Rozdział 33
Iris
9
dni
-
Iris, obudź się- poczułam dłoń na ramieniu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz
zaniepokojonego Quinn’a.- Jezu, już myślałem, że ciebie też zamknęli – nie
zwracając uwagi na to, że leżałam na Harry’m, który właśnie się przebudzał,
objął mnie.
-
O czym ty mówisz?- zapytałam zdezorientowana. Harry otworzył w końcu oczy i popatrzył ze zdumieniem na
chłopca.
-
Wczoraj wieczorem zamknęli Logan’a i Noah’a gdzieś w magazynie. Myślałem, że z
wami zrobili to samo, ale na szczęście nie- odpowiedział z wyraźną ulgą. Popatrzyliśmy
po sobie ze Styles’em.
-
Kto ich zamknął?- zapytał Styles.
-
Bruno i jacyś chłopacy, nie pamiętam jak się nazywają. – Harry zacisnął mocno
pięść.
-
Nie daruję im tego – mruknął i wstał. Ruszył w kierunku wyjścia
-
Zaczekaj! –krzyknęłam za nim i również powstałam- Znajdź kogoś komu ufasz i
trzymaj się go dopóki, któreś z nas po ciebie nie wróci- rozkazałam chłopcu i
pobiegłam za Styles’em. Czułam, że to starcie nie będzie należało do
najłatwiejszych.
***
-
Przesuń się do cholery!- warknął Styles i rzucił Zil’em o drzwi. Jego dwójka
kolegów ruszyła na mnie. Uśmiechnęłam się kpiąco, przygotowując się do zadania
ciosu. Pierwszy z nich chciał uderzyć mnie z pięści. Bez problemu złapałam go w
odpowiednim miejscu i rzuciłam nim o podłogę. Jęknął z bólu. Drugi chciał użyć
przeciwko mnie kij baseball’owy. Zrobiłam unik i zblokowałam go. Popatrzył na
mnie przerażony. Wyszczerzyłam się i kopnęłam go w krocze. Osunął się na
podłogę. Styles, który właśni przyduszał Zil’a popatrzył na mnie z cwaniackim
uśmiechem.
-
Chyba będę musiał uważać- stwierdził i puścił mi oczko. Jednak zaraz potem na
jego twarzy odmalowało się przerażenie. – Iris, za tobą!- nim zdążyłam się
odwrócić poczułam nóż wrzynający mi się w gardło.
-
Błąd, błąd, błąd- wymruczał mi w ucho Bruno- I znowu potwierdza się teoria o
głupocie ludzi zakochanych- popatrzył na dwóch chłopaków na ziemi- Wstawać!-
warknął a ci z bólem podnieśli się. Przeniósł wzrok na loczka, który dalej
zakładał dźwignię na Zil’u. – Puść go i się poddaj albo twoja dziewczyna
skończy z rozcięta tętnicą- oznajmił.
-
Nie rób tego!- krzyknęłam. Wbił mi łokieć w żebra co wywołało u mnie mdłości.
-
Zamknij się- syknął Bruno.
-
On mnie nie zabije- mówiłam dalej- Dla Gabe’a jesteśmy zbyt cenni. – napastnik roześmiał
się i wbił mocniej ostrze, sprawiając, że pociekła stróżka krwi.
-
Mam karać buntowników. Mogę was zabić. Liczę do trzech Harry. Albo go puścisz i
się poddasz albo zobaczysz jak z twojej dupy wycieka krew. Raz- Harry zbladł-
Dwa….
-
Harry, nie!- Bruno wzmocnił uścisk.
-
I ostatnie moje słowo…- Styles puścił Zil’a.
-
Dobra, puściłem!- Zil i jego koledzy natychmiastowo dopadli go. Bruno odsunął
ostrze.
-
Zbierzcie go do mojego gabinetu i tam go skujcie. Dziś wizytę złoży nam ojciec.
On chciał osobiście się z tobą rozprawić. A twoja laleczka dołączy do kolegów…-
otworzył jedne drzwi i wrzucił mnie tam. – Później do ciebie wrócę, obiecuję-
rzucił mulat. – Idziemy!- Harry się szarpał, ale ich była czwórka a on sam.
Wyprowadzili go w końcu.
-
Iris?- zobaczyłam w kącie skutego Logan’a. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
-
Jak dobrze cię widzieć. Gdzie jest Noah?- rozejrzałam się w poszukiwaniu
chłopaka. Logan pokręcił głową.
-
Nie wiem- w jego głosie było słychać strach. – Boje się o niego.
-
Ja też- przytaknęłam.- Logan, co teraz z nami będzie?
-
Tego nawet Bóg nie wie- odpowiedział.
Dean
Stan
w jakim zastałem Luke’a w pokoju motelowym załamał mnie. Jego choroba poważnie
wdała się we znaki. Leżał cały blady, nie zdolny do wymagających czynności.
Uniósł wzrok i uśmiechnął się lekko do mnie.
-
Cześć Dean- przywitał się i zakaszlał. Z całych sił starałem się nie skrzywić.
-
Jak bardzo źle się czujesz?- zapytałem go.
-
W skali od 1-10? Myślę, że 9 to odpowiednia liczba- usiadłem na łóżku.
-
Mogę ci jakoś pomóc?- pokręcił głową.
-
Nie uleczysz mnie. Poza tym i tak dużo dla mnie zrobiłeś. – westchnąłem. –
Chociaż możesz mi obiecać dwie rzeczy.
-
Jakie?
-
Pierwsza i myślę, że mnie ważna to taka, że pozwolisz mi wziąć udział w bitwie
mimo mojego stanu zdrowia. – chciałem zaprotestować ale uciszył mnie- Nie chcę
odejść bez walki.
-
Ale Luke…
-
A ty Dean chciałbyś umrzeć ze świadomością, że na zewnątrz toczy się walka o
losy świata, a ty tylko leżysz?- pokręciłem głową- No właśnie.
-
Niech ci będzie. A druga obietnica ?- uśmiechnął się.
-
Kiedy to wszystko się skończy ułóżcie sobie życie z Sam’em, Iris i Julian’em?
Okej? – położyłem mu dłoń na ramieniu.
-
Okej.
***
8
dni.
-
Dean, obudź się- otworzyłem oczy i ujrzałem Julian’a uśmiechniętego od ucha do
ucha.
-
Co chcesz?- mruknąłem i odwróciłem się plecami do niego.
-
Ubieraj się, mam dla ciebie niespodziankę. – westchnąłem i spojrzałem na
budzik. Piąta dwadzieścia trzy. Z trudem podniosłem się i zarzuciłem na siebie
ubrania. Luke i Sam smacznie spali. Jak najciszej opuściliśmy pokój. Wsiedliśmy
do impali.
-
To dokąd?
-
Pokieruję cię- oznajmił. Podawał mi wskazówki jak dojechać w dano miejsce. Doprowadził
nas pod starą kopalnię. Spojrzałem na niego- No co?
-
Kpisz sobie ze mnie? Jest szósta a ja jestem pod jakąś kopalnią. I co to ma być
ze niespodzianka? Mam iść wydobywać węgiel?- zaśmiał się.
-
Dean, nie marudź. Idź do środka a tam znajdziesz odpowiedź. Ja tu zaczekam.
-
Zaczynam się ciebie bać- warknąłem i opuściłem wóz i skierowałem się do
kopalni. Przed wejściem znalazłem latarkę. Odpaliłem ją i wszedłem do środka.
Szedłem przed siebie nie wiedząc czego szukam. Chciałem zawrócić, ale coś mnie
powstrzymywało. Kiedy przeszedłem z pół kilometra zobaczyłem mojego aniołka.
Siedziała na kamieniu. Miała na sobie długą suknię zapinaną na guziki, kozaki
na małym obcasie i płaszcz. W moich oczach pojawiły się łzy. W jej z resztą
też.- Aria…
-
Dean- odparła z uśmiechem. Podeszła do mnie i złożyła delikatny pocałunek.
Chciałem ją przyciągnąć jak najbliżej się dało, ale coś mi przeszkodziło.
Spojrzałem w dół i ujrzałem wyraźnie zaokrąglony brzuszek. Przeniosłem na nią
zdziwiony wzrok. Uśmiechnęła się do mnie. Uklęknąłem i pocałowałem miejsce w
którym znajdowało się nasze dziecko. – Chłopiec- oznajmiła.
-
Tak szybko?- spytałem. Pokiwała głową.
-
Anioły odczuwają to inaczej. – pogłaskała mnie po policzku- Dean, zaraz muszę
wracać.
-
Tak szybko? Przecież dopiero co się zobaczyliśmy…
-
Wiem, ale to i tak cud, że udało mi się stamtąd wyrwać. Dean on się urodzi tego
dnia…- spojrzała na brzuch. - No lepszego terminu to nie mógł sobie wyrwać-
stwierdziłem. – I co teraz?
-
Jeszcze nie wiem, ale chcę żebyś był gotowy, dobrze? – pocałowałem ją.
-
Dobrze. Kocham cię, Aria
-
Ja ciebie też, Dean. Lepiej już wracam. Do zobaczenia, kochanie.
-
Trzymaj się skarbie- i zniknęła. Mimo to nie czułem smutku. W końcu za osiem
dni miał przyjść na świat mój pierworodny.
Iris
Przez
tą jedną noc złapałam jakąś straszną gorączkę. Byłam cała rozpalona, mimo to co
chwile przechodziły mnie zimne dreszcze. Strażników nie było, Noah’a nie było,
Logan był skuty, a nikt nie przychodził z pomocą. Myślałam, ze umieram. Co
chwile traciłam przytomność. Nawiedzały mnie koszmary i we śnie jak i na jawie.
Miałam ochotę krzyczeć, ale nie miałam dość sił, a moje gardło było za suche.
Logan powiedział, że moje oczy stały się czarne. Czy to kolejna faza
przejściowa? Miałam nadzieję, że tak, ponieważ nie chciałam przechodzić tego
samotnie. Nie chciałam okazać się wyjątkiem.
Zwymiotowałam.
Ale to nie były normalne wymiociny, to była czarna ciecz. Zaszlochałam.
-
Pomocy!- wrzasnęłam na tyle głośno ile dałam rady, ale nie byłam pewna czy z
mojego gardła wydobył się jakikolwiek dźwięk. Wszystko nagle stanęło w ogniu.
Pomieszczenie, Logan, ja… A nikt nie chciał nam pomóc.
Harry
Ojciec
o dziwo stanął po mojej stronie. Bruno dalej był władcą, ale został ukarany
wraz z pozostałą trójką. Dowiedziałem się trochę więcej o tym co ma się zdarzyć
w dniu Armagedonu. Bruno miał to ogłosić na jutrzejszej wieczerzy. Poszedłem
wraz z chłopakami po Loagn’a, Noah’a i Iris. Noah znajdował się na parterze, od
razu zabrano go do domku. Kiedy zbliżałem się do celi usłyszałem krzyki mojej
dziewczyny. Rzuciłem się biegiem. Otworzyłem celę. Dziewczyna leżała na środku,
wykrzywiała się w nienaturalne pozy i wrzeszczała. Jej oczy były całe czarne.
Spojrzałem na Logan’a. Ten wpatrywał się we mnie przerażony.
-
Nie wiem co jej jest- wyjaśnił. Podbiegłem do niej i starałem się ją uspokoić,
ale ona jakby mnie nie widziała.
-
Nie, proszę nie!!! Niech mnie ktoś stąd zabierze!- Niall rozkuł Logan’a i obaj
znaleźli się przy mnie.
-
Musimy ją przenieść do pokoju- spróbowaliśmy ją przenieść, ale wyrwała się nam
i upadła na podłogę. Wbiła swoje paznokcie w twarz i zaczęła drapać. Chłopacy
zablokowali ją.
-
Nie!!!- dalej wrzeszczała. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc jak mogę jej
pomóc. Logan dał sygnał Niall’owi i obaj przesunęli ją i zapieli w łańcuchy.
Chciałem zaprotestować.
-
To dla jej dobra, Harry- powiedział Logan- Zrobi sobie krzywdę inaczej.- Pokiwałem
głową.
-
Idźcie na trening. Ja z nią zostanę- po chwili zastanowienia wykonali
polecenie. Usiadłem na bezpieczną odległość od niej. Dalej robiła to co robiła.
Gdybym tylko wiedział jak mogę jej pomóc… Miałem nadzieję, że to wkrótce jej
przejdzie.
---------------------------
Przepraszam za opóźnienie, ale mama miała imprezę urodzinową. Jak myślicie o co tu chodzi? Macie pomysł co będzie dalej? Nn do czwartku, bardzo was proszę o komy ;p