sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 18

 Cześć i chwała bohaterom!
Rozdział 18
                                     Iris


Jazda po pijaku okazała się bardzo trudna. Kiedy tylko słońce pojawiło nad na horyzoncie opuściłam nieznajomego mi chłopaka. Świetnie mi się z nim rozmawiało. Może gdyby moje życie nie było tak bardzo pokręcone udało by nam się zaprzyjaźnić.
-Zalana w sztok?- rozległ się głos Gabe’a. Wywróciłam oczami i dalej jechałam starając się trzymać mojego pasa- Czy tatuś nigdy ci nie mówił, żebyś nie jeździła po pijaku?- mojego dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy.
- Czy ciebie tatuś nie nauczył siedzieć cicho?- warknęłam, na co on zachichotał.
- Jesteś taka piękna jak się złościsz. Nie dziwię się Harry’emu, że oszalał na twoim punkcie. Za to jestem zaskoczony, że nie wskoczyłaś mu jeszcze do łóżka. Widać, że ty też go pożądasz. Gdybym nie był twoim ojcem to sam bym…- próbowałam ignorować jego głos wylatujący z głośników lecz to okazało się ponad moje siły. Auto zatrzymało się gwałtownie- Co się stało, kwiatuszku?- wycofałam samochód i ruszyłam w przeciwnym kierunku- A ty dokąd? Obóz jest w drugą stronę- pomyślałam o Harry’m i danej mu obietnicy. Niestety nie byłam w stanie jej dotrzymać.
- Nie wracam tam. Mam dosyć- dodałam gazu. Gabe zarechotał okropnie.
- Naprawdę myślisz, że ode mnie można uciec? – nie odpowiedziałam- Iris, nie rób z siebie idiotki. Zawracaj w tej chwili- rzuciłam chwilowe spojrzenie pełne pogardy na radio. Potem znów spojrzałam na drogę- No dobra, żeby nie było, że nic nie mówiłem- i znów był w mojej głowie i wywoływał ten okropny ból. Krzyknęłam i gwałtownie skręciłam na drugi pas, jednak cały czas jechałam w kierunku w którym chciałam. Ból był coraz silniejszy, ale ja się nie dałam. Jechałam cały czas dopóki za zakrętem nie pojawiło się auto, które jechało dosyć szybko. Ostatnie co pamiętam przed zapadnięciem ciemności to twarz kobiety kiedy nasze auta zderzyły się czołowo.
                                                         Sam
Dean poszedł szukać Luke’a, a ja zostałem wraz z Julianem w hotelu. Dopiero dochodziła piąta, więc smacznie spaliśmy. Oczywiście przespanie spokojnie jednej nocy graniczyło z cudem. Julian w pewnym momencie zaczął się głośno wydzierać i miotać na wszystkie strony. Rzuciłem się w jego kierunku i starałem się go wybudzić. Niestety to było bardzo trudne. Kiedy otworzył oczy były całe białe. Zaczął jeszcze głośniej wrzeszczeć. Boże, co ja mam robić? Do pokoju wpadła jakaś postać. Okazało się, że to ta anielica. Jak jej tam było…  Aria?
- Pomóż mu- poprosiłem ją. Podbiegła do nas.
- Trzymaj go najmocniej jak umiesz- rozkazała, a ja się nie sprzeczałam. Wzmocniłem uścisk. Aria pochyliła się nad Julianem i dotknęła jego czoła. Wtem i jej oczy zrobiły się całe białe. Julian zaczął się trochę uspokajać aż w końcu opadł na łóżko i zaczął ciężko dychać. Blondynka wzięła głęboki wdech i osunęła się na podłogę.
- Wszystko w porządku?- zapytałem ją i chciałem pomóc jej usiąść na łóżku. Powstrzymała mnie gestem ręki.
- Wyliżę się- spojrzała mi w oczy- Ale Julian’a trzeba zabrać do szpitala. Ma wysoką gorączkę i jest osłabiony- spojrzałem zmartwiony na przyjaciela.
- Co jest tego powodem? – dziewczyna zaczęła się podnosić. Ponownie chciałem jej pomóc, a ona znów odmówiła.
- Wizja- powiedziała w końcu- Ta była ciężka dlatego tak zareagował.
- Wiesz co w niej było?- pokręciła głową.
- Niestety nie. Sam, czas ucieka. Macie auto?
- Tak. Pomożesz mi z nim?- zapytałem kiedy chwyciłem kluczyki od impali mojego brata. Kiedy się odwróciłem tej dwójki nie było. Zdziwiony podszedłem do okna. Julian siedział w samochodzie, a Aria stała na chodniku i machała do mnie. Pobiegłem na parking, a jej już nie było. Szybko wsiadłem do auta i popędziłem w stronę szpitala.
                                                          ***
- Czy na pewno z nim wszystko w porządku?- zapytałem pielęgniarkę. Ta na moje pytanie wywróciła oczami.
- Pyta pan o to chyba z setny raz. Tak, już jest z nim lepiej. Dostał silny środek, gorączka znacznie zmalała, a dopóki śpi jego organizm nabiera siły. Już za parę dni powinien wrócić do formy- odpowiedziała na moje pytanie- Przepraszam, ale muszę iść zająć się innymi pacjentami- wyminęła mnie i wyszła z Sali. Opadłem na krzesło i ciężko westchnąłem. Co to za noc… Wyjąłem telefon i napisałem wiadomość do Dean’a: „ Julian miał atak, jestem z nim w szpitalu, pożyczyłem impale. Czekajcie na nas w motelu”. Po wysłaniu wiadomości schowałem telefon i spojrzałem na Julian’a. Nie wiem czemu, ale pomyślałem o Iris i poczułem tęsknotę. Dawno jej nie widziałem i nie wiem co u niej. Czy jakoś daje radę w tym obozie? Czy też za nami tęskni? Czy kiedykolwiek się jeszcze spotkamy? Niestety moje przemyślenia zostały przerwane, ponieważ zmorzył mnie sen.
                                                          Dean
Sam i Julian zmusili mnie, żebym poszedł poszukać Lucasa i nie mogłem im odmówić. Jako „starszy brat” to był mój obowiązek. Może faktycznie przesadziłem , ale żeby od razu wychodzić trzaskając drzwiami i znikać nie wiadomo gdzie? Przeszukałem prawie całe miasto i oczywiście park zostawiłem na koniec co nie było mądrym pomysłem bo to najbardziej prawdopodobne, że właśnie tam się zaszył. Tak jak myślałem, był tam. Leżał na jednej z ławek, a wokół niego było pełno pustych butelek oraz niedopałek. Pokręciłem głową i przysiadłem na ławce tuż obok niego.
- Czasami jesteś taki nieodpowiedzialny- mruknąłem. Klepnąłem go mocno w nogę. Obudził się z jękiem- Wstawaj śpiąca królewno. – rzucił mi pełne nienawiści spojrzenie.
- Co ty tutaj robisz? – uśmiechnąłem się kpiąco.
- Przyszedłem sobie posiedzieć w parku. A ty powinieneś być mi wdzięczny, że znalazłem cię przed glinami albo jakimś głodnym potworem- prychnął.
- Gdyby nie ty, nie było by mnie tu- wywróciłem oczami.
- Najlepiej zwalić wszystko na mnie.- popatrzyłem po etykietkach butelek- Czy taka ilość alkoholu nie zaszkodzi ci…
- Nie- warknął- Poza tym nie piłem sam- dodał już ciszej, jednak miałem świetny słuch i to usłyszałem.
- To kto był tym szczęściarzem?- zapytałem z ironią. Spojrzał na mnie groźnie.
- Dziewczyna. Nie przedstawiła się- parsknąłem śmiechem- A ty niby znasz imię każdej dziewczyny z którą idziesz się pieprzyć- posłałem mu karcące spojrzenie.
- Uważaj na słowa, nadal jestem od ciebie starszy i powinieneś mieć do mnie szacunek.
- Szacunek mam tylko do osób, które odpłacają mi tym samym- odszczeknął. Przez chwilę się mierzyliśmy. I pewnie robilibyśmy to dalej gdyby chłopak nie zgiął się w pół i nie zwymiotował krwią.
- Zajebiście- rzuciłem pod nosem- Jak mogę ci pomóc?- zapytałem.
- Zostaw mnie samego i daj mi w spokoju umrzeć- wykaszlał.
- O co to to nie. – powiedziałem. W tym samym czasie dostałem sms’a od Sam’a, ze jest w szpitalu, bo Julian miał atak. Zajebiście razy dwa. – I jak ja cię teraz dostarczę do szpitala? – usłyszałem za plecami trzepot skrzydeł. Odwróciłem się i zobaczyłem rudowłosą anielicę.
- Nazywam się Willa, Aria mnie tu przysłała- czy ta kobieta wie o wszystkim co się dzieje w moim życiu?- Mogę go zabrać do szpitala. Jak pewnie wiesz są już tak twoi znajomi.
- Nie chcę do szpitala- wyszeptał za moimi plecami blondyn.
- Zamknij się Luke. Dasz radę sama?- zwróciłem się do rudej. Skinęła głową i objęła Lucasa w pasie. Szepnęła mu coś na ucho i wzbili się w powietrze. Kiedy zniknęli z mojego pola widzenia doszedłem do wniosku, ze jestem padnięty i że muszę wrócić do motelu, żeby pójść spać.
                                                       Iris
Czułam szczęście. Była niedziela, jedliśmy właśnie wspólnie rodzinny obiad. Tata, Jimmy i Dean prowadzili wspólnie warsztat samochodowy, który cieszył się popularnością. Sam studiował prawo tak jak sobie wymarzył. Ja właśnie kończyłam liceum i miałam wyjechać do Paryża do Akademii Sztuk Pięknych. Mama pracowała w bibliotece, bo oprócz rodziny jej miłością była literatura. Na obiad był zwykły kurczak, chociaż smakował nieziemsko w wykonaniu mojej mamy. Cały czas się śmialiśmy. Lecz w jednej chwili wszystko zaczęła się sypać. Wpadł Gabe i wszyscy pozostali i zaczęli wszystko niszczyć lub zabijać. Płakałam, błagałam żeby tego nie robili, ale oni i tak zabrali mi wszystko.,
Obudziłam się z płaczem. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Całe białe. Nagle wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Moi rodzice nie żyli, bracia mnie nienawidzili, byłam w jakieś części córką demona i siostrą 65 chłopaków, a niedawno miałam wypadek i dlatego leżę w szpitalu.  Przez to wszystko jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Chciałam zacząć wszystko od nowa. Strasznie tęskniłam za rodzicami i moimi braćmi, chciałabym ich wszystkich przytulić. Moja sytuacja była beznadziejna. Czy musiałam przeżyć ten wypadek? Wiem jedno. Muszę stąd uciekać. Leniwie podniosłam się z łóżka. Byłam cała obolała. Odłączyłam te wszystkie kabelki od mojego ciała. Wstałam i prawie upadłam. W rogu dostrzegłam kule. Chwyciłam za nie. Od razu lepiej. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Na szczęście nie było nikogo z lekarzy. Pokuśtykałam dalej. Już miałam wyjść zza rogu, ale powstrzymał mnie głos, który stamtąd dochodził. Świetnie znany mi głos. Sam.
- Tak Jim, Julian i Luke są w szpitalu. Tak, właśnie go przywieziono. On nie chce leczenia, Jim. Dean? Dean jest w tym motelu… Jak to w którym? Tym na…- i podał adres, który utkwił mi w głowie. – Gadałem z nim przed chwilą i właśnie wraca tam. Dobra, Jim. Zajmę się tym. Trzymaj się- zamilknął. Musiał gadać z Jim’em przez telefon. Usłyszałam zamykanie drzwi. Wyłoniłam się. Nikogo nie ma. Postanowiłam szybko przejść koło Sali, w której zniknął Sam. Starałam się tam nie zaglądać, ale pokusa była zbyt silna. Dostrzegłam Sam’a, który siedział przy łóżku… Tego gościa z którym spędziłam noc. O mało się nie zadławiłam. Oni się znali. Byłam tak blisko wpadki. Albo wybawienia. Jednak teraz nie mogłam porozmawiać z Sam’em. Musiałam najpierw pogadać z Dean’em. Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam do wyjścia. Na moje szczęście: a) udało mi się ukraść portfel gościowi, który właśnie mnie mijał b) przed szpitalem stała taksówka. Wsiadłam w nią bez zastanowienia i podałam adres kierowcy. Ten bez problemu zawiózł mnie pod motel, a ja podałam mu odpowiednią sumę pieniędzy. Zanim wysiadłam zapytał mnie jeszcze czy wszystko w porządku. Odpowiedziałam, że nie, ale sama dam radę. Bo to była prawda. Muszę sama posprzątać swój bałagan. Ruszyłam do wejścia, a mężczyzna odjechał.
                                                              Dean
Cały zmęczony wszedłem do motelu. Nie miałem już na nic siły. Ledwie wczłapałem się po schodach . Otworzyłem drzwi i wszedłem do naszego pokoju. Byłem pewny, że nikogo tam nie zastane , jednak bardzo się pomyliłem. Na łóżku siedziała ona, popalająca mojego papierosa. Miała na sobie szpitalny kitel, była cała posiniaczona i zadrapana. Jej makijaż był rozmazany a włosy w nieładzie. Wlepiła we mnie puste ślepia.
 - Cześć, braciszku
-----------------------------
Rozdział pojawia się dzień wcześniej, bo dałam radę go dzisiaj napisać. Osobiście uważam, że nie jest zły( no może szpitalna scenka z Iris, bo już nie miałam siły się rozpisywać) A wy co sądzicie? Co pojawi się w nn? Next pojawi się do czwartku, bo jutro znowu wyjeżdżam, proszę i dziękuję za komy.
1. http://dolina-zwiastunow.blogspot.com/  zapraszam jeśli potrzebujecie zwiastun.
2. Jak coś DC jest też na wattpadzie, z boku macie link.
3. Wiecie coś może na temat przyszło rocznej trasy 1D? Jeśli tak to proszę o kontakt na asku @dianablog , dianacaineblog@gmail.com bądź piszcie w komie.

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny
    Jestem teraz taka ciekawa co będzie dalej :)

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    Jejkuuu, spotkali się :D
    Tak się cieszę, to wszystko w sumie trochę dzięki Lukowi :D
    Jestem meeega ciekawa, co bd dalej :D
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń