niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 8

Dla Natalki za to, że wytrzymała ze mną aż rok :) (obyś wytrzymała dłużej )

Rozdział 8

                                      Iris



Obudził mnie piękny zapach. Otworzyłam oczy i ujrzałam talerz pełen rogalików. Czułam jak ślinka mi leci.
- Nie zasłużyłaś na nie- usłyszałam głos. W rogu mojego pokoju, na fotelu siedział Harry, a w ręku trzymał książkę. Udało mi się przeczytać tytuł. „Zabić drozda”. Sam ją kiedyś czytał, a ja miałam okazje zacząć, ale nigdy nie udało mi się skończyć. Nigdy nie pomyślałabym, że Harry czyta książki, a zwłaszcza o takiej tematyce.- Masz szczęście, że ten grubasek zadurzył się w tobie i przez to dostał jaj. Mimo moich sprzeciwów upiekł je dla ciebie i je tu przyniósł. Zastanawiałem się czy mam go karać, ale tym razem mu daruję. W przeciwieństwie do ciebie.- wlepił we mnie ten swój wzrok. Wepchnęłam rogalika do ust i zaczęłam przeżuwać.
- Możesz mnie sobie karać, ale daj mi proszę dokończyć. Jak mam umrzeć to chcę być najedzona.- zaśmiał się cicho.
- A kto powiedział, że cię zabijemy?- uniósł brew- Jesteś jedną z nas. Myślę, że odpowiednią karą będzie…- podrapał się po głowie i uśmiechnął jakby wpadł na świetny pomysł- Godzinka pod ręką Adam’a- o mały włos a bym się zadławiła rogalikiem.
- Wybieram śmierć.
- Kwiatuszku, to nie ty decydujesz. Skoro kara nie zrobi na tobie żadnego wrażenia to po co cię karać? Tak przynajmniej będę miał pewność, że będziesz przestrzegać dyscypliny. A propos… Co się stało w lesie?- powróciłam do tamtych wydarzeń.
- Nasz cudowny ojczulek postanowił mi wejść do głowy i narobić tam syfu. Chyba nie jestem jego kochaną córeczką- Harry zamarł. Wpatrywał się w jeden punkt w podłodze i wyraźnie coś mu się przypomniało- Co ci jest?- zapytałam. Ocknął się.
- Nic… Nieważne- wstał prędko. – Za godzinę masz się pojawić na placu jak reszta. Wtedy już będę wiedział w jaki sposób cię ukarać- i wybiegł z pokoju zostawiając mnie w osłupieniu.
                                                      Dean
Pakowaliśmy się właśnie do auta. Ten cały prorok miał wizje jakiegoś lasu. A dokładniej Parku Narodowego Marka Twain’a. Od Saint Louis to niecałe 3 godziny. Będziemy tam o zmierzchu. Z oddali ujrzałem nadciągającego Luke’a. A już miałem nadzieję, że się nie pojawi.
- Ja się nim zajmę, Dean- szepnął do mnie Sam i ruszył w kierunku naszego „braciszka”. Kiedy stanęli obok siebie dostrzegłem parę podobieństw. Zagotowało się we mnie. Jak ojciec mógł to zrobić mamie? Przecież ten chłopak jest w wieku Iris. Mama wtedy jeszcze żyła. Miałem ochotę sprowadzić na ziemię mojego ojca i mu wygarnąć. Nigdy nie sądziłem…
- Nie przepadacie za sobą?- zapytał mnie Julian. Odwróciłem się do niego.
- To raczej nie powinna być twoja sprawa. Jesteśmy tu, żeby wybić tamtych gnojków i uratować nasze rodzeństwo. Nie po to żeby mówić o swoich uczuciach jak przyjaciółeczki.
- Owszem, ale myślę, że lepiej by było gdybyś ty i twój brat..- zaczął.
- Przyrodni- poprawiłem go.
- Ty i twój przyrodni brat nie byli do siebie wrogo nastawieni- skończył.- Skoro mamy razem zrobić coś tak niebezpiecznego to wypadałoby jakby każdy każdemu ufał- prychnąłem.
- Ja ufam Sam’owi, on mnie. Ty ufaj temu chuderlakowi, a on tobie. I sprawa załatwiona. – odwróciłem się przekonany, że ujrzę jak bracia się kłócą. Jednak tak nie było. Gadali o czymś, a na ich twarzach widniały uśmiechy. Byłem zbity z tropu.
- Chyba tylko ty masz problem Dean- powiedział Julian i wsiadł do samochodu.
                                                          ***
- I co dalej?- zapytałem kiedy dotarliśmy na miejsce.
- Musimy szukać.
- Ale czego?! – wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Miałem wizje o tym lesie czyli musi tutaj coś być, albo coś się tutaj szykuje. Musimy się rozdzielić- powiedział. Prychnąłem.
- A jeśli nic tutaj nie ma?
- Zawsze jest. Chodź Sam- zwrócił się do mojego brata- Ty idziesz ze mną.
- Nie ma mowy!- wypaliłem- Kto dał ci prawo do decydowania?
- Dean, ty i Sam jesteście doświadczeni. Nie możecie iść razem. A ty jako najstarszy z rodzeństwa lepiej pokażesz Luke’owi co i jak.
- Nie ma mowy- powiedzieliśmy jednocześnie z blondynem.
- Dean, Julian ma racje- odezwał się Sam- Ty żyjesz polowaniami. Lepiej zajmiesz się nim niż ja. Luke, Dean jest jaki jest, ale to świetny łowca. Może cię nienawidzić, ale będzie cię chronił. Chodź, Julian- chwycił broń i ruszył z Julianem na północ. Nie miałem wyjścia. Musiałem iść z tym dzieciakiem. Rzuciłem mu maczetę, a sam chwyciłem za pistolet. Uniósł pytająco brew- Nauczysz się strzelać, a kiedyś dostaniesz tą zabaweczkę do ręki- wywrócił oczami i wziął ode mnie broń- Ej – odbezpieczył broń i oddał parę strzałów w jeden punkt w drzewie, które było dziesięć metrów dalej. Potem zabezpieczył i oddał mi ją.
- Lata praktyki. Nic o mnie nie wiesz- i ruszył na południe. Poszedłem za nim.
- Tata cię tego nauczył?- zapytałem z ciekawości. Uśmiechnął się.
- Przyjeżdżał raz do roku w okolicach moich urodzin i zabierał mnie na mecz koszykówki. Jakoś nie było okazji, żeby mnie tego nauczył- odpowiedział oschle. Nas nigdy nie zabrał na  żaden mecz, a urodziny spędzaliśmy na polowaniach. Nie tylko ty jesteś pokrzywdzony.
- Czemu to robisz?- zatrzymał się.
- Robię co?
- Pierdolisz sobie życie. Czemu nie zostałeś tam gdzie mieszkałeś dotychczas i nie ułożyłeś sobie tam życia na lepsze?
- Bo nic mi tam nie zostało. Zresztą nieważne.- chciał ruszyć dalej, ale złapałem go za ramię.
- Ważne. Chce wiedzieć co cię zmusiło żebyś przypałętał się do nas i robił za brata!
- Naprawdę chcesz wiedzieć?! – wydarł się.
- Tak! Gdybym nie chciał to bym nie pytał, matole!
- Prawda jest taka, że… Dean uważaj- nie zdążyłem się odwrócił na czas. Coś się na mnie rzuciło. Kiedy jasność myślenia mi wróciła zobaczyłem wilkołaka. Na razie był tylko ten jeden, ale kątem oka widziałem jeszcze kilka nadciągających z boku. – Wytrzymaj- krzyknął Luke i gdzieś pobiegł. No Ładnie. Udało mi się sięgnąć po broń i strzelić w czaszkę temu psu. Niestety inni dotarli, a ja miałem tylko kilka srebrnych kul, które mogły je zabić. Otoczyły mnie, więc musiałem strzelać na oślep. Dwa padły, piątka została. A ja nie miałem kul. Rzuciłem pistolet, zmuszony do walki na pięści. Jeden ruszył w  moim kierunku. Usłyszałem wystrzał i padł. I tak samo z kolejnymi. Odwróciłem się i zobaczyłem Luke’a. Chłopak musiał pobiec do impali po broń. Podszedł do mnie - Nic ci nie jest?- zapytał.
- Nie- odpowiedziałem. Julian i Sam przybiegli.
- Właśnie wybiliście gniazdo wilkołaków . Nic wam nie jest?
- Nie. Jakoś daliśmy radę- powiedział Luke. Nie przypisał sobie zasługi.- Kiedy biegłem znalazłem w tamtym miejscu- pokazał na trawę- ten nożyk. Może nam się kiedyś przydać- pokazał mi go, a ja prawie się przewróciłem. Podał mi właśnie zakrwawiony nóż, który niegdyś należał do mojej siostry.
                                                        Iris
Przebrałam się i wyszłam z  domu. Chłopaków nie było. Musieli pracować. Po drodze na plac spotkałam Logan’a z jakimś przystojnym chłopakiem w czarnych włosach.
- Niemożliwe, stary- powiedział Logan do kolegi po czym zauważył mnie- Cześć, Iris. Poznaj Kellin’a- wskazał na czarnowłosego.
- Hej, miło cię poznać- powiedziałam.
- Ciebie również- uśmiechnął się po czym wrócił do rozmowy- Możliwe, możliwe! Sam widziałem. Byłem akurat na patrolu. Była ich czwórka. Dwójka z nich wykurzyła wilkołaków z domu , a pozostali ich wybyli.
- To wspaniała wiadomość, ale jak oni się tu znaleźli? Przecież wilkołaki jak i my nie wychylaliśmy się. Coś mi tu śmierdzi…
- Nie wiem co tu robili, ale znaleźli zgubę Harry’ego. Wtedy po tej wczorajszej akcji.. Harry musiał przez nieuwagę zostawić nóż. Boję się, że jakoś powiążą to z nami.- łowcy w okolicy? Jest nadzieja! Błagam znajdźcie nas.
- Nie ma co się bać. Nie zobaczą miasteczka, a tym bardziej nie dostaną się tutaj- dzięki Logan, bardzo mnie pocieszyłeś. Dotarliśmy na plac gdzie już chyba wszyscy się zebrali. Harry i jego elitka stali na podeście.
- Witam was. Jak pewnie słyszeliście nasi sąsiedzi zostali wymordowani. Z tego faktu jestem niezwykle zadowolony. Jednak martwi mnie fakt, że w okolicy grasują łowcy. Na razie jest ich czwórka. Nie wiem czy wezwą posiłki. Musimy jak najszybciej ich wyeliminować. – z mojego gardła wydobył się cichy pisk. Nie, nie, nie. Muszę ich jakoś powstrzymać. –spotkałem się wczoraj z ojcem. Znamy już sposób na otworzenie bram piekielnych i uwolnieniu całego mroku. Mamy do złamania 10 pieczęci. Za pierwszą weźmiemy się zaraz po zabiciu łowców. Pamiętajcie: Wszystko jest możliwe..
- Bo wszystko zależy od nas!- krzyknęli wszyscy chórem. Harry zeskoczył z podestu. Podszedł do mnie, objął mnie i zaczął prowadzić w stronę ratusza.
- Musisz udowodnić swoją lojalność. Twoją karą będzie osobiste wybicie tych łowców. A jeśli tego nie zrobisz… Tata i Adam się tobą zajmą- przystanęłam.
- Błagam cię, nie karz mi tego robić. – pociągnął mnie dalej.
- Trzeba było być grzeczną dziewczynką i słuchać się braci i tatusia. Poza tym to nie ja to ustalam. To rozkaz prosto z góry, od ojca. Chodź, musimy cię przygotować.
Nienawidzę was, pomyślałam.
A my cię kochamy- rozległ się w mojej głowie głos „ojca”. Za taką miłość to ja podziękuję. 

----------------------------
No i jak tam? Ocenki poprawione? Zadowolone czy też nie? Ja jestem zła tylko o to, że nie wyciągnęłam 6 z wosu i 3 punkty już mi uciekają :/ Dobra, wracając do rozdziału... Podoba się? Mam nadzieję, że tak. NN powinien pojawić się do piątku, chyba, że sprawa z wyświetleniami i komentarzami będzie taka jak do teraz. Bardzo was proszę zostawcie ślad po sobie. Z góry dziękuję.

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny!
    Przeczuwam, że Iris nie zrobi tego gdy dowie się kim są łowcy.
    Hahaha a co do twojego Wosu to miałam dokładnie taką samą sytuację. Też miałam mieć 6 hahah Wiem co czujesz ;p

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    Wydaje mi się, że Iris wie, że to jej bracia i nie tylko :D
    Oceny jeszcze poprawiane :(
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm wydaje mi się że Iris nie zrobi tego gdy dowie się kim są łowcy.
    Świetny rozdział:)
    Czekam na kolejny !
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za dedykacje, jest mi niezmiernie miło chociaż dopiero teraz to czytam. Rozmiał jak zawsze oczywiście swietny.

    OdpowiedzUsuń