poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 37



Rozdział 37
                                     Iris


1 dzień.
- Tak, Dean. Tak, na pewno. Będziecie w domu parafialnym? Mhm, dobrze. Będziemy koło północy. Aha, no dobra. Tak, ja też cię kocham. Ty też uważaj na siebie- rozłączyłam się. Od wczoraj nie robimy nic innego jak planujemy. Sześćdziesiąt osób z obozu na szczęście było przeciwko Gabe’owi. Pozostała szóstka gdzieś pojechała i miała wrócić po nas na ostatnią chwilę. My niby mieliśmy cały czas się przygotowywać do walki. Robiliśmy to, ale na swój sposób. Plan nie był trudny, mimo to nadal miałam pewne obawy. Tu nie chodziło o życie garstki ludzi. Tu chodziło o losy całego świata. A gdyby jeszcze tego było mało, tego dnia miał przyjść na świat mój bratanek. W normalnych okolicznościach cieszyłabym się z tego. No właśnie, w normalnych. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Byłam taka zmęczona! Nie spałam ostatniej nocy, prawie nic nie jadłam, a mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Nie miałam zamiaru zasypiać, ale to było silniejsze ode mnie.
- Iris?- na parking pod Unicornland podjechał wujek Jim. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam się mu na szyję. – Co ty robisz na zewnątrz? –zadał pytanie. Spojrzałam na wejście tego okropnego miejsca.
- To wszystko jedno wielkie oszustwo! I wesz ile tam było rozpuszczonych dziewczynek? Najgorsze miejsce na świecie!- zaczęłam się żalić, a on tylko śmiał się pod nosem- EJ, to nie jest zabawne!- oburzyłam się co wywołało u niego kolejną falę śmiechu.
- A tam bardzo chciałaś tam mieć urodzinki. Tyle marudziłaś, tyle gadałaś… A tu aż tak źle? – pokiwałam głową. Otworzył mi drzwi od swojego jeep’a. Władowałam się na tyle siedzenie, rzucając pluszowego jednorożca obok. Jim zajął miejsce kierowcy i odjechał.
- Jim?- spojrzał na mnie w przednim lusterku.
- Tak?
- Nie powiesz nic tatusiowi o tym, że mi się nie podobało?- uśmiechnął się ciepło.
- Oczywiście, mała. Masz moje słowo.
                                                        ***
- Dean, to moja kolej!- wydarłam się na starszego brata.
- No poczekaj jeszcze chwilę…- i w tamtej chwili jednorożec został mu odebrany przez Sam’a. Średni podał mi pluszaka.
- To jej urodziny, musisz być milszy- Dean skrzyżował ręce na piersi i wydął wargi.
- Całe życie muszę być milszy. – i zaczęli się przekomarzać co zirytowało Jim’a.
- Ciszej!- chwycił pudełko leżące na stole i podał nam je- Zagrajcie w warcaby- nie chcąc mu pyskować, przechwyciliśmy grę  i rozpoczęliśmy zabawę. Jako, że to był mój dzień, mogłam grać z Sam’em, żeby mieć większe szanse na wygraną. I tak się stało, wygraliśmy z Dean’em, akurat w momencie kiedy w pokoju pojawił się zmęczony tata. To wina polowania. Gdy tylko usiadł, zajęłam miejsce na jego kolanach i wtuliłam się w niego.
- I jak spędziłaś, kwiatuszku dzień?- uśmiechnęłam się sztucznie.
- Było fajnie- powiedziałam. Pocałował mnie w czoło.
-To co za rok powtarzamy?- kiedy zrzedła mi mina roześmiał się na cały pokój.
- Nie jesteś zły, że mi się nie podobało?- pokręcił głowa.
- Nie. Mam nadzieję, że to choć trochę ci to wynagrodzi – z plecaka wyciągnął szampana dla dzieci. – Sam- chłopak poleciał do barku i przyniósł 5 szklanek. Tata rozlał każdemu z nas po napoju, dodatkowo podając Jimmiemu i zostawiając sobie butelkę piwa. W telewizorze leciały jakieś głupie kreskówki, ale nikt ich nie oglądał. Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy, śmiejąc się co chwile.- Kocham cię, kwiatuszku- odparł tata. Tamtego dnia zdałam sobie sprawę, że takie urodziny były najlepsze. Jim, tata i bracia, stary motel, szampan.
Otworzyłam oczy z trudem powstrzymując łzy. Po tylu latach zdałam sobie sprawę co straciłam. W końcu dotarło do mnie, że moi rodzice naprawdę nie żyją i prawdopodobnie już nigdy ich nie spotkam. Już za kilkanaście godzin miałam być martwa dla dobra świata. Miałam nadzieję, że gdy moja mama również opuści klatkę trafi do nieba i będzie mogła być z ojcem. Liczyłam też, że moi bracia po tej wojnie ułożą sobie życie. No i chciałam, żeby piekło nie było aż tak straszne.
- Iris?- rozległ się w pokoju głos Harry’ego.
- Tutaj jestem- odezwałam się. Rozejrzał się, aż w końcu mnie dostrzegł. Uśmiechnął się i przysiadł na skraju łóżka.
- Szukałem cię. Mamy chwilę przerwy na reszcie.- pokiwałam głową- Wszystko w porządku?- parsknęłam śmiechem, chociaż wcale nie było to radosne.
- A jak myślisz? Nic nie jest w porządku, Harry. – uśmiechnął się smutno.
- My jesteśmy, a to chyba najważniejsze, prawda?- skinęłam głową- Wiesz… Chciałbym, żebyś wiedziała… Jesteś chyba najbardziej wyjątkową osobą jaką w życiu spotkałem- oznajmił.
- A ty chyba najnormalniejszą i tak, to komplement. – prychnął.
- Ale mi to komplement. Myślałem, że zaczniesz mówić jak to strasznie ci się podobam od pierwszego wejrzenia, a tu tylko, że jestem normalny…- chwyciłam z krzesła poduszkę i rzuciłam nią w niego, trafiając go w głowę.- Hej!
- Nie pozwalaj sobie, Styles. To, że jutro umrzemy nie oznacza, że możesz być nie miły- powiedziałam to w żarcie, ale zabrzmiało to bardzo smutno i prawdziwie.
- Czemu poznałem cię tak nie dawno? Oh, Iris. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz- zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Kocham cię, Harry. I wiesz co? A skoro za kilkanaście godzin mam być martwa… W dupie mam konsekwencje- wstałam i w ciągu paru sekund wylądowałam na jego kolanach, łapczywie go całując. Zaskoczyłam go trochę, ale nie oderwał się tylko pogłębił pocałunek. Przewrócił mnie na plecy i teraz to on siedział na mnie.
- Iris, ty mała kocico- rzucił na co zachichotałam- Nie spodziewałbym się tego po tobie- ściągnął z siebie koszulkę. Uczyniłam to samo.
- Nigdy nie należałam do najgrzeczniejszym- stwierdziłam- A skoro mam umrzeć to na pewno nie jako dziewica!- posłał mi łobuzerski uśmiech. Zaczął rozpinać klamrę od paska w spodniach.
- Z wielką chęcią ci pomogę się pozbyć dziewictwa. Tylko nie rozpowiadaj wszystkim w piekle jaki z Harry’ego Styles’a jest ogar piekielny!

                                                          ***
Już prawie byliśmy na miejscu. Leżałam wtulona w Styles’a. Te ostatnie godziny razem chciałam spędzić jak najlepiej. Utrudniał mi to ból rozchodzący się po całym ciele. Nie miałam okazji przeczytać zbyt wielu książek, ale to za które okazje miałam się zabrać opisywały pierwsze razy jako coś cudnego i bezbolesnego. Bujda! Gdybym mogła żyć dłużej na pewno nie mogłabym siadać przez najbliższy tydzień! Nie mówię, że seks z Harry’m nie był niczym przyjemnym, no ale… Bądźmy realistami. Nie zawsze wierzcie w to co czytacie. Zajechaliśmy pod kościół. Czekał tam na nas już Sam. Wysiadłam i uściskałam mojego brata,
- Dobrze cię widzieć- powiedział.
- Ciebie też- przedstawiłam go Harry’emu oficjalnie, Quinn’owi, Logan’owi i Noah’owi. Reszta pojechała na wyznaczone pozycje. Mój brat zaprowadził nas do domu parafialnego. Na korytarzu spotkaliśmy kilka aniołów. Tak, to była również ich wojna i chcieli nam pomóc. Oprócz nich był jeszcze Julian, brat Noah’a. Kiedy tylko zobaczył młodszego popędził ku nam i zanim młodszy zdążył zaprotestować, Julian wziął go w objęcia. Noah odwzajemnił uścisk.
- Tęskniłem za tobą. Dobrze, że jesteś cały- wymruczał Julian. Uśmiechnęłam się na ten widok. Sam dał mi znak, żeby zostawić ich samych. Logan chwycił najmłodszego za ramię i poprowadził za nami. W jednym z pomieszczeń zastałam Luke’a, leżącego na łóżku. Był blady i słaby. Oddychał ledwo i spał. Koło jego łóżka, na wózku inwalidzkim siedział Jimmy. Jak najciszej się dało podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Powinienem dać ci szlaban za to znikanie- mruknął, a ja się zaśmiałam przez łzy. – Strasznie się o ciebie martwiłem.
-  A ja o ciebie… Jimmy tak mi przykro z powodu…- uciszył mnie gestem ręki.
- Proszę, nie użalaj się nade mną. Wiesz, że tego nie lubię. – popatrzył na Harry’ego, który jako jedyny poszedł za mną. Dwójka pozostałych poszła gdzieś z Sam’em.- Mam rozumieć, że to twój kochać- Harry podszedł do nas i wyciągnął ku niemu dłoń.
- Harry Styles- Jim odwzajemnił gest.
- Jim Singer, miło mi. Nie to, ze nie chciałbym z wami spędzić trochę czasu, ale Dean musi jechać, a chce wam na chwilę powierzyć swoją kobietę- pokiwałam głową na znak zrozumienia i pociągnęłam za sobą Harry’ego parę pokoi dalej. Dean trzymał Arię, która miała ogromny brzuch i kołysał ją. Odchrząknęłam. Anielica posłała mi uśmiech. Dean z wielką niechęcią puścił ją i pocałował. Podszedł do nas.
- Musze jechać. Mam nadzieję, że zajmiecie się nią przez tą godzinkę czy dwie. Szczególnie liczę na ciebie- zwrócił się do Styles’a. Ten skinął mu głową.
- Nie martw się. Nie pozwolę ich skrzywdzić- Dean posłał mu uśmiech. Potem przeniósł wzrok na mnie. – Odprowadzisz mnie?- ruszyłam za nim. Kiedy zostaliśmy sami i zmierzaliśmy do wyjścia Dean zapytał jak się mam.
- Jestem gotowa to zrobić. Mam nadzieję, że to poświęcenie nie pójdzie na marne. A co u ciebie, Dean? Niedługo zostaniesz ojcem, cieszysz się?- w moim głosie nie dało się usłyszeć ani jednej nutki radości.
- Wolałbym, żeby to było innego dnia, ale no cóż. Takie życie- z trudem powstrzymywałam prychnięcie.
- Tak, takie życie- mruknęłam. Przystanął.
- o co chodzi?
- O nic?- wywrócił oczami.
- Nie jestem debilem- zacisnęłam pięści.
- O nic nie chodzi. Chodź już, musisz jechać- złapał mnie za rękę.
- Powiedz o co chodzi. – zamknęłam oczy. Tylko się nie rozpłacz…
- Niedługo będę martwa, a osoby na których najbardziej mi zależało przez całe moje życie mają mnie w dupie- z moich oczy wyleciało parę łez. Usłyszałam jak bierze głęboki oddech.
- To nie tak- posłałam mu rozdrażnione spojrzenie. Pojawił się Sam, który z zaciekawieniem nam się przyglądał.
- A jak? Wiem, że mamy na głowie Apokalipsę, a tobie zaraz urodzi się pierworodny. Wiem, że za parę dni wasze życie stanie się normalne i bardzo się cieszę z tego powodu, ale…- głos mi się załamał i na dobre się rozpłakałam- Potrzebuję was. Wiem, że musicie jechać, ale nie pożegnacie się nawet, a to pewnie nasze ostatnie spotkanie- ukryłam twarz  w dłoniach, a Sam wziął mnie w ramiona.
- Boże, głupolu, uspokój się, bo ja zaraz się rozpłacze- objął mnie jeszcze mocniej- Jesteś moją małą bohaterką, wiesz? – pokręciłam głową- Oj, jesteś, Iris. I chcę, żebyś wiedziała, że jako twój starszy brat kocham cię bardzo mocno.
- Ja ciebie tez kocham- pocałował mnie w czoło i odsunął się, robiąc miejsce Dean’owi. Ten obserwował mnie ze smutkiem.
- Przepraszam, że cię zawiodłem- podszedł i mnie przytulił.
- Nie zawiodłeś. Nigdy, mimo wszystko.
- Przepraszam, ze dopuściłem do tego. I przepraszam za twojego kolegę. Wiem, że to przeżyłaś strasznie…
- Wybaczyłam ci. I kocham cię, bo jesteś moim braciszkiem- uśmiechnął się.
- A ty jesteś moją małą siostrzyczką i też cię kocham- Sam ponownie nas przytulił i staliśmy tak przez parę minut. W końcu się oderwaliśmy.
- Skopcie im tyłki- posłałam im szeroki uśmiech.
- Taki mamy plan. Trzymaj się młoda.
- Wy też- i każdy poszedł w swoją stronę. Usiadłam Harry’emu na kolanach. – Zaśpiewaj to co właśnie nuciłeś. – wywrócił oczami, ale wykonał moje polecenie.
-Każdy ma swoje demony
Zarówno na jawie jak i we śnie
Jestem osobą, która kończy odejściem,
Czyni to dobrym
Widzę wojnę, chcę walczyć
Widzę zapałkę, chcę ją zapalić
Każdy pożar, który rozpaliłem,
Wyblakł do szarości.

Ale teraz jestem złamany,
Teraz to wiesz,
Złapany w chwili
Widzisz to od środka?

Bo mam ulotne czarne serce
I pod nim jest huragan,
Próbuje nas rozdzielić
Przybywam z długopisem trucizny
Ale te chemikalia żyją wśród nas,
Są powodem aby zacząć od nowa

Teraz trzymam się przy drugim życiu
Nie ma mowy o tym, aby cofnąć czas
Może nic nie nastąpi po północy,
To może sprawić, że zostaniesz

Ale teraz jestem złamany
Teraz to wiesz,
Złapany w chwili
Widzisz to od środka?

Bo mam ulotne czarne serce
I pod nim jest huragan
Próbuje nas rozdzielić
Przybywam z długopisem trucizny
Ale te chemikalia żyją wśród nas,
Są powodem aby zacząć od nowa

Krew w moich żyłach
Składa się z błędów.
Zapomnijmy o tym kim jesteśmy i zanurzmy się w ciemności
Tak jak wybuchniemy w kolorze, zwrócimy się do życia.

Bo mam ulotne czarne serce
I pod nim jest huragan
Próbuje nas rozdzielić
Przybywam z długopisem trucizny,
Ale te chemikalia żyją wśród nas,
Są powodem aby zacząć od nowa,
Aby zacząć od nowa
[5 seconds of summer- Jet black heart]
                                                                ***
Obudził nas krzyk. Otworzyła szeroko oczy i zobaczyłam jak Aria zwija się z bólu.
- Co się dzieje?- zapytałam.
- To już – dostrzegłam przerażenie w jej oczach. Cholera! Nie umiałam przyjmować porodu!
- Harry, przynieś jakieś ręczniki- rozkazałam mu. Chwyciłam leżące prześcieradło. Kazałam dziewczynie przyjąć odpowiednią pozycję, a prześcieradło umieściłam na jej nogach. – przyj- posłusznie wykonała moje polecenie. Trochę było widać główkę. – Dawaj dalej, nie przestawaj- dosyć dzielnie to znosiła. Z każdą chwilę dziecko wysuwało się na powierzchnię.
- Nie znalazłem ręczników, ale mam…- rozległ się głos Harry’ego- Iris, uważaj!- zanim zdążyłam zareagować zostałam odepchnięta. Ujrzałam anioła ciemności. Jak mogłam być taka nieostrożna. Kobieta trzymała w ręce nóż i wymierzyła w Arię. W momencie kiedy ostrze miało zatopić się w szyi anielicy, inny anioł poświęcił się i przyjął cios. Nastąpił głośny grzmot. Anielica ciemności roześmiała się odleciała. Domyślałam się co to oznaczało. Dziesiąta pieczęć została złamana. Zostało parę minut do trzeciej. Nie miałam nic innego do roboty ja zrzucić trupa z dziewczyny i pomóc jej dokończyć sprawę. Minutę przed północą dziecko wyszło na świat całe i zdrowe. Był podobny do mojego brata. Podałam jej go.
- Jak się nazywa?- zapytałam. Uśmiechnęła się.
- Lucas- przytuliłam się do Harry’ego.
- Gratulacje.- i wybiła trzecia. Ziemia zaczęła się trząść. W oknie ujrzeliśmy jak się rozstępuje Zanim zdążyliśmy zareagować nastąpiła eksplozja. Odrzuciło nas, a świat pogrążył się w czerni.

 ----------------------------------
Przepraszam za zepsucie rozdziału, ale z trudem go pisałam. To już prawie koniec... Co sądzicie? Błagam, komentujcie, to naprawdę bardzo ważne. Ostatni rozdział pojawi się w czw/pt a epilog w nd/pon :( 

3 komentarze:

  1. To juz prawie koniec. No dlaczego? Ciekawa jestem czy skończy sie szczęśliwie czy wręcz przeciwnie. Ciekawi mnie co to za piosenka Harrego. To jakiś oryginalny utwór czy sama wymyślałaś? Czekam na odpowiedź i kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :D
    Nic nie zepsułaś :D
    Kurde, nie chcę końca, ale też nie mogę się doczekać nn :D
    Jejkuuu, co bd dalej? :D
    Jeszcze raz, świetny :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic nie zepsułaś go :)
    Jest świetny :)
    Idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń