Rozdział 7
Dean
Patrzyłem zdenerwowany na tego typka.
- Skoro jesteś prorokiem, jakim cudem
słyszę o tobie pierwszy raz? – zapytałem. Uśmiechnął się do mnie. Zaraz zedrę mu
ten uśmieszek z twarzy.
- Świetnie potrafię wtopić się w tłum
i rzadko zdradzam swoje wizje.
- To dlaczego przyjechałeś tu do nas i
mówisz gdzie możemy znaleźć naszą siostrę, w takim razie?- zapytał Sam.
Faktycznie, było to zupełnie bez sensu.
- Mam mały interes…
- No jasne, w tym świecie nie ma nic
za darmo – prychnąłem.
- To naprawdę nic wielkiego. Proponuję
wam pomoc, a w zamian pomocy też oczekuję. Pomogę wam odnaleźć obóz, a w zamian
wy uwolnicie stamtąd mojego brata.- popatrzyliśmy po sobie z Samem.
- Masz brata w obozie?- Julian pokiwał
głową.
- Na naszą korzyść Iris i Noah mieszkają w jednym domku i przyjaźnią się.
Będzie nam łatwiej. – Lucas odchrząknął. Kiedy odwróciłem się w jego kierunku,
spojrzał na mnie znacząco i ruszył w kierunku kuchni.
- Chwileczkę- mruknąłem i poszedłem za
nim- Co?- warknąłem jak byliśmy sami.
- Wydaje mi się, że kłamie- oznajmił.
- Możliwe, ale to nasza jedyna szansa,
na odnalezienie Iris. Spokojnie , będę miał go na oku, a ciebie proszę żebyś
siedział cicho, nie wychylał się i pilnował. Jesteś nowy i nie chcę mieć cię
później na sumieniu. – chciałem już wychodzić kiedy usłyszałem:
- Nie dziwię się ojcu…- odwróciłem się
jak poparzony.
- Może pokażesz, że masz jaja i
powiesz mi to w twarz? – ryknąłem. Podszedł do mnie.
- Nie dziwię się ojcu, że wolał
pracować sam- powiedział spokojnie. Wyminął mnie i wyszedł z domu zostawiając
mnie w osłupieniu. Jak wróci, pożałuje, że się urodził.
Iris
Wstałam i ruszyłam do drzwi. Pora
opuścić lokal. Chwyciłam za klamkę. Drzwi ani drgnęły. Nie… Nie, nie, nie .
Zamknięte. Cholera… On mnie zabije. Podbiegam do okna. Niestety jesteśmy na
pierwszym piętrze. Skok nie okazałby się dla mnie deską ratunku. Co najwyżej
deską do trumny. Nie uciekłabym za daleko z połamanymi nogami. Usłyszałam
przekręcanie klucza. Odwróciłam się. W pokoju pojawił się Harry. Jego oczy
wpatrywały się wściekle na mnie.
- Byłem gotowy tyle dla ciebie zrobić.
Chciałem zdjąć cię ze zmywaka. Przeznaczyć ci program treningów. Ukarać jednego
z moich najbardziej podporządkowanych ludzi za małe kłamstewko i krzywdę, którą
ci wyrządził… A ty co?!- walnął pięścią w ścianę. Podskoczyłam- Kłamiesz mi
prosto w oczy. Wmawiasz jakieś bajeczki o wymyślonej, przewrażliwionej
przyjaciółce.. A potem od ojca muszę się dowiadywać, że jesteś pieprzonym
łowcą!- zrobiłam krok w tył.
- To nie ma znaczenia- odparłam.
- Gówno prawda!- znów podniósł głos. –
Łowcy na nas polują, a ty z nimi współpracowałaś.
Jak mogę ci teraz ufać?!- zmniejszył naszą odległość tak, że musiałam się
cofnąć pod samą komodę. Ręką udało mi się wymacać butelkę whisky. Kiedy Harry
znalazł się wystarczająco blisko mnie zamachem próbowałam trafić go w głowę.
Niestety złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Kopnęłam go z całej siły w
krocze. Jęknął z bólu. Skorzystałam z okazji i pchnęłam go na komodę. Kiedy
upadł, rzuciłam się do ucieczki. Ratusz opuściłam po paru sekundach.
Skierowałam się w stronę lasu. Na szczęście nikt nie stał na mojej drodze.
Udało mi się ujrzeć barierę. Mam nadzieję, że bez problemu przez nią
przebiegnę. Rozpędziłam się jeszcze bardziej. Kiedy przez nią przechodziłam
czułam, jakbym przedzierała się przez galaretkę. Po przejściu upadłam na
ziemię. Wzięłam parę głębokich wdechów.
- Wstawaj- szepnęłam sama do siebie.
Udało mi się dźwignąć na nogi i biec dalej. Właściwie to nie biec, raczej
pędzić. Chciałam znaleźć się jak naj dalej stąd. Musiałam odnaleźć Sam’a i Dean’a.
Przekonam ich jakoś żebyśmy wyjechali z Ameryki i zrobili sobie wakacje. Tak,
to cudowny pomysł. Wyjedziemy i weźmiemy Jim’a ze sobą. Po tych latach stażu
należy nam się coś od tego świata. A kiedy wrócimy, wytropimy ich wszystkich.
Tym, który będą chcieli pozwolimy wrócić do normalnego życia pomożemy (przede
wszystkim Noah’owi i Malcolmowi). Tym, którzy będą chcieli dalej bawić się w dzieci demona będziemy musieli odebrać
życie. Niestety, rzadko robimy wyjątki. A kiedy już w swoje ręce dostaniemy
tego skurwysyna, który zabił mamę… Pożałuje tego, że nie gnije w piekle.
-Czyżby?-rozległ
się głos w mojej głowie. Zatrzymałam się. Nie, to musiała być tylko moja
wyobraźnia…- Żadna wyobraźnia, Iris. Tutaj
tatuś- otworzyłam szerzej oczy.
- Co ty robisz w mojej głowie?-
zapytałam na głos.
- Próbuję wskazać ci właściwą drogę. Dokąd się
wybierasz, moja jedyna córeczko?
- Wracam tam gdzie powinnam być. Do
moich p r a w d z i w y c h braci. Do Dean’a i Sam’a- powiedziałam ostro.
Zaśmiał się.
-Twoi prawdziwi bracia są w obozie. Tam jest
twoja rodzina.
- Gówno prawda!- fuknęłam. Nie będzie
mi wmawiał bajeczek. Znów zaczęłam biec.
- Zawróć.
- Nie!
-Zawróć.
- Ani mi się śni- przyspieszyłam.
-Zawróć!-
przeszył mnie ostry ból czaszki. Upadłam na ziemie.
- Nigdy!- wycharczałam. Ból się
nasilił. Poczułam w ustach metaliczny smak. Krew. Oprócz tego coś kapało mi z
nosa. Przejechałam palcem. O, też krew. – Zostaw mnie!- krzyknęłam, choć mógł
okazać się to szept. Położyłam się na ziemi i chwyciłam się za głowę. Może
zaraz odpuści…
- Nigdy-
rozległ się parszywy rechot. Zaczęłam dygotać. Idź sobie, idź sobie, idź
sobie.
- Znalazłem ją!- usłyszałam donośny
krzyk. Od razu poznałam ten głos. Harry. Podszedł do mnie- Już się nie
wywiniesz…- kiedy uklęknął koło mnie zamilkł, a na jego twarzy malował się
strach.
- Zabierz go- wyszlochałam.
- Kogo?- zapytał.- Co ci się stało?
- Zabierz go- znów powiedziałam-
Zabierz go- powtarzałam w kółko. Harry wziął mnie w ramiona i zaczął kołysać- Zabierz
go proszę- objął mnie jeszcze mocniej.
- Wytrzymaj, kwiatuszku. Zaraz ktoś
się tobą zajmie- wypowiedział te słowa zanim z bólu straciłam przytomność.
Luke
Szedłem szosą. Oni nic nie wiedzą. Ani
Dean, ani Sam, ani Jim. Traktują mnie jak zwykłego śmiecia, choć tak naprawdę
nie znają mojej historii. Myślą, że nie znałem na tyle dobrze taty, żeby móc go
opłakiwać. Myślą, że nie straciłem nikogo bliskiego. Myślą, że mam dokąd
wrócić. W zasięgu mojego wzroku ujrzałem budkę telefoniczną. Wszedłem do niej.
W kieszeni udało mi się znaleźć drobniaki na rozmowę. Wrzuciłem je do automatu
i wpisałem numer telefonu, który miałem wyryty w pamięci jak piętno. Od razu
włączyła się poczta.
- Tutaj poczta głosowa Samanthy Smith.
Niestety nie mogę odebrać telefonu. Zostaw wiadomość, a na pewno oddzwonię-
rozległ się jej piękny głos.
- Cześć, mamo. To ja, Luke. Chciałem
usłyszeć choć przez chwilę twój głos. Szukałem ojca, ale niestety pech chciał,
że on też nie żyje. Za to poznałem braci. Nie są tacy jak tata mi opowiadał. No
może Sam trochę pasuje do opisu, ale Dean… Wpakowałem się w rodzinny biznes,
teraz i ja jestem łowcą. Muszę korzystać z życia póki mogę. Mam nadzieję, że
jesteś szczęśliwa. Chciałbym cię strasznie przytulić. Kocham cię mamo. Szkoda,
że nie żyjesz- i wtedy połączenie się urwało. Oparłem czoło o zimną szybę.
Nazywam się Lucas John Smith i jestem
sierotą.
-----------------------------------------I jak? Zaskoczone czy też nie? Jakie będą dalej relacje pomiędzy naszymi bohaterami ? Piszcie co myślicie. Chcę was zaprosić na aska w razie jakichkolwiek pytań @dianablog , tumblra związanego z blogami (nie ma tam za dużo jak na razie) http://lightordarknessangel.tumblr.com/ oraz mojego prywatnego http://fuck-every-thingss.tumblr.com/ a także ig @oliwielgus (bawię się w f4f) Rozdział w czw albo pt, bardzo proszę o komy ;p
Wow... no to się dzieje.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że bracia się pogodzą.
Harry to nagle taki opiekuńczy się zrobił! Niewiarygodne :)
Dominika
Świetny rozdział i mam nadzieję,że bracia się pogodzą :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
Weny!:)
Super :D
OdpowiedzUsuńAwww, "Harry wziął mnie w ramiona i zaczął kołysać" ♥
Mam nadzieję, że bracia się pogodzą i bd szczęśliwi, wszyscy :D
Już nie mogę się doczekać nn :D
Dziękuję :* - Asia :)