Rozdział 17
Iris
Spojrzeliśmy
z Harry’m po sobie.
-
Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytał lokaty. Logan niepewnie na mnie spojrzał
po czym odwrócił wzrok.
-
Quinn jest tak jakby zastępstwem Malcolm’a- coś się we mnie zagotowało.
Utkwiłam złowrogie spojrzenie w szatynie.
-
Tak jakby?- warknęłam przez zaciśnięte zęby. Skinął głową.
-
Malcolm’a nie da się zastąpić jako osoby, ale można zająć jego miejsce…-
roześmiałam się histerycznie.
-
Zniszczenie życia jednemu dzieciakowi mu nie wystarczyło? Musiał teraz wpakować
to inne dziecko- spojrzałam na chłopca. Był przerażony. – Proszę cię, ile on
może mieć lat? Dwanaście?
-
Trzynaście – poprawił mnie Logan. Prychnęłam.
-
To zmienia postać rzeczy- odparłam sarkastycznie.
-
Jak on się tu znalazł?- włączył się do naszej konwersacji Harry. Logan spojrzał
smutny na chłopca.
-
Parę dni temu ojciec zabił mu matkę i napoił go swoją krwią. Quinn od tamtej
pory leżał w szoku w szpitalu. Dziś przyszedłem po niego podając się za jego
starszego brata.- zamknęłam oczy. Pozwoliłam spłynąć paru łzom. To było chore.
Z każdym dniem ten koszmar był straszniejszy. Biedny chłopak. Ktoś wziął mnie w
ramiona. W głębi serca liczyłam, Że to Harry, jednak był to Logan.
-
Przykro mi. To nie moja wina, ja tylko wykonuję rozkazy- wyszeptał mi do ucha. Wysunęłam
się z jego objęć i spojrzałam na Styles’a.
-Daj
mi odejść- powiedziałam błagalnym tonem. Pokręcił głową.
-
Nie mogę, przecież wiesz- z trudem powstrzymywałam łzy. Postanowiłam sobie coś.
Wyminęłam tą dwójkę i wsiadłam do samochodu. Usiadłam koło chłopca. Spojrzał na
mnie przestraszony i odsunął się ode mnie. Przełknęłam ślinę i podałam mu dłoń.
-
Nazywam się Iris i obiecuję, że przy mnie nikt cię nie skrzywdzi-
wypowiedziałam swoje postanowienie na głos, żeby je umocnić. Chłopiec niepewnie
podał mi swoją dłoń.
-
Quinn- powiedział bardzo cicho- Czy oni mnie zabiją?- pokręciłam głową.
-
Nie, jesteś im potrzebny.
-
Do czego?- miałam wielką ochotę wziąć go w ramiona.
-
Do zmiany naszego świata w piekło.
***
Podróż
minęłam nam w kompletnej ciszy. Zaraz po przyjeździe, Harry zabrał młodego do
ratusza, Logan poszedł porozmawiać z Malikiem, a ja pobiegłam do naszego domu. Na
moje szczęście trafiłam tam na Noah’a. Potrzebowałam go. Mocno się w niego
wtuliłam i opowiedziałam mu całą historię. Jego twarz była kamienna. Jestem
pewna, że czuł to samo co ja. Ledwo co udało nam się pogodzić z odejściem
Malcolm’a, a ktoś ma przyjść i go zastąpić. To nie tak, że nie chcieliśmy dać
szansy Quinn’owi. Po prostu on nigdy nie będzie jak Malcolm. Bo Malcolm był
jeden, a aktualnie był martwy. A dlaczego? Bo wiedział jak zależało mi na tym
żeby moi bracia nas stąd zabrali. Staliśmy z Noah’em w objęciach dopóki nie
rozległo się pukanie do drzwi. Niall i Liam przyprowadzili Quinn’a. Kiedy
chłopiec przekroczył próg naszego domu Noah bardzo serdecznie go powitał.
Podziwiam go za jego wewnętrzną siłę.
-
Harry jest u siebie?- zapytałam chłopaków. Pokiwali głowami- Muszę iść z nim
porozmawiać- oznajmiłam moim współlokatorom i wyszłam. Przejście do ratusza nie
zajęło mi dużo czasu, gdyż prawie biegłam. Zapukałam trzy razy do drzwi
gabinetu, po czym rozległo się „proszę”. Weszłam do środka. Harry siedział przy
biurku i coś pisał. Kiedy mnie zobaczył lekko się uśmiechnął.
-
Cześć- powiedział.- Coś ważnego? Jestem trochę zajęty…
-
Daj mi wolność na jedną noc- poprosiłam. Oderwał się od papierów i zlustrował
mnie od stóp do głów.
-
Co mam przez to rozumieć?- wzięłam głęboki oddech i przysiadłam na jego biurku.
-
Chcę się wyrwać na jedną noc. Potrzebuję tego. Daj mi auto, będziesz mógł
śledzić gdzie jadę. Jutro rano stawię się z powrotem- przez chwilę zastanawiał
się nad odpowiedziom. W końcu pokręcił głową i odparł:
-
Nie.
-
Dlaczego nie?- mam nadzieję, że zabrzmiałam tak piskliwie jak mi się wydawało. Wstał
i podszedł do okna. Nic nie odpowiadał tylko wpatrywał się pusto na widok za
oknem. Zsunęłam się z drewnianego mebla i podeszłam do niego- Dlaczego nie, Harry?- odwrócił się do mnie.
-
Bo wiem, że nie wrócisz- spojrzałam mu w oczy i delikatnie pochyliłam się w
jego stronę.
-
Obiecuję, że wrócę- on też pochylił się w moją stronę. Nasze twarze były
niebezpiecznie blisko
-
Jaką mam mieć pewność- w tym samym czasie pochyliliśmy się jeszcze bardziej, że
nasze usta się zetknęły. Nie wiem co było ze mną nie tak. Nie byłam pewna co do
swoich uczuć do Harry’ego, ale kiedy byłam w pobliżu marzyłam, żeby mnie
całował. Był w tym świetny.
-
Mam nadzieję, że to wystarczy- powiedziałam w trakcie pocałunku. Uśmiechnął
się. Oparł mnie o szafkę. Jego dłonie zjechały na moje biodra. Odchylił mnie
delikatnie do tyłu i włożył mi język do gardła. Cicho jęknęłam. On wiedział, że
to mi się podoba. Czy miał zamiar wykorzystać to przeciwko mnie. W pewnym
momencie naszego zbliżenia oderwał ode mnie jedną ze swoich dłoni i zaczął ją
czegoś szukać. Zaraz po tym wcisnął mi do ręki pęk kluczy. W końcu się ode mnie
oderwał.
-
Ufam ci- oznajmił i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Uśmiechnęłam się i
jeszcze szybko musnęłam jego usta.
-
Nie zawiodę cię- i szybko opuściłam jego gabinet.
Luke
Byliśmy w Gladden,zatrzymaliśmy się z małym motelu. Julian praktycznie cały czas gdzieś znikał i nie chciał powiedzieć nam gdzie. Sam dużo czasu poświęcał na szukanie w internecie czegoś co mogło by nam pomóc w odnalezieniu Iris i Noah'a. Dean zachowywał się dziwnie. Nie odzywał się zbyt często, a jak już postanowił to zrobić, to krytykował lub bluzgał. Z trudem to znosiliśmy. Ale kiedyś w końcu musiał ktoś wybuchnąć i pech chciał, że to byłem ja. Dean rzucił tekst dotyczący mnie i mojej choroby. Wygarnąłem mu co o nim myślę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Czy on nie może zrozumieć, że to nie mój wybór? Że odziedziczyłem tą chorobę genetycznie? Kto normalny marzyłby, żeby zarazić się AIDS? Czemu on myśli, że tylko jego życie nie jest łatwe? Udałem się do najbliższego sklepu. Dzięki Bogu na fałszywym dowodzie byłem pełnoletni, dlatego kupiłem sobie sześciopak piwa, wódkę z colą do popitki i paczkę fajek bez najmniejszego problemu. Nie znałem tego miasteczka zbyt dobrze, ale udało mi się dotrzeć do niewielkiego parku. Zająłem jedną z niewielu ławek ( a) park był mały b) reszta ławek była zajęta przez miejscowych pijaczków). Otworzyłem jedno z piw i upiłem parę łyków. Następnie odpaliłem szluga i zaciągnąłem się. Chyba powinienem unikać tego świństwa. Przez jakiś czas siedziałem i obserwowałem tamtych mężczyzn. Ciekawe jaka jest ich historia. Pewnie nigdy się nie dowiem i nie jest mi z tego powodu smutno. W parku pojawiła się dziewczyna. Trudno było ją dostrzec w świetle jednej lampy, ale jakoś mi się udało. Była ubrana cała na czarno, blond włosy upięła w wysokiego kitka, a w ręku trzymała butelkę whisky. Rozejrzała się niepewnie. Pomachałem jej.
- Jak chcesz możesz się dosiąść- zlustrowała mnie od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami i usiadła. Spojrzała na paczkę moich papierosów. Wskazała na nie palcem.
- Mogę?- szybko sięgnąłem po opakowanie i podałem jej.
- Jasne- wyjęła jedną sztukę i oddaliła mi pozostałe. Ponownie na mnie popatrzyła. Ja patrzyłem na nią. Odchrząknęła, rzuciła szybkie spojrzenie na fajkę po czym znów popatrzyła mi w oczy i uniosła brew- Oh, no tak- powiedziałem lekko zmieszany i podałem jej zapalniczkę- Przepraszam, to nie jest mój wieczór- uśmiechnęła się.
- Właśnie widzę- wskazała na alkohol- Nie martw się, nie jesteś sam- poklepała butelkę Jack Daniels'a. Ja również się uśmiechnąłem.
- Widzę, że to ulubione miejsce mieszkańców, na spożywanie trunków.
- Za pewne. Nie jestem stąd, przyjechałam mu tylko żeby odpocząć- znów na nią spojrzałem. Zaciekawiła mnie.
- Odpocząć w tym małym miasteczku?- ponownie wzruszyła ramionami.
- Dostałam tylko jedną noc, a Gladden było najbliżej. Musiałam skorzystać- otworzyła whisky i wyciągnęła je w moją stronę.- Chcesz?-pokręciłem głową. Uniosłem kolejną butelkę piwa.
- Mam swoje i jak coś chętnie się podzielę.
- Nie mogę. Z samego rana muszę się stawić z powrotem.- na chwilę umilkła- Za co pijesz?
- Za całokształt- stwierdziłem i miałem rację. Piłem za swoje życiowe osiągnięcia- A ty?- uśmiechnęła się smutno.
- Za swoje beznadziejne życie- stuknęła się ze mną butelką- Jak chcesz możesz mi opowiedzieć swoją historię. Jestem dobrą słuchaczką.
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Tym lepiej dla ciebie. Nie znając twojego imienia, masz pewność , że ta historia pozostanie ze mną Dlatego najlepiej unikaj imion i nazwisk- pochyliła się w moją stronę zaciekawiona..
- Nie wiem od czego mam zacząć- machnęła ręką.
- Od początku.- westchnąłem.
- Do niedawna mieszkałem z mamą, wiodłem całkiem normalne życie, miałem przyjaciół, dziewczynę, marzenia...
- To co się stało?
- Mama była chora na AIDS. Wiesz, dziedziczna choroba...- pokiwała głową- Kiedy wieść o tym się rozniosła nie miałem życia. Dziewczyna powiedziała, że się nas brzydzi i odeszła dla mojego kumpla. Nikt nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu.
- I co było dalej?- zapytała.
- Ukończyłem szkołę z wyróżnieniem. Opiekowałem się mamą, aż w końcu umarła- zamilkłem. To było dziwne opowiadać o swoim życiu zupełnie nieznanej osobie. Jednak czułem dziwną ulgę.
- A co z twoim ojcem? - zamknąłem oczy.
- Przyjeżdżał co roku na moje urodziny. Miał swoją rodzinę i robotę. Nie mógł tego zostawić dla nas. Po śmierci mamy pojechałem go odszukać i pracować razem z nim. Dowiedziałem się, że nie żyje. Jednak zdecydowałem się kontynuować biznes wraz z moimi dwoma starszymi, przyrodnimi braćmi. Jeden jest bardzo miły, ale ten drugi... Dupek- uśmiechnęła się.
- Wyobrażam sobie. Mówiłeś, że AIDS jest dziedziczne, to znaczy, że...- urwała. Skinąłem głową.
- Tak, jestem chory- na chwilę zapadła cisza. - A jaka jest twoja historia?
- Kiedy byłam mała umarła moja mama. Od tamtej pory prowadzimy z rodzinny, brudny biznes. Przez całe życie okłamywałam ludzi dla ich dobra. Rok temu mój tata zmarł. Zostałam ja, moi bracia i przyjaciel rodziny. Wszystko szło jak po maśle, aż do czasu kiedy dowiedziałam się obrzydliwej prawdy sobie. Od miesiąca mieszkam z nowymi ludźmi i prowadzę zupełnie nowe życie, które nie jest lepsze od mojego poprzedniego. Przeze mnie umarł mój mały przyjaciel, na jego miejsce przyprowadzono nowego chłopca, chyba podoba mi się mój współlokator i ładuje się w patologiczny związek z moim szefem? Nie wiem jak mam go nazwać. Zrobiłam już dużo złych rzeczy, ale o nie równa się z tym co mam zrobić za nie cały miesiąc- urwała. Głos jej się wcześniej łamał.
- Czy mam pytać o co dokładnie chodzi?- pokręciła głową.
- Dla twojego dobra, nie- i resztę nocy spędziliśmy na wspólnej rozmowie o wszystkim i o niczym. O wschodzie słońca nie pozostało nic z naszych trunków ani fajek. Dziewczyna podniosła się z miejsca.- Dziękuję za tą rozmowę. Żegnaj, nieznajomy.
- Żegnaj nieznajoma- odeszła dość sztywnym krokiem. Nie cieszyła się, że ma wrócić tam skąd przyszła. Miałem ochotę pobiec za nią i jej pomóc, ale byłem zbyt pijany i zasnąłem.
-----------------------------
Rozdział dosyć luźny. Co o nim sądzicie? Żeby nie było, Luka gadał z Iris xd Podobają wam się zbliżenia Hazzy i Iris? Czy Quinn będzie taki jak Malcolm? Nn pojawi się dopiero 2 sierpnia ponieważ wyjeżdżam. dziękuję i prosze o komy ;p
Luke
Byliśmy w Gladden,zatrzymaliśmy się z małym motelu. Julian praktycznie cały czas gdzieś znikał i nie chciał powiedzieć nam gdzie. Sam dużo czasu poświęcał na szukanie w internecie czegoś co mogło by nam pomóc w odnalezieniu Iris i Noah'a. Dean zachowywał się dziwnie. Nie odzywał się zbyt często, a jak już postanowił to zrobić, to krytykował lub bluzgał. Z trudem to znosiliśmy. Ale kiedyś w końcu musiał ktoś wybuchnąć i pech chciał, że to byłem ja. Dean rzucił tekst dotyczący mnie i mojej choroby. Wygarnąłem mu co o nim myślę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Czy on nie może zrozumieć, że to nie mój wybór? Że odziedziczyłem tą chorobę genetycznie? Kto normalny marzyłby, żeby zarazić się AIDS? Czemu on myśli, że tylko jego życie nie jest łatwe? Udałem się do najbliższego sklepu. Dzięki Bogu na fałszywym dowodzie byłem pełnoletni, dlatego kupiłem sobie sześciopak piwa, wódkę z colą do popitki i paczkę fajek bez najmniejszego problemu. Nie znałem tego miasteczka zbyt dobrze, ale udało mi się dotrzeć do niewielkiego parku. Zająłem jedną z niewielu ławek ( a) park był mały b) reszta ławek była zajęta przez miejscowych pijaczków). Otworzyłem jedno z piw i upiłem parę łyków. Następnie odpaliłem szluga i zaciągnąłem się. Chyba powinienem unikać tego świństwa. Przez jakiś czas siedziałem i obserwowałem tamtych mężczyzn. Ciekawe jaka jest ich historia. Pewnie nigdy się nie dowiem i nie jest mi z tego powodu smutno. W parku pojawiła się dziewczyna. Trudno było ją dostrzec w świetle jednej lampy, ale jakoś mi się udało. Była ubrana cała na czarno, blond włosy upięła w wysokiego kitka, a w ręku trzymała butelkę whisky. Rozejrzała się niepewnie. Pomachałem jej.
- Jak chcesz możesz się dosiąść- zlustrowała mnie od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami i usiadła. Spojrzała na paczkę moich papierosów. Wskazała na nie palcem.
- Mogę?- szybko sięgnąłem po opakowanie i podałem jej.
- Jasne- wyjęła jedną sztukę i oddaliła mi pozostałe. Ponownie na mnie popatrzyła. Ja patrzyłem na nią. Odchrząknęła, rzuciła szybkie spojrzenie na fajkę po czym znów popatrzyła mi w oczy i uniosła brew- Oh, no tak- powiedziałem lekko zmieszany i podałem jej zapalniczkę- Przepraszam, to nie jest mój wieczór- uśmiechnęła się.
- Właśnie widzę- wskazała na alkohol- Nie martw się, nie jesteś sam- poklepała butelkę Jack Daniels'a. Ja również się uśmiechnąłem.
- Widzę, że to ulubione miejsce mieszkańców, na spożywanie trunków.
- Za pewne. Nie jestem stąd, przyjechałam mu tylko żeby odpocząć- znów na nią spojrzałem. Zaciekawiła mnie.
- Odpocząć w tym małym miasteczku?- ponownie wzruszyła ramionami.
- Dostałam tylko jedną noc, a Gladden było najbliżej. Musiałam skorzystać- otworzyła whisky i wyciągnęła je w moją stronę.- Chcesz?-pokręciłem głową. Uniosłem kolejną butelkę piwa.
- Mam swoje i jak coś chętnie się podzielę.
- Nie mogę. Z samego rana muszę się stawić z powrotem.- na chwilę umilkła- Za co pijesz?
- Za całokształt- stwierdziłem i miałem rację. Piłem za swoje życiowe osiągnięcia- A ty?- uśmiechnęła się smutno.
- Za swoje beznadziejne życie- stuknęła się ze mną butelką- Jak chcesz możesz mi opowiedzieć swoją historię. Jestem dobrą słuchaczką.
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Tym lepiej dla ciebie. Nie znając twojego imienia, masz pewność , że ta historia pozostanie ze mną Dlatego najlepiej unikaj imion i nazwisk- pochyliła się w moją stronę zaciekawiona..
- Nie wiem od czego mam zacząć- machnęła ręką.
- Od początku.- westchnąłem.
- Do niedawna mieszkałem z mamą, wiodłem całkiem normalne życie, miałem przyjaciół, dziewczynę, marzenia...
- To co się stało?
- Mama była chora na AIDS. Wiesz, dziedziczna choroba...- pokiwała głową- Kiedy wieść o tym się rozniosła nie miałem życia. Dziewczyna powiedziała, że się nas brzydzi i odeszła dla mojego kumpla. Nikt nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu.
- I co było dalej?- zapytała.
- Ukończyłem szkołę z wyróżnieniem. Opiekowałem się mamą, aż w końcu umarła- zamilkłem. To było dziwne opowiadać o swoim życiu zupełnie nieznanej osobie. Jednak czułem dziwną ulgę.
- A co z twoim ojcem? - zamknąłem oczy.
- Przyjeżdżał co roku na moje urodziny. Miał swoją rodzinę i robotę. Nie mógł tego zostawić dla nas. Po śmierci mamy pojechałem go odszukać i pracować razem z nim. Dowiedziałem się, że nie żyje. Jednak zdecydowałem się kontynuować biznes wraz z moimi dwoma starszymi, przyrodnimi braćmi. Jeden jest bardzo miły, ale ten drugi... Dupek- uśmiechnęła się.
- Wyobrażam sobie. Mówiłeś, że AIDS jest dziedziczne, to znaczy, że...- urwała. Skinąłem głową.
- Tak, jestem chory- na chwilę zapadła cisza. - A jaka jest twoja historia?
- Kiedy byłam mała umarła moja mama. Od tamtej pory prowadzimy z rodzinny, brudny biznes. Przez całe życie okłamywałam ludzi dla ich dobra. Rok temu mój tata zmarł. Zostałam ja, moi bracia i przyjaciel rodziny. Wszystko szło jak po maśle, aż do czasu kiedy dowiedziałam się obrzydliwej prawdy sobie. Od miesiąca mieszkam z nowymi ludźmi i prowadzę zupełnie nowe życie, które nie jest lepsze od mojego poprzedniego. Przeze mnie umarł mój mały przyjaciel, na jego miejsce przyprowadzono nowego chłopca, chyba podoba mi się mój współlokator i ładuje się w patologiczny związek z moim szefem? Nie wiem jak mam go nazwać. Zrobiłam już dużo złych rzeczy, ale o nie równa się z tym co mam zrobić za nie cały miesiąc- urwała. Głos jej się wcześniej łamał.
- Czy mam pytać o co dokładnie chodzi?- pokręciła głową.
- Dla twojego dobra, nie- i resztę nocy spędziliśmy na wspólnej rozmowie o wszystkim i o niczym. O wschodzie słońca nie pozostało nic z naszych trunków ani fajek. Dziewczyna podniosła się z miejsca.- Dziękuję za tą rozmowę. Żegnaj, nieznajomy.
- Żegnaj nieznajoma- odeszła dość sztywnym krokiem. Nie cieszyła się, że ma wrócić tam skąd przyszła. Miałem ochotę pobiec za nią i jej pomóc, ale byłem zbyt pijany i zasnąłem.
-----------------------------
Rozdział dosyć luźny. Co o nim sądzicie? Żeby nie było, Luka gadał z Iris xd Podobają wam się zbliżenia Hazzy i Iris? Czy Quinn będzie taki jak Malcolm? Nn pojawi się dopiero 2 sierpnia ponieważ wyjeżdżam. dziękuję i prosze o komy ;p