środa, 1 lipca 2015

Rozdział 12



 Boli mnie to, że ostatnio pod każdym postem są 3 komentarze. Pisanie rozdziału nie zajmuje mi dwóch minut tylko kilka godzin. Czy tak trudno zostawić chociaż kropkę ? Przez to wszystko chciałam zawiesić bloga, ale uznałam, że to bez sensu. Skończę tą historię jak najszybciej dla osób, które potrafią docenić moją pracę. A więc, drogi czytelniku, który nie pokazuje, że tutaj był. Szanuj mnie jak i innych autorów i wyraź swoją opinię, nawet jeśli jest ona negatywna.


Rozdział 12

                                        Iris



Malcolm nie żyje.

Te słowa zawitały w mojej głowie gdy tylko chwyciłam chłopca w ramiona. Przecież był taki młody… Marzył, żeby wyjechać do Anglii i zostać informatykiem. Chciał znaleźć sobie miłość swojego życia i założyć z nią rodzinę. Chciał zapomnieć o tym co dotychczas  się stało. Niestety odebrano mu tą szanse na zawsze. A konkretnie mój brat mu ją odebrał. Poczułam wściekłość. Przecież Dean nie miał pewności, że Malcolm to demon! Równie dobrze mógł być zwykłym dzieckiem. A Dean tak po prostu strzelił i odjechał. Wiedziałam teraz jedno. Nie wiem gdzie pójść. Jeszcze przed chwilą chciałam wziąć chłopaków i zabrać ich do Dean’a i Sam’a. Teraz nie chciałam ich znać. Nie chcę też wracać do obozu. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Usłyszałam kroki. Podniosłam głowę i ujrzałam Noah’a. Wpatrywał się smutno w ciało Malcolm’a.

- Nie żyje? – moje milczenie było dla niego odpowiedzią. Uklęknął koło mnie i przytulił zwłoki. – Co teraz z nim zrobimy?- zapytał.

- Spalimy go- spojrzał na mnie zaskoczony. – Jeśli tego nie zrobimy jego dusza pozostanie prawdopodobnie na ziemi i zmieni się w mściwego ducha. Musimy to zrobić- wyjaśniłam.

- To na co jeszcze czekamy?

                                                              ***

Po godzinie wszystko było gotowe. Dotarliśmy nad domek gdzie wysiadaliśmy z auta. Ciało chłopca obwinęliśmy znalezionymi tkaninami. Teraz pozostało tylko go podpalić.

- Musimy to zrobić- powtarzałam w kółko. Żadne z nas nie było gotowe rzucić zapałką.

- Zróbmy to razem, dobrze?- zaproponował Noah. Pokiwałam głową. Odpaliłam zapałkę. Chłopak złapał ją razem ze mną.- Na trzy? Raz, dwa… I trzy- rzuciliśmy. Ciało stanęło w płomieniach. Z moich oczu poleciały łzy,.

On naprawdę nie żyje

Noah pociągnął mnie na ławkę. Wtuliłam się w niego. Ciekawe co teraz myśli. On znał go dłużej, na pewno zżył się z nim bardziej. Czy chce o tym pogadać?  

- Noah?

- Tak, Iris?

- Co my teraz zrobimy?- nie odpowiedział od razu. Musiał się zastanowić nad odpowiedzią.

- Nie mam pojęcia. Na razie tu posiedźmy, okej? Nie jestem gotowy go zostawić- ja też nie byłam. Czemu to ja nie oberwałam? Dlaczego to nie mnie zastrzelił? Oh, Dean! Czemu najpierw strzelasz, potem dopiero myślisz?! Dlaczego nie usłyszałeś jak krzyczałam za chłopcem? Wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdybyś… No właśnie, gdyby co? Gdybyś myślał, Dean? Gdybyś przejął się kimś innym poza sobą?

Za nimi rozległ się chrzęst opon. Ktoś przyjechał. Para drzwi trzasnęła i dwie osoby ruszyły w naszym kierunku. Nawet się nie odwróciliśmy. Nie obchodziło nas czy są to łowcy, gliny, zwykli ludzie czy demony. To już nie miało znaczenia.

- Widzisz, Logan? Oboje się pomyliliśmy. Jednak nie zwiali- rozległ się za nami wesoły głos Harry’ego. Tamta dwójka usiadła naprzeciwko nas.- Co wy tacy smutni? Trzeba świętować! Nikt z naszych nie zginął, pierwsza pieczęć złamana, łowcy pokonani, w tym dwóch jest martwych a trzech rannych. – zamilkł na chwilę i się rozejrzał- A gdzie Malcolm?- zamknęłam oczy. Nie powiem tego na głos. Nie potrafię…

- Nie żyje- cisze przerwał głos Noah’a. O dziwo powiedział to twardo. Spojrzałam na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Logan i Harry spojrzeli po sobie. Od razu ich humor prysł.

- Przykro nam- powiedział Logan. – Gdzie jego ciało? Urządzimy mu pogrzeb w…

- Pali się- udało mi się wykrztusić.- Zrobiliśmy mu pogrzeb łowcy, żeby jego dusza mogła odejść w spokoju- nikt nic nie powiedział. Harry wstał i klepnął w ramię Noah’a.

- Ty pojedziesz ze mną, a Iris z Loganem.  Chodź- Noah z niechęcią się podniósł i ruszył za nim. Po chwili odjechali. W tym czasie Logan ugasił ogień. Z Malcolm’a pozostał popiół.

- Widziałaś kto mu to zrobił?- pokiwałam głową.

- Mój starszy brat, Dean. To on go zastrzelił- ku mojemu zdziwieniu Logan mocno mnie przytulił.

- Strasznie mi przykro Iris. Wiem, ze to dla ciebie trudne. Na początku też nie chciałem tu być. Byłem zupełnie kimś innym. Ale teraz się cieszę, że jestem tym kim jestem…- przerwałam mu.

- Cieszysz się, ze masz krew niewinnych dzieci na rękach?- zapytałam oschle.

- Zawsze trzeba kogoś poświęcić dla dobra sprawy. Chcę żebyś wiedziała, że jeśli zaakceptujesz to kim się stałaś będzie ci łatwiej. Uwierz mi, że jak plan wypali to świat będzie dla nas lepszy.

- O co chodzi w tym wielkim planie, wyjaśnij mi.

- Jeśli złamiemy 10 pieczęci do 24 czerwca i złożymy kogoś w ofierze, jeszcze nie wiadomo kogo, klatka Lucyfera wraz z wrotami piekieł się otworzą i świat przejmie mrok.

- Czemu akurat 24 czerwca?- uśmiechnął się.

- Bóg urodził się 24 grudnia. Lucyfer robi wszystko na odwrót, więc… - wzruszył ramionami.

- A co z ludźmi? Co im się stanie?

- Jeśli będą mieć szczęście to przeżyją- powiedział obojętnie.  I mam się tym nie przejąć? Całe życie ratuje ludzi przed takimi jak my, a co teraz? To wszystko ma pójść na marne?

 - To bestialskie- stwierdziłam.

- Takie życie, Iris. Przetrwają najsilniejsi- podniósł się i podał mi dłoń- Lepiej wracajmy. – wstałam sama. Wyminęłam go i poszłam do samochodu. Muszę przemyśleć to co dzisiaj mi powiedział.

                                                      Dean

Cała akcja nie zakończyła się sukcesem. W rezultacie :

- zginęła dwójka naszych;

- kolejna dwójka jest teraz operowana;

- jeden jest ranny, ale nie potrzebuje operacji;

- zabito 66 dzieciaków-złamano pieczęć;

- Iris i Noah nie wrócili.

Siedziałem wściekły na korytarzu. Łowcy którzy wyszli z tego cało wzięli się za spalenie naszych oraz tamtych dzieci, a potem mieli wrócić do domu. Julian poszedł do Lucas’a. Sam poszedł do Bruce’a, rannego, któremu właśnie założono szwy. Po piętnastu minutach ci ostatni dołączyli do mnie. Bruce był wściekły.

- Przysięgam ci, że to był on!- warknął do Sam’a. Spojrzałem na brata i uniosłem brew. Machnął ręką.

- Bruce twierdzi, że jednym z tych demonów był jego syn.

- Bo tak jest!- krzyknął Bruce- Mój syn wygląda identycznie jak moja zmarła żona. Poznałbym go nawet wtedy gdy moje oczy by ledwo widziały. Widziałem ja zabija te dzieciaki, a kiedy zobaczył, że jestem tuż za nim wbił mi nóż w ramię- pokazał na zranioną rękę.

- I co potem? Odszedł tak po prostu?- pokręcił głową.

- Powiedział jeszcze „ Nie zabiję cię teraz. Chcę żebyś zobaczył jak staje się kimś wielkim” i wtedy uciekł.

- Nie wiedziałeś, że zniknął?- zapytałem. Pokręcił głową.

- Od kąt Marie zmarła, mieszkał u ciotki Carol. Odwiedzałem ich czasami, ale rzadko. Carol nic mi nie powiedziała, że go nie ma.

- A rozmawiałeś z nią chociaż?- zapytał Sam. Pokręcił głową. Prychnąłem.

- To pretensji nie powinieneś mieć- wstał jak poparzony i ruszył w kierunku wyjścia.- Gdzie ty do cholery idziesz?- odwrócił się.

- Jadę do Carol, a potem szukam tego niewdzięcznika. Skoro stał się demonem nic już nie zrobię. Nie ma taryfy ulgowej- popatrzyliśmy po sobie  z bratem. W między czasie Bruce odszedł.

- On chce go zabić? – zanim zdążyłem odpowiedzieć pojawił się Julian.

- Musisz gdzieś iść Dean. Ktoś chce z tobą porozmawiać.  A z tobą chciałby porozmawiać Luke- zwrócił się do Sam’a. – Idź do gabinetu pani Young. Tam już na ciebie czeka- westchnąłem i ruszyłem do tego gabinetu. Był za rogiem. Zapukałem dwa razy. Nikt nie odpowiedział, ale i tak wszedłem.

- Pani Young?- pod oknem stała jakaś kobieta. Kiedy się odwróciła zamarłem.

Była piękna.

Miała blond loki do pasa, jasną cerę, miała ogromne rumieńce i łagodne, wyraziste zielone oczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że gapią się na nią z rozdziawioną buzią.

- Pani Young ma wolne. Nazywam się Aria- powiedziała melodyjnym głosem.

- A ja Dean- to jedyne co udało mi się wypowiedzieć.

- Wiem, Dean. Przyszłam tu, żeby z tobą porozmawiać. – powiedziała trochę ostrzej- Jesteś świadomy coś ty narobił? Przecież Julian ci powiedział, żebyś nie ciągnął za spust. Czy rozumiesz co teraz się stanie?- jej oczy pociemniały.

- Chodzi ci o to, że postrzeliłem tego chłopca w lesie? To nic takiego…

- Nic takiego?- podniosła głos. – Zabiłeś jednego z nich!

- To chyba dobrze?- podeszła do mnie wściekła.

- Dobrze? Teraz Gabe zabije kolejna matkę, a on znów zapanuje nad kolejnym dzieckiem! Na razie nie możemy ich zabijać!

- Słuchaj, księżniczko… Zabijanie potworów to moja praca. Zabijając jego robiłem to co robię na co dzień. Nie wiń mnie za to- prychnęła.
- Ten chłopiec akurat nie był taki jak oni. On wstydził się tego kim jest. Tak samo jak Iris i Noah! Zabijając go, wzbudziłeś w sobie nienawiść pozostałej dwójki. Mogli nam pomóc, jednak ty jak zwykle nikogo nie posłuchałeś. Dam ci jedną małą radę… Ale potraktuj to jak rozkaz. Nie rób na przekór i słuchaj się innych- odwróciła się i maszerowała do okna. Zza placów wyrosły jej skrzydła. Czyli była aniołem. Rzuciła mi jeszcze jedno spojrzenie i wyfrunęła, zostawiając mnie w osłupieniu.
-------------------------
Ten rozdział nie należy do jakiś żywszych, ale jest tu trochę o uczuciach, przemyśleniach i opiniach. No i mamy nową bohaterkę Arię. Mogę wam już zapowiedzieć, że trochę namiesza z życiu naszych bohaterów. Jak myślicie kto jest synem Bruce'a? Nn powinien pojawić się w sobotę (tak naprawdę to zależy od was) bardzo was proszę o pozostawienie komentarza.

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny :)
    Syn Bruce'a? Może Logan?
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    Myślę, że Logan może być synem albo Harry, nieeee Harry nie :p
    Myślę, że Aria i Dean bd razem kiedyś :D
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)
    Czekam na next :)
    Weny!
    Aaa i nie zawieszaj go :( Może bardziej go rozsław może to coś pomoże :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :)
    Zresztą jak zawsze.
    I proszę cię na kolanach nie zawieszaj :(

    OdpowiedzUsuń