czwartek, 8 października 2015

Rozdział 36

Włącz: Rihanna "American Oxygen"

Rozdział 36

                                       Iris


3 dni.
Patrzyłam w lustro na dziewczynę, która przypominała mnie. Te same lodowate, niebieskie oczy, ozdobione wyzywającym makijażem, te same długie blond włosy, ta sama twarz. Mimo to nie byłam już ja, dawna ja. Dużo myślałam ostatniej nocy i doszłam do jednego, trafnego wniosku.
W końcu dojrzałam
Myślałam, że już dawno to nastąpiło. W końcu przeżyłam śmierć obojga rodziców, miałam dwóch starszych braci, którzy mieli duży udział przy moim wychowaniu, wyrastałam jako łowca potworów, znając większość okropności tego świata. Uważałam się za wielką dorosłą zanim jeszcze skończyłam osiemnaście lat. Wtedy udawałam twardą laskę, która zna życie lepiej niż kto inny. Głupie, prawda?
Ale teraz już wiedziałam, że to tylko urojenia.
- Idziesz, Iris?- zapytał Quinn. Odwróciłam się i posłałam mu uśmiech.
- Idź już, zaraz cię dogonię- młody odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju. Ostatni raz rzuciłam okiem na siebie.
Byłam zmęczona tą ciągłą walką, jednak ją dokończę. I wygram. Potem odpocznę. Wezmę ze sobą Dean’a i Sam’a, bo oni tez na to zasługują. Oczywiście nie zapomnę o Noah’u i jego bracie, Logan’ie, Quinn’ie i Lucasie. No i o Harry’m. Kochałam go szczerze. I zamierzałam walczyć o naszą miłość. Do ostatniego oddechu, do ostatniej kropli krwi.
                                                          ***
Logan posłał mi złośliwy uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam.
- No dawaj blondyneczko. Pokaż na co cię stać- zakpił. Zadałam pierwszy cios, który ledwo zablokował.
- Lepiej skończ gadać, a skup się na uderzaniu – odparłam i wyprowadziłam kolejny cios, który trafił go w ramię.
- Ja nie bije dziewczyn- stwierdził, czekając na kolejny cios.
- To lepiej zacznij – trening zleciał nam bardzo szybko. Zanim się obejrzałam leżałam w swoim łóżku i odpoczywałam do obiadu. Nie byłam długa sama. W końcu przyszedł Harry i zajął miejsce koło mnie, przyciągając mnie do siebie i całując czubek mojej głowy.
- Czuję się zazdrosny- mruknął do mojego ucha.
- O kogo?- spytałam zaskoczona. Kto mógłby robić konkurencje dla Harry’ego Styles’a?
- Widziałem jak ty i Logan na siebie patrzycie…
- Co? Przecież nas nic nie łączy. My tylko- zaczęłam mówić rozgorączkowana, ale spojrzałam na niego i zobaczyłam jego minę. Robił sobie ze mnie jaja. Prychnęłam. – Zabawne.
- Dla mnie bardzo. Jaka szkoda, że nie ma tu żadnej dziewczyny poza tobą i nie możesz mi robić scen zazdrości- przekomarzał się dalej.
- Oh, oczywiście, że mogę. Jest tutaj 64 przystojnych chłopców, jest w czym wybierać, na pewno któryś przypadł ci do gustu- z jego twarzy zniknął uśmiech.
- Proszę cię. Nie mów tak, Iris- uniosłam brew.
- Twój najlepszy przyjaciel jest gejem, a ty ich nie tolerujesz?- westchnął.
- To nie tak… Szanuje ich związek, niech będą sobie razem, ale… Ale ja nie mógłbym być gejem. Kobiety to zbyt wspaniałe istoty, żeby poświęcić je dla faceta- te słowa wywarły na mnie wrażenie.
- Aż miło cię słuchać jak mówisz takie rzeczy- wywrócił oczami i musnął moje usta.
                                                        Dean
Zostały tam mało czasu, a my nie mieliśmy praktycznie nic. Iris nie dzwoniła jak obiecała. Martwiłem się o nią. Julian, Jim, Sam i ja cały czas przeglądaliśmy wszelkie książki w których mogłoby coś być na ten temat. Luke czuł się z każdym dniem coraz gorzej, więc nie chcieliśmy go ganiać. Informacji było dużo, ale tych konkretnych, tych co potrzebowaliśmy nie było prawie wcale.
- Chyba coś mam- odezwał się Sam po godzinnych poszukiwaniach.- W dzień Armagedonu, Kiedy Lucyfer wyjdzie z klatki z piekła, zabierze ze sobą cały ogień, który ogarnie ziemię, a także każdą duszą pragnącą zemsty za zesłanie do piekieł- czytał- 66 dzieci ma służyć Lucyferowi i tworzyć jego prywatną armię. – zamilknął- Jest zmianka o Iris.
- To czytaj! – powiedziałem niespokojny.
- Dwójka z nich, mężczyzna i jedyna kobieta , prawowici potomkowie Adama i Ewy, mają do odegrania kluczową rolę, stając najwyżej u boku Lucyfera i dając mu na świat nowe, złe potomstwo.
- Co to znaczy?- oburzyłem się. Julian odchrząknął.
- Kiedyś miałem wizje ślubu w ogniu. To chyba chodzi o to, że Iris i Harry mają złożyć ślubowanie w dniu Apokalipsy- o mało nie zachłysnąłem się własną śliną.
- I dopiero teraz nam o tym mówisz?! Poza tym skąd, wiesz, że to akurat z nim…?
- Z tego co się orientuje to oni są razem- odpowiedział, a mnie o mało krew nie zalała- On ją kocha, nie pozwoli jej skrzywdzić.- poczułem złość w stosunku do niego.
- Czy jest coś jeszcze co ukrywasz?- warknąłem. Popatrzył na mnie smutny.- I ja ciebie miałem za przyjaciela? Ile jest tych kłamstw?
- Dean, uspokój się. Sam, przeczytaj dalej, a dowiecie się- Sam niepewnie popatrzył na mnie po czym przeszedł to tej czynności.
- Po tysiącach lat w klatce Lucyfer stracił swoje ciało. Jego dusza potrzebuje ciała proroka, który widział wszystko co dotyczyło Apokalipsy…- popatrzyliśmy na niego. Uśmiechał się smutno- Lucyfer ma posiąść twoje ciało?
- Na to wygląda.
- Wiesz, że nie pozwolimy mu na to?- popatrzył na mnie.
- Wiesz, że to konieczne?
- Chcesz się tak po prostu mu oddać, tak bez walki? Co się z tobą dzieje?- nie zamierzałem ustąpić.
- Oni zrobią wszystko, żeby mnie zdobyć. Chce, żeby obyło się bez ofiar.
- Jeśli Lucyfer posiądzie twoje ciało cały świat może zginąć- przyłączył się Sam.
- A ja musze stanąć po stronie Jualin’a- powiedział Jimmy- Jest silny, śmiało może podrzucać Lucyferowi błędne wizje.- jeszcze dyskutowaliśmy na ten temat, ale w końcu ustąpiliśmy.
- Sam jest coś jeszcze?- Sam rzucił okiem na tekst. Cały pobladł.- Co się stało?- podał mi książkę.
- Sam zobacz, bracie.
                                                            Logan
2 dni.
- Gdzie ty debilu trzymasz te cholerne dokumenty?!- mruknąłem sam do siebie. Bruno wysłał mnie w poszukiwaniu jakiś dokumentów ponad godzinę temu i nadal ich nie znalazłem. Harry przynajmniej miał wszystko poukładane… Usłyszałem dialog na korytarzu i się przeraziłem. Pierwszym rozmówcą był Bruno. On mnie zabije jak mnie tu zastanie po takim czasie! Natomiast drugim rozmówcą był… Jeszcze gorzej. Gabe we własnej o sobie. Nie chcąc czekać ani chwili dłużej, wpakowałem się do szafy. Sekundę później weszli oni. Zamknąłem oczy.
- Whisky?- zapytał młody starszego.
- Chętnie- na chwilę zapadła cisza- Zdajesz sobie sprawę jak to jest poważne?
- Oczywiście. Byłbym głupcem gdyby sobie nie zdawał sprawy- odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kiedy Lucyfer był jeszcze archaniołem był moim mentorem. Wiele mnie nauczył. Mimo, że stałem po jego stronie udało mi się uniknąć klatki, strącili mnie po prostu, odbierając mi wszystko co z wiązane z aniołami. No prawie wszystko, ale to nie ważne. Obiecałem mu, że pomogę mu się wydostać i słowa zamierzam dotrzymać. Tylko pech chciał, że straciłem kontrolę nad prawie każdym moim dzieckiem- walnął pięścią o stół. – A teraz słuchaj uważnie , bo nie powtórzę. To jest wszystko co musisz wiedzieć na temat tego wszystkiego- przez jakiś czas siedziałem w szafie i słuchałem, tracąc wszelkie nadzieje.
                                                                ***
Oni niczego nie byli świadomi. Bruno wraz ze swoją wierną świtą pojechali do miasta i mieli wrócić wieczorem. Cała reszta teraz siedziała na stołówce i wesoło obradywała. Nikt nie przejął się mną i moim stanem. Nikt nie był świadomy jakie złe wieści przynoszę. Dopiero Harry , kiedy przechodził koło mnie skapnął się, że coś jest nie tak.
- Dobrze się czujesz?- spojrzałem mu w oczy.
- Mam informacje dotyczące apokalipsy – i nagle zrobiła się cisza, choć nie powiedziałem tego głośno.
- Od kogo?- zapytał Zayn.
- Podsłuchiwałem rozmowę Gabe’a i Bruna.
- I czego się dowiedziałeś?- spytał ktoś kogo imienia nie mogłem sobie przypomnieć.
- Gabe był kiedyś aniołem i zwolennikiem Lucyfera, ale jedyna kara jaka go spotkała to strącenie. Potrzebował 66 „dzieci”, które mają stworzyć armię dla Lucyfera. Sześćdziesiąt cztery przypadki były losowo wybierane. Dwa mają swoją misję do wykonania- spojrzałem na Styles’a i Iris- Musicie zawrzeć śluby przed Szatanem, bo jesteście którymiś tam z kolei potomkami Adama i Ewy. Was nie można zastąpić, dlatego tak was chronimy.
- Jest jakiś sposób, żeby uniknąć apokalipsy?- zapytał zaniepokojony Liam. Pokiwałem głową.
- Przede wszystkim musimy nie dopuścić do złamania dziesiątej pieczęci. Jeśli niestety nam się nie uda, Julian, prorok Boży- rzuciłem współczujące spojrzenie mojemu chłopakowi- Nie może zostać użyty jako ciało dla Lucyfera. Nikt inny tez nie może, bo nie jest powiedziane, że to koniecznie musi być prorok.
- A co jak nic z tego nie wypali?- zapytał Harry.
- Jest coś co na pewno powstrzyma apokalipsę – usłyszałem radosny szepty. Atmosfera polepszyła się, choć nie wiem dlaczego.
- Mów co!
- No właśnie, co to takiego?
- No, Logan, weź powiedz.
- Logan, co to jest?- zapytała w końcu Iris. Otworzyłem oczy i popatrzyłem na nią smutno.
- Wszyscy musimy być martwi.
---------------------
Szkoda, że sytuacja z komentarzami się nie poprawia :/ No dobra, muszę się w końcu przyzwyczaić, ze tak jest. Co sądzicie o rozdziale? Spodziewałyście się tego? Nn pojawi się do poniedziałku, prosze o komy ;p

3 komentarze:

  1. Zaintrygowało mnie zakończenie. Straszne jest to, ze oni mysz umrzeć.
    Zabawne byla ta scena zazdrości. Czekam na nn ❤💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny:D
    Dlaczego musisz kończyć w takich momentach? :o
    Jestem meeega ciekawa, co bd dalej, ughhh :D
    Tak wgl, to ile jeszcze rozdziałów zostało, 4? :(
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniec najlepszy ! :) Idę czytać dalej !
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń