
- Dostałam tylko jedną noc, a Gladden było najbliżej. Musiałam skorzystać- otworzyła whisky i wyciągnęła je w moją stronę.- Chcesz?-pokręciłem głową. Uniosłem kolejną butelkę piwa.
- Mam swoje i jak coś chętnie się podzielę.
- Nie mogę. Z samego rana muszę się stawić z powrotem.- na chwilę umilkła- Za co pijesz?
- Za całokształt- stwierdziłem i  miałem rację. Piłem za swoje życiowe osiągnięcia- A ty?- uśmiechnęła się smutno.
- Za swoje beznadziejne życie- stuknęła się ze mną butelką- Jak chcesz możesz mi opowiedzieć swoją historię. Jestem dobrą słuchaczką.
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Tym lepiej dla ciebie. Nie znając twojego imienia, masz pewność , że ta historia pozostanie ze mną Dlatego najlepiej unikaj imion i nazwisk- pochyliła się w moją stronę zaciekawiona..
- Nie wiem od czego mam zacząć- machnęła ręką.
- Od początku.- westchnąłem. 
 - Do niedawna mieszkałem z mamą, wiodłem całkiem normalne życie, miałem przyjaciół, dziewczynę, marzenia...
- To co się stało?
- Mama była chora na AIDS. Wiesz, dziedziczna choroba...- pokiwała głową- Kiedy wieść o tym się rozniosła nie miałem życia. Dziewczyna powiedziała, że się nas brzydzi i odeszła dla mojego kumpla. Nikt nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu.
- I co było dalej?- zapytała.
- Ukończyłem szkołę z wyróżnieniem. Opiekowałem się mamą, aż w końcu umarła- zamilkłem. To było dziwne opowiadać o swoim życiu zupełnie nieznanej osobie. Jednak czułem dziwną ulgę. 
- A co z twoim ojcem? - zamknąłem oczy.
- Przyjeżdżał co roku na moje urodziny. Miał swoją rodzinę i robotę. Nie mógł tego zostawić dla nas. Po śmierci mamy pojechałem go odszukać i pracować razem z nim. Dowiedziałem się, że nie żyje. Jednak zdecydowałem się kontynuować biznes wraz z moimi dwoma starszymi, przyrodnimi braćmi. Jeden jest bardzo miły, ale ten drugi... Dupek- uśmiechnęła się.
- Wyobrażam sobie. Mówiłeś, że AIDS jest dziedziczne, to znaczy, że...- urwała. Skinąłem głową.
- Tak, jestem chory- na chwilę zapadła cisza. - A jaka jest twoja historia?
- Kiedy byłam mała umarła moja mama. Od tamtej pory prowadzimy z rodzinny, brudny biznes. Przez całe życie okłamywałam ludzi dla ich dobra. Rok temu mój tata zmarł. Zostałam ja, moi bracia i przyjaciel rodziny. Wszystko szło jak po maśle, aż do czasu kiedy dowiedziałam się obrzydliwej prawdy  sobie. Od miesiąca mieszkam z nowymi ludźmi i prowadzę zupełnie nowe życie, które nie jest lepsze od mojego poprzedniego. Przeze mnie umarł mój mały przyjaciel, na jego miejsce przyprowadzono nowego chłopca, chyba podoba mi się mój współlokator i ładuje się w patologiczny związek z moim szefem? Nie wiem jak mam go nazwać. Zrobiłam już dużo złych rzeczy, ale o nie równa się z tym co mam zrobić za nie cały miesiąc- urwała. Głos jej się wcześniej łamał. 
- Czy mam pytać o co dokładnie chodzi?- pokręciła głową.
- Dla twojego dobra, nie- i resztę nocy spędziliśmy na wspólnej rozmowie o wszystkim i o niczym. O wschodzie słońca nie pozostało nic z naszych trunków ani fajek. Dziewczyna podniosła się z miejsca.- Dziękuję za tą rozmowę. Żegnaj, nieznajomy. 
- Żegnaj nieznajoma- odeszła dość sztywnym krokiem. Nie cieszyła się, że ma wrócić tam skąd przyszła. Miałem ochotę pobiec za nią i jej pomóc, ale byłem zbyt pijany i zasnąłem.
-----------------------------
Rozdział dosyć luźny. Co o nim sądzicie? Żeby nie było, Luka gadał z Iris xd Podobają wam się zbliżenia Hazzy i Iris? Czy Quinn będzie taki jak Malcolm? Nn pojawi się dopiero 2 sierpnia ponieważ wyjeżdżam. dziękuję i prosze o komy ;p

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 16



Rozdział 16
                                          Iris


Stałam w lesie. Słońce dopiero wschodziło.
- Iris!- usłyszałam wołanie. Znałam doskonale ten głos. Malcolm.
- Malcolm?! Gdzie jesteś?- wydarłam się. Zaczęłam gorączkowo się obracać i szukać chłopaka. Nigdzie nie mogłam go dostrzec.
- Tutaj!- głos dochodził z północnej strony. Rzuciłam się biegiem. To cudowne, że mogłam go zobaczyć. Stał samotnie na polanie.
- Malcolm- szepnęłam. Uśmiechnęłam się szeroko co on odwzajemnił.
- Jesteś cała- stwierdził.
- Tak, a czemu miałabym nie być?- popatrzyłam na niego niepewnie.
- Oni są źli i robią złe rzeczy. Ja już przez nich umarłem. Ciekawe kiedy przyjdzie twoja kolej- odparł chłodno. – Chcemy żebyś uciekła i nie dopuściła do złamania kolejnych pieczęci.
- Zaraz, zaraz. Jacy wy?- usłyszałam szmer za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam swoich rodziców. – Mama? Tata?- rodzicielka uśmiechnęła się do mnie ciepło i rozłożyła ramiona.
- Chodź do mnie córeczko- mimowolnie nogi same mnie do niej zaniosły. Była strasznie zimna.
- Tak się cieszę, że cię widzę- oderwałam się od niej i spojrzałam na mojego ojca- Tatusiu- opuściłam objęcia matki i mocno się w niego wtuliłam.
- Córeczko… Posłuchaj się Maloclm’a. Odejdź od nich. A już wkrótce może uda nam się do ciebie wrócić- zanim zdążyłam wypowiedzieć choć słowo rozległo się klaskanie. Spojrzałam w kierunku skąd wydobywał się dźwięk. Na polanie stał Gabe.
- Sprytnie, sprytnie przekupywać niewinną dziewczynę w taki sposób. Oh, pokażcie się już. – nagle Malcolm oraz moi rodzice zniknęli. Zza drzew wyszła dziewczyna. Wyglądałaby normlanie gdyby nie skrzydła wyrastające zza jej pleców. – Ario- Gabe skinął jej głową.
- Gabrielu- Gabe obdarzył ją uśmieszkiem pełnym kpiny.
- Żeby zniżyć się do takiego poziomu, Ario. Na serio musiałaś włamywać się do jej głowy?- wzruszyła ramionami.
- Uczę się od ciebie- rzuciła. Ten się zaśmiał.
- Gdzie się podziała ta niewinna i słodka anielica?
- Zniknęła od kiedy zacząłeś wszystko niszczyć. Proszę cię, żebyś odpuścił.- udawał, że się zastanawia.
- Hmmm. Myślę, że… Nie- pstryknął palcami, a tamta zniknęła.- Widzisz, nie tylko ja próbuję namieszać ci w głowie. Dzisiaj pojedziesz do Nashville wraz z Loganem i Harrym, żeby odebrać coś dla mnie.
- Co konkretnie?- zapytałam. Uśmiechnął się.
- Zobaczysz na miejscu- i w tej chwili się obudziłam.
                                                     ***
Trzy godziny później byliśmy już w połowie drogi do Nashville. Praktycznie cały czas panowała niezręczna cisza. Harry z każdym przejechanym kilometrem stawał się coraz bardziej spięty. Logan co chwile zerkał na niego zmartwiony. Jestem ciekawa czy Logan wie co między nami wczoraj zaszło. Mam nadzieję, że nie.
- Paliwo się kończy- zakomunikował i zjechał na najbliższą stację. Kiedy wysiadł, Harry postanowił w końcu się do mnie odezwać.
- Przepraszam- zaskoczył mnie trochę. Harry Styles i przeprosiny. – To nie miało tak być- prychnęłam.
- A jak? – przymknął oczy.
- Nie umiem ci tego wyjaśnić- i do powrotu Logan’a nikt się już nie odezwał. Kiedy chłopak wsiadł i ruszył nagle włączyło się radio.
- Witam was moje drogie dzieci- wydobyło się z głośników. Gabe.
- Cześć tato- powiedział Harry. My z Loganem milczeliśmy.
- Drobna zmiana planów. Harry, weźmiesz Iris i złamiecie jedną z pieczęci. Logan zajmie się przesyłką.
- Jaką pieczęć?- zapytałam.
- Ojcobójstwo- powiedział. Harry się cały spiął-  Taki mały prezencik, synku. I pamiętajcie: wszystko jest możliwe
- Bo wszystko zależy od nas- odpowiedzieliśmy bez zapału. Wtedy radio się wyłączyło.
- Ojcobójstwo?- zapytałam od razu.
- Zabicie ojca- wytłumaczył mi Logan. Spojrzałam na Harry’ego.
- Twojego ojca?- skinął głową- I ty się na to godzisz?
- Tak- odwrócił się i spojrzał mi w oczy.- Zabił bym skurwysyna już dawno temu- odparł szorstko.
                                                    Dean
Trzymałem w dłoni starą fotografie. Była na niej nasza szóstka. Na kanapie na środku siedziała mama i trzymała małą Iris. Ja i Sam siedzieliśmy po jej obu stronach. Nade mną stał Jim a nad Sammy’m tata. To chyba była nasza ostatnia wspólna fotografia. Wtedy byliśmy jeszcze szczęśliwi. Nie wiedzieliśmy co nas czeka. Nie mieliśmy pojęcia, że zostaniemy skazani na nienormalne życie. Z mojego zamyślenia wyrwała mnie ręka na moim ramieniu. Odwróciłem głowę i napotkałem spojrzenie zielonych oczu. Aria
- Byliście szczęśliwi- znów spojrzałem na fotografię.
- Byliśmy. Co cię tu sprowadza?- spytałem.
- Przykro mi to mówić, ale twoja siostra cię nienawidzi.
- Oh, świetnie. I to mi chciałaś przekazać? Dzięki wielki za przypomnienie mi jakim beznadziejnym bratem jestem – westchnęła.
- Nic nie rozumiesz. Oni ją karmią kłamstwami. A najgorsze jest to, że ona zaczęła w nie wierzyć. Próbowałam ją przekonać, żeby od nich uciekła, ale przyszedł Gabe i…
- Widziałaś się z Iris?- zapytałem zaskoczony. Pokręciła głową.
- Weszłam do jej snu. Niestety mimo, że pokazałam jej rodziców i jej przyjaciela nic nie zadziałało. Musimy coś zrobić Dean. Musimy ją uratować- powiedziała załamanym głosem.
- Ale jak to zrobimy?- pokręciła głową.
- Nie wiem. Naprawę nie wiem. Ty ją znasz lepiej. Jak moglibyśmy ją przekonać, żeby do nas wróciła i stanęła po naszej stronie.
- Muszę z nią porozmawiać, Ario. Może uda mi się jej to wszystko wyjaśnić- uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że ci się uda- i zniknęła tak nagle jak się pojawiła.
                                                        Iris
Harry szedł prędko nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Mogłabym spokojnie uciec, jednak zostawienie go w takim stanie nie było dobrym pomysłem. Zatrzymał się dopiero przed starą kamienicą.
- Powiesz mi o co chodzi?- zacisnął zęby.
- To nie twój zasrany interes- złapałam go za ramię.
- Zaraz mam ci pomóc przy jego zabiciu. Chcę wiedzieć czemu tak go nienawidzisz- strzepnął moją rękę.
- Niepotrzebne ci to do szczęścia- warknął. Przysięgam, że zaraz wybuchnę.
- Powiedz mi do cholery co on ci zrobił- wysyczałam.
- Spierdolił mi życie, wystarczy?- zacisnęłam pięści.
- Tyle o mnie wiesz, a ja tobie praktycznie nic. Powiedz mi o co chodzi z twoim ojcem- i wtedy nastąpił wybuch. Harry z całej siły przyłożył pięścią w pobliską ścianę. Poleciała jego krew.
- Jest pierdolonym zjebem! Wszystkie pieniądze zawsze przepuszczał na alkohol, fajki, dziwki albo trawkę! Ja i moja starsza siostra chodziliśmy w starych szmatach i głodowaliśmy. On mnie nienawidził. Bił mnie kablem. Kiedy skończyłem czternaście lat zaczął mnie wystawiać na walki uliczne. Po roku stałem się istnym terminatorem. W ten sposób na nas zarabiałem. Ale już wtedy było za późno- z krzyku przeszedł na szept.
- Za późno na co, Harry?- zjechał po ścianie i ukrył twarz w dłoniach.
- On ją zabił- wyszeptał.
- Kogo?
- Moją siostrę! Od kiedy mama umarła, on ją… On ją molestował od kiedy miała dziesięć lat, Iris. Pamiętam jak wracałem do domu, a on zamykał się z nią w pokoju. Ona się darła, a on jęczał z podniecenia. A ja nic nie mogłem zrobić, bo on lał mnie do nieprzytomności. Kiedy Gemma skończyła 15 lat postawiła się mu. Powiedziała, że pójdzie z tym na policje. A on znów ją zgwałcił. Tylko, że w okropniejszy sposób. A ona tego nie przeżyła…- z jego oczu toczyły się łzy. Uklęknęłam koło niego i mocno go przytuliłam.
- To nie twoja wina, Harry. To psychol, a  ty byłeś dzieckiem. – zaszlochał. Wytarłam wierzchem dłoni jego łzy.- Chodź. Wykończymy tego dupka raz na zawsze- złapał mnie za dłoń i poprowadził mnie do kamienicy. Mieszkanie jego ojca mieściło się na drugim piętrze. Weszliśmy bez pukania. Cały dom był zadymiony papierosem. Śmierdziało. Ojca zastaliśmy w sypialni… Nie samego. Wybraliśmy nieodpowiedni moment kiedy zabawiał się z jakąś obleśną babką. Nigdy nie miałam nic do grubych… Ale ta baba była obrzydliwa! Zresztą on nie lepszy. Przerwał na chwilę posuwanie jej od tyłu i raczył nas obrzucić spojrzeniem.
- Nareszcie wróciłeś gnojku. I przyprowadziłeś jakąś dziwkę- te słowa skierował w moim kierunku- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wchodził do mojej sypialni jak jestem zajęty.
- Nigdy nie nazywaj Iris dziwką. I to koniec zabawy, tatusiu- wyciągnął broń i wymierzył w ojca. Kobieta wydała z siebie pisk.
- Spokojnie, Rita. Nie ośmieli się- Harry się zaśmiał.
- Oj, nie znasz mnie- i pociągnął za spust. Głowa jego ojca opadła na tyłek Rity, a mózg rozbryzgał się na ścianie. Kobieta krzyknęła.- Wypierdalaj stąd albo skończysz jak on- pokazał kolbą na zwłoki ojca. Rita szybko się z niego wysunęła, odziała się szlafrokiem i wybiegła z mieszkania. Spojrzałam w oczy Harry’ego. Dostrzegłam w nich ulgę.- Chodź, Iris. Wracajmy do domu- wziął mnie za rękę i wyprowadził z tego mieszkania jak gdyby nigdy nic
                                                          ***
Z Loganem umówiliśmy się koło samochodu. Kiedy wróciliśmy czekał już na nas. W środka naszego auta siedział jakiś chłopak, około 13 lat. Spojrzeliśmy na szatyna zdziwieni.
- Kto to jest?- zapytał Styles. Logan spojrzał smutno na chłopaka, który patrzył na nas z przerażeniem.
- To Quinn. Nasz nowy brat

---------------------------
Co sądzicie o rozdziale? Bo moim zdaniem jest okej. Spodziewałyście się takiego zwrotu akcji? Czy Harry postąpił słusznie? Do tych, którzy czytali moje poprzednie opowiadanie:  Wolicie Arie czy Dianę i czy macie jakiś konkretny powód? Nn powinien pojawić się do pt, czekam i dziękuję za komy ;*