Rozdział 10
Iris
Byłam strasznie zawiedziona. Jednorożec to mityczne stworzenie, silne, dzikie i
okrutne, którego człowiek nie był w stanie okiełznać. W tym parku rozrywki
kłamali. Jednorożce wcale nie były potulne i zawsze chętne do zabawy. Kiedy
tylko któraś z tych rozkapryszonych dziewczynek mówiła, że by takiego chciała
wywoływała u mnie śmiech i jakąś pogardę. To z kolei prowadziło do krzywienia
się na mnie opiekunów, a raz nawet musiałam stać w kącie ( nigdy nie stałam w
kącie i przyznam, ze było to upokarzające). Około piętnastej miałam już dość
tego miejsca. No cóż, na tatę poczekam na zewnątrz. Chwyciłam swojego
pluszowego jednorożca (bo każde dziecko miało okazje zrobić sobie takiego
pluszaka) i niezauważalnie prześlizgnęłam się przez bramkę. Następnie ubrałam
swoje buty. Skierowałam się do wyjścia. Niestety na mojej drodze stanął gruby
ochroniarz.
- Nie wypuszczę cię samej, malutka- oznajmił.
- Wcale nie jestem sama- odparłam twardo.
Ujrzałam mężczyznę, który przed chwilą wyszedł- To mój tata- skłamałam- Mogę
już iść? – mężczyzna westchnął.
- Tak, idź już.- wybiegłam z tego miejsca i
udałam się kawałek dalej. Tam usiadłam na krawężniku. Teraz trzeba czekać.
- Nie masz prawa się do niej zbliżać!-
zbudził mnie krzyk Malcolm’a. Błyskawicznie podniosłam się do pozycji
siedzącej.
- Taki gówniarz jak ty nie będzie mi
mówił co mi wolno, a czego nie!- odpowiedział mu wściekły Harry. Tego dupka tu
brakowało. Wparował do mojego pokoju bez pukania. Za nim przybiegł Malcolm.
- Przepraszam, próbowałem go zatrzymać-
zaczął się tłumaczyć.
- W porządku Malcolm- uspokoiłam
chłopca. – Idź na dół. Sama sobie dam radę- jeszcze przez chwilę stał w miejscu
i się nie ruszał. Potem się odwrócił i wyszedł z pokoju.- Czego chcesz?-
warknęłam na Harry’ego.
- To takie żałosne, że jest w tobie aż
tak beznadziejnie zakochany- skomentował. Wywróciłam oczami.
- Ty jesteś beznadziejny, Styles-
uśmiechnął się.
- W twoich ustach brzmi to jak
komplement. I chcesz mi powiedzieć, że to nie jest ani trochę dla ciebie denne,
że ten smarkacz się w tobie podkochuje?- miał trochę racji. To było trochę
żałosne. Przecież między nami było z pięć lat różnicy, a w dodatku to ja byłam
starsza, nie on. Harry musiał wyczytać to z mojej twarzy.- A jednak.
- Dopóki mi tego nie okazuje jest w
porządku- stwierdziłam i taka była prawda. Tą dobroć Malcolm’a starałam się
traktować jako przyjacielski gest. I na ogół to wychodziło.
- Skoro tak twierdzisz. – przyjrzał mi
się- Makabrycznie wyglądasz- prychnęłam.
- Ciekawe kto do tego doprowadził.- i
wtedy całą moja nienawiść powróciła- Właściwie czemu ja z tobą rozmawiam? Wynoś
się stąd! Nie chcę oglądać twojej parszywej mordy!- wrzasnęłam.
- Ej, ej, ej spokojnie!- powiedział
Harry zasłaniając się rękoma- Co cię napadło?
- Co mnie napadło?! Zacznijmy od tego,
że mnie porwaliście! Przetrzymujecie mnie tu wbrew swojej woli! Karzecie mi
pracować dla psychola, który zabił moją mamę! Cały czas jestem bita i poniżana
jak jakaś szmata! Kazaliście mi zabić moich ludzi , a co potem? Potem ten wasz
psychol, Adam mnie zlał i bił mnie z każdym krokiem do domu!- chwyciłam lampkę
i rzuciłam nią w chłopaka. Rozbiła się o ścianę.
- Gdybyś była mniej oporna i mówiła
prawdę to…
- Mniej oporna?! Ha! Gdybym była mniej
oporna już dawno każdy z was by mnie zaliczył! Skoro jestem dla was gówno warta
to czemu mnie tu trzymacie, co?- tym razem poleciała w niego poduszka.
- Nikt nie powiedział, że jesteś gówno
warta! Jesteś jedną z ważniejszych osób! Poza tym…- zaczął, ale nagle urwał.
- Poza tym co?- krzyknęłam na niego.
- Poza tym, twoim koleżkom udało się
zwiać- zesztywniałam.
- Co powiedziałeś?
- Tym twoim baranom udało się uciec.
Żyją!- krzyknął. Następnie złapał się za głowę i zawył z bólu.
- Harry?- odezwałam się zszokowana.
- Idź stąd- wyjęczał z bólu, a potem
krzyknął. Z jego nosa poleciała krew.
- Harry, czy ten skurwiel miesza ci
właśnie w głowie?
- Tak. Idź stąd- wrzasnął. Powinnam
wyjść. Powinnam zostawić go samego żeby cierpiał. Ale on mi pomógł. Został ze
mną. Westchnęłam i uklęknęłam koło niego. Położyłam sobie jego głowę na
kolanach.
- Co mam robić, Harry?- zapytałam.
- Idź stąd i już nigdy się nie
stawiaj- wyjęczał. Pokręciłam głową.
- Przykro mi, ale nie zrobię tego. Jak
mogę ci pomóc Harry? Co mam zrobić żeby przestał?- otworzył oczy i spojrzał w
moje.
- To minie. On zaraz przestanie. Po
prostu zostań ze mną. To wystarczy- szepnął. Przez kolejne pół godziny Harry
zwijał się z bólu. Cały czas go obejmowałam. Nie wiem w jaki sposób miało mu to
pomóc. Może ten twardziel po prostu ni chciał przechodzić tego sam?
Po tych katuszach usnął. Położyłam
jego głowę na poduszce, którą wcześniej w niego rzuciłam i wyszłam.
Dean
Pojechaliśmy do małego miasteczka
niedaleko o nazwie Steelville. Wynajęliśmy pokój w motelu. Julian właśnie
smacznie spał. Nie dziwię mu się, bo ledwo wyszedł z tego pożaru. Luke uparł
się, że nic mu nie jest. Siedział na
parapecie i wyraźnie nad czymś rozmyślał. Cały czas trzymał się za brzuch.
- Na pewno nic ci nie jest? –
zapytałem.
- Na pewno- odparł twardo.
- No dobra, ale jak coś szpital jest
niedaleko, a…
- Dean- spojrzał mi w oczy- Nic mi nie
jest. Nie potrzebuję jechać do szpitala.
- Skoro tak uważasz- tak naprawdę to
nie chodziło o to, że aż tak się o niego martwiłem. Po prostu nie mogłem tutaj
siedzieć i nic nie robić. Od razu dopadały mnie myśli. I cały czas słyszałem
słowa Juliana:
- Widziałem ten pożar. Widziałem sprawcę.
- Tak? To kto to do cholery zrobił?
- Iris .
Czy moja siostra była zdolna, żeby
zrobić coś takiego? Nie, nie była. Na pewno. Chyba, że zrobili jej pranie
mózgu. Może to opętanie? Tak, to musiało być to. Nie ma innego logicznego
wyjaśnienia.
Z łazienki wyszedł Sam. Skończył brać
prysznic. Spojrzałam na Lucasa.
- Twoja kolej młody- powiedziałem.
Chłopak chwycił czyste ubranie i wszedł do pomieszczenia. Kiedy usłyszałem szum
wody zwróciłem się do Sama- Dziwnie się zachowuje, nie uważasz?
- Sprecyzujesz o co ci chodzi? Bo jak
dla mnie zachowuje się normalnie.
- Wydaje się chory. – Sam westchnął.
- Biologia nigdy nie była moją mocno
stroną, dlatego nigdy nie poszedłem na medycynę, ale Dean… Zachowuje się
normalnie jak na chłopaka, który prawie usmażył się żywcem. Nie szukaj pretekstu,
żeby go zostawić. – prychnąłem.
- Gdybym chciał go zostawić już dawno
by go tu nie było. Po prostu bardziej nam się przyda zdrowy, nić chory- mój
brat się uśmiechnął.
- Lubisz go, Dean- parsknąłem
śmiechem.
- Gdzie tam- machnąłem ręką.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Przyznaj się. Co w tym złego, że w
końcu przekonałeś się do przyrodniego brata?- szturchnął mnie.
- Wcale się nie przeko…
- Akurat- powiedział Julian, który w
tym momencie się obudził. – W ciągu jednej doby wasze stosunki uległy
diametralnej zmianie. Jesteśmy dumni z Sam’em. – kiedy usłyszałem, że woda
ucichła kazałem zmienić temat- Miałem wizję. Szykuje się akcja. Jutro zjedzie
się tu cała zgraja demonów. W tym wasza siostra i mój brat. Możemy ich odbić. –
uśmiechnąłem się i przybiłem sobie z Sam’em piątkę.
- To cudowna wiadomość- usłyszeliśmy,
że Luke wymiotuje. Cała nasza trójka spojrzała na drzwi od łazienki.- Luke,
wszystko dobrze?
- Tak!- odkrzyknął i znowu wymiotował.
Spojrzałem znacząco na chłopaków i ruszyłem w stronę drzwi. Zapukałem.
- Uwaga wchodzę- nie czekając na
odpowiedź wszedłem. Luke spojrzał na mnie. Jego twarz była we krwi. – Co się
dzieje?
- Nic- wyszeptał po czym zwymiotował
krwią. Podbiegłem do niego.
- Szybko, musimy zabrać go do
szpitala! – wrzasnąłem przerażony.
----------------------------
I co sądzicie o rozdziale? Jak myślicie co jest z Lukiem? (czuje, że nikt się nie domyśli^^) Iris dobrze zrobiła, że została z Harrym? Nn pojawi się do piątku, bardzo was proszę o komy, bo 3 jakoś nie dają satysfakcji, a jeśli chodzi o nowe opowiadanie to zajmę wezmę się za nie jak już w wakacje( tylko nadal nie wiem czy chcecie czy nie :/ )
Świetny :D
OdpowiedzUsuńJejku, co jest Lukowi? :o Oby wyzdrowiał :)
I bd AKCJA!!!!! :D
Już nie mogę się doczekać nn :D
Dziękuję :* - Asia :)
Żeby Luke wyzdrowiał :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Czekam na następny :)
Weny :*
Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńCieszę się że Iris została z Harrym.
Biedny Luke. Ciekawe co mu jest :)
Dominika