piątek, 11 września 2015

Rozdział 30



Rozdział 30
                                       Iris


Czekałam aż runę na ziemię i poczuję ból, ale nic takiego się nie stało. Wisiałam. Podniosłam wzrok i ujrzałam nie kogo innego jak Harry’ego, który z przerażeniem starał się mnie nie puścić. Starałam mu wyrwać moją rękę i spaść. Normalna osoba chciała by być uratowana, ale ja nie należałam do takich.
- Przestań- warknął na mnie- Zaraz mi wypadniesz- prychnęłam.
- Bo wcale ci na tym nie zależy- odparłam szorstko. Styles chciał coś odpowiedzieć, ale zauważył Logan’a.
- Lake, pomóż mi do cholery!- wrzasnął co przykuło uwagę szatyna. Ten gdy tylko zobaczył jaka jest sytuacja, rzucił się pędem w kierunku domu. Niedługo później on również wychylał się z okna i starał się złapać za moją drugą dłoń. Chciałam wierzyć, że Logan nie był oszustem jak Harry i , że przyjaźń z jego strony była prawdziwa. Czy możliwe było, że ten miesiąc żyłam w błędzie i tak naprawdę wszystko było fikcją?
- Iris, podaj mi rękę- rozkazał. Z niechęcią podałam mu ją i zostałam wciągnięta z powrotem do pokoju. Od razu wtuliłam się w Logan’a i popatrzyłam z wyrzutem na Harry’ego.
- Zabierz mnie stąd od tego zdrajcy- poprosiłam. Zabrzmiało to dosyć histerycznie. Harry patrzył na mnie z wyraźnie namalowanym zdziwieniem. Logan przez chwilę mi się przyglądał. Potem rzucił krótkie, znaczące spojrzenie brunetowi i poprowadził mnie w stronę wyjścia, a potem do mojego pokoju. Usadził mnie na łóżku i rozkazał Quinn’owi skoczyć po coś do jedzenia i po kubek herbaty dla mnie. Kiedy zostaliśmy sami, usiadł koło mnie i przytulił. Odwzajemniłam ten gest. Logan nie mógł udawać. Noah i Quinn na pewno też nie. Musiałam w to wierzyć.
- Opowiesz mi co tam się stało? – zapytał. Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego.
- Poszłam do pokoju Harry’ego, bo chciałam z nim porozmawiać o naszej ostatniej kłótni. Nie zastałam go, ale znalazłam coś co otworzyło mi oczy. Moje akta. Wszystko było by w porządku, nie była bym na niego zła, gdyby nie wniosek, że musi mnie wyeliminować- zaśmiałam się gorzko- Jak można kłamać, że się kogoś kocha? Kto normalny tak robi? I to tylko po to, żeby później mnie zabić! – znów przed oczami stanęła mi tamta notka i nie chciała zniknąć.
- To nie w jego stylu- stwierdził chłopak.- Gdzie znalazłaś te akta?
- Leżały na biurku- odpowiedziałam.
- Tylko twoje akta tam leżały?- skinęłam. – Czy to nie wydaje ci się podejrzane? Harry zawsze chowa wszystkie akta i zamyka szafkę na klucz. Nie byłby na tyle głupi, żeby zapomnieć schować któryś z nich, a zwłaszcza twoich z taką informacją. A jeśli nawet to byłaby prawda to czemu nie pozwolił ci spaść? Właśnie! Co się wydarzyło potem? Czemu zwisałaś z okna?- westchnęłam.
- Kiedy go zobaczyłam, przestraszyłam się. Uznałam, że wolę sama się zabić niż, żeby on to zrobił.
- To wszystko jest bezsensu ! Po co miałby ocalić ci życie, skoro wiedział, że wiesz co zamierza ci zrobić? Nie, to na pewno nie Harry. Myślę, że to wszystko jest ustawione.  Ale kto miałby motyw, żeby to zrobić? – zamknęłam oczy i zaczęłam przeglądać listę kandydatów, która liczyła sobie około 60 osób. Było parę chłopaków, którzy nie przepadali za moją osobą, ale oni byli zbyt tchórzliwi, żeby zrobić coś takiego. Przypomniałam sobie o zastępcy Adam’a.
- Bruno- szepnęłam. Chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony.- To musiał być on. To psychopata, może nawet większy niż Adam.
- Czy to nie zbyt poważne oskarżenie?- pokręciłam głową.
- Zepchnął mnie ze schodów i powiedział, że będzie jeszcze gorszy niż poprzedni.
- I ty mówisz o tym dopiero teraz?- odparł zły. Wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, że nie lubię się skarżyć.
- Musisz o takich rzeczach mówić, kobieto!- oznajmił.- Dobra, ja pójdę dowiedzieć się paru rzeczy i ustalić czy nasze podejrzenia okażą się prawdą. Zostań tu i wpuszczaj tylko mnie, Noah’a albo Quinn’a, rozumiemy się?- pokiwałam głową. Podszedł do drzwi, jednak za nim wyszedł odwrócił się ostatni raz- Znam Harry’ego dość długo, Iris. I jest rzecz, której jestem pewien. On cię kocha i nigdy by tego tobie nie zrobił- i zostawił mnie samą z moimi myślami.
                                                          ***
Rano na śniadaniu czułam się zagubiona. Siedziałam dalej przy stoliku najbardziej odległym pomiędzy Noah’em a Quinn’em. Temu pierwszemu wczoraj opowiedziałam o przygodzie z Malcolm’em. Myślę, że wiadomość o chłopcu przybiła go. Cały czas czułam na sobie wzrok Styles’a, który wcale nie ułatwiał mi sprawy. Miałam ochotę rzucić w niego talerzem i wyjść ze stołówki, ale nie chciałam dawać nikomu satysfakcji. Odczekałam grzecznie do końca i wręcz pobiegłam do domku. W toalecie odkryłam coś co mi się nie spodobało.
Dostałam okresu
Fakt ten nie dobijałby mnie tak bardzo gdyby nie to, że nikt nie pomyślał żeby mnie zaopatrzyć w tampony albo podpaski. Westchnęłam ciężko. Byłam zmuszona na jakiś czas obłożyć majtki papierem toaletowym. Kiedy skończyłam to postanowiłam pojechać do sklepu, bo czterech dni tak nie wytrzymam. Udałam się do garażu i odkryłam coś jeszcze gorszego. Brak kluczyków, co oznaczało, że Harry wszystkie skonfiskował. Miałam ochotę się rozpłakać. Czemu wszystko szło nie po mojej myśli? Musiałam do niego pójść, ale najpierw poszłam do magazynu i skonfiskowałam pistolet i nóż (gdyż nadal nie wiem co się stało z ostrzem mojego ojca). Zabezpieczona poszłam do jego gabinetu. Zapukałam. Zero odpowiedzi. Nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Westchnęłam i odwróciłam się na pięcie. Wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. A dokładniej Harolda. Odskoczyłam od niego jak oparzona, przy okazji uderzając się w drzwi. Westchnął przeciągle.
- Nie bój się mnie –odparł i zaczął grzebać w kieszeni. Odruchowo włożyłam rękę do kieszeni bluzy, chwytając rękojeść noża. Tak czułam się bezpieczniej. Harry wyciągnął klucz i przekręcił go w drzwiach, otwierając je i wpuszczając nas do środka. Niechętnie weszłam. Zajął swoje miejsce. – Usiądź. – zostałam tam gdzie stałam.
- Nie zostaję na długo. Potrzebuję kluczyków- obrzucił mnie zagadkowym spojrzeniem.
- Po co?
- Muszę skoczyć do sklepu. Wrócę za parę godzin…- prychnął.
- Zawsze tak mówisz i ktoś musi cię ściągać siłą. – wywróciłam oczami.
- To przydziel mi kogoś kto pojedzie ze mną i przywiezie mnie z powrotem jak mi nie ufasz.
- Bruno- o mało nie zakrztusiłam się własną siłą.
- Każdego poza nim i tobą- oznajmiłam.
- Niech będzie Kellin- znałam tego chłopaka. Poznaliśmy się tego samego dnia co z Logan’em. Wydawał się w porządku.- Ale najpierw powiesz mi po co jedziesz i obiecasz, że porozmawiasz ze mną po powrocie.
- Nie twoja sprawa, a o rozmowie zapomnij – mruknęłam.
- No to nici ze sklepu- zacisnęłam pięści.
- Mam okres- warknęłam przez zęby.
- Jak każda zdrowa kobieta i to nie zwalnia cię z szacunku- spiorunowałam go wzrokiem. Zrozumiał- Ooo… No dobra- rzucił mi jedne z kluczyków.

                                                          Lucas
Trzymałem w ręce żółte tulipany, ulubione kwiaty mojej matki. Z trudem stałem przed jej grobem. Znów poczułem ogromną tęsknotę do jej osoby i smutek, że choć niedługo sam miałem podzielić jej los.
- Kiedy ostatnio byłeś na jej grobie?- rozległ się głos za moimi plecami. Odwróciłem się i ujrzałem mojego brata Dean’a.
- Parę dni zanim się poznaliśmy- opowiedziałem. Dean pokiwał głową i podszedł do mnie, bacznie obserwując nagrobek. – Moi rodzice zostali spaleni. Nie mamy ich prochu, nie mają oficjalnego miejsca pochówku.
- Czyli, że nie macie jak ich odwiedzić z Sam’em? – skinął głową- Szkoda. Poszedł bym nad grób ojca- jego twarz nic nie zdradzała.
- Tata by nie chciał, żebyśmy chodzili na cmentarz go opłakiwać. Chciał żeby jego dzieci o nim po prostu pamiętały i robiły swoje. – uśmiechnąłem się.
- Zawsze zgrywał twardziela- na twarz Dean’a wkradł się również mały uśmiech .
- Nie zawsze. Nie widziałeś go jak była przy nim Iris. Wiesz, mała córeczka tatusia.
- Rozumiem- na chwilę zapadła krępująca cisza.
- Nie chciałbym cię pospieszać czy coś, ale mamy akcję i musimy działać niezwłocznie- zamknąłem oczy.
- Rozumiem – powtórzyłem. Otworzyłem je i nachyliłem się nad grobem. Ułożyłem delikatnie kwiaty. – Kocham cię mamo. Mam nadzieję, że się niedługo spotkamy- szepnąłem i odszedłem nie zamierzając wrócić.
                                                              ***
Patrzyłem pusto na dom mojego przyjaciela. Miał na imię Max. I jego dom stał dokładnie obok domu, który kiedyś należał do mnie.
- Czemu tu przyszliśmy?- zapytałem.
- Przyszliśmy tu za wilkołakiem. Musimy się pospieszyć, żeby nie zaatakował domowników- wyjaśnił Sam. Czyli, że Maks był wilkołakiem?
- Zróbmy to szybko- powiedziałem- Nie chcę tutaj być.- ruszyłem pewnym siebie krokiem w stronę domu. – Wiecie czy są rodzice? – rzuciłem przez ramię.
- Tylko chłopak i dziewczyna- czyli Megan była w środku, w niebezpieczeństwie.
- Załatwię nam wejście- oznajmiłem. Zapukałem do drzwi a oni patrzyli na mnie jak na głupka. Po chwili otworzył mi Max.
- Co ty tu ro…- zaczął, ale nie skończył, bo zarobił sierpowego w nos. Zatoczył się do tyłu. Wyciągnąłem bron i wymierzyłem w niego- Luke, co ty odpierdalasz?!- wrzasnął przerażony.
- Nie skrzywdzisz jej- warknąłem.
- O czym ty do cholery mówisz?! – za mną wpadli moi bracia i Julian.
- Luke, to nie on jest wilkołakiem tylko…- i wtedy zrozumiałem swój błąd. Megan rzuciła się na mnie i rzuciła mi się do gardła. Broń wypadła mi z rąk. Byłem skazany na obronę rękoma. Max patrzył na to wszystko z przerażeniem. Rozległ się wystrzał. Megan bezwładnie opadła na moje ciało a ja zostałem obryzgany jej krwią.
- Co się stało ?!- krzyknął. Spojrzałem na Dean’a wściekły,
- Czemu ją zastrzeliłeś?!
- Nie można było jej uratować, Luke. Przykro mi- zwaliłem ją na ziemię i popatrzyłem z bólem- Wszystko okej? – pokiwałem głową. Sam wziął się za badanie stanu Max’a. Nie został ugryziony. Julian i Sam wpakowali ciało do worka i zanieśli ją do samochodu. Dean pomógł mi wstać- Wiem, że możesz nie uwierzyć, ale twoja dziewczyna stała się wilkołakiem. Musieliśmy ją zabić dla twojego dobra- oznajmił. Spodziewaliśmy się, że nas wyśmieje czy coś w tym stylu, ale on tylko pokiwał głową na znak zrozumienia. Ruszyłem w kierunku drzwi.
- Luke, gdzie idziesz?- zapytał za mną Max. Odwróciłem się.
- Nic mnie tu nie trzyma –powiedziałem oschle- A  i przepraszam za nos- i opuściłem lokum.

                                                              Iris
Załatwiłam to co miałam załatwić i z tamponem zamiast papieru czułam się cudownie. Poprosiłam Kellin’a, żeby odniósł kluczyki, a ja poszłam do salki potrenować. Uderzanie w worek treningowy choć trochę dało upust moim emocjom. Nie na długo jak się okazało, bo przyszedł Harry.
- Chyba wyszłaś z wprawy- stwierdził. Wywróciłam oczami i dalej uderzałam. – Miałaś ze mną porozmawiać.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, Harry- stanął przede mną.
- Czyli najłatwiej udawać, że się nienawidzimy? – westchnęłam.
- Nie czuję się bezpieczna w twoim towarzystwie, Harry. – zaśmiał się.
- I to wszystko przez te głupie akta? Naprawdę tak mi nie ufasz, że wierzysz, że mógłbym coś takiego ci zrobić. Kocham cię, idiotko- zamknęłam oczy.
- I tak się ciebie boję, Harry. Jedyny sposób, żebym ci zaufała jest taki, ze masz znaleźć sprawcę. – złapał mnie za ramiona przez co musiałam na niego patrzeć.
- Zrozum, że nie chcę cię skrzywdzić. I skoro się mnie boisz, zostawię cię. Znajdę sprawcę tego incydentu, ale wątpię, że między nami będzie lepiej skoro jest tak jak jest- powiedział twardo i mnie puścił. Wyszedł za nim zdążyłam coś powiedzieć.
 --------------------------
Ta dam! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Od razu zapowiadam, że w nn będzie się działo. Nn do środy/piątku , proszę o komy i zapraszam na drugiego bloga. 

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny !
    Nie mogę doczekać się kolejnego.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    30 rozdział, jak to wygląda :D
    Harry i tak bd z Iris :D
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń